To co mnie najbardziej bolało w 1 i 2 części to sceny walki.
Są one zrealizowane tak tragicznie i tak oderwane od wszelkiego realizmu, że aż nie mogę na to patrzeć.
Oczywiście sceny z potworami są "trochę" lepsze, bo tam absurd, aż tak nie boli, natomiast walki między ludźmi to totalne dno, dla osoby która się tym interesuje/zajmuje/trenuje.
Klimat serialu podoba mi się bardziej niż książki. Książka była do tego stopnia wulgarna, ze aż wyrywało to z klimatu i budowało poczucie jakiejś dziecinnej groteski.
Nie chodzi mi o częstotliwość stosunków, gwałtów, czy tego typu rzeczy, ale o to ciągłe gadanie o "chędożeniu", które kojarzyło mi się z podpitym grubym wujkiem, któremu zostało tylko gadanie. EDIT: (czasami te historie w ogóle przypominały opowieści "wujka erotomana")
Film zdecydowanie różni się od książki, tylko jest to kwestia tego, jak ocenia się książkę. Dla mnie Sapkowski nie udźwignął wątku fabularnego. Bardzo dobrze go zaczął i oparł się na ciekawym schemacie - przeznaczenie, prawo zagadki, wybrane dziecko. Jak dla mnie później zbyt popłynął w jakieś podróże międzywymiarowe i nudne rozgrywki polityczne, a zbyt odszedł od kontekstu wiedźmina, który zabija potwory.
Zobaczymy, gdzie zaprowadzi to netflix. Ja porównując serial z książką pod względem klimatu, wyżej oceniam film. Pod względem fabuły, to uważam, że najlepszym ruchem byłaby jej minimalizacja; skoncentrowanie się na pomniejszych historiach - taka typowa książka przygodowa.
Aktualnie jestem po pierwszym odcinku i dużo bardziej mi się podoba wątek tego gościa zamienionego w pół-dzika, niż w książce. W książce tam była jakaś bezsensowna nadbudowa o tym, że przez to wreszcie wiejskie dziewczyny zaczęły mu dawać, a tutaj głęboki wątek prawdziwej miłości do potwora.
Podobał mi się też ten mały rys psychologiczny Bruxy. Potwór, który jest zdolny do uczuć, jest inny, myśli inaczej, przywiązuje się, ale jest targany przez żądze (podobał mi się tekst do Ciri: "proszę, nie uciekaj, bo wtedy nie będę mogła się powstrzymać (by cię nie zabić)").