Przecież napisałem, że epidemiolodzy szacują, że statystki są conajmniej 4 krotnie zaniżone. Ten fakt umyka wszystkim (w sensie tu argumentujacym) chcącym porównywać to do statystyk innych chorób.
Więc nie wiem do czego pijesz?
Wątek przeniesiony 2020-04-30 21:14 z Off-Topic przez Shalom.
Przecież napisałem, że epidemiolodzy szacują, że statystki są conajmniej 4 krotnie zaniżone. Ten fakt umyka wszystkim (w sensie tu argumentujacym) chcącym porównywać to do statystyk innych chorób.
Więc nie wiem do czego pijesz?
Wibowit napisał(a):
Ciekawe czy w opowieściach Szwecja dalej będzie socjalistycznym rajem, skoro w imię ratowania gospodarki stosują strategię przypisywaną "krwiożerczym kapitalistom"?
Wiele takich głosów się pojawia, niewątpliwie ludzkość obecnie to ćpun zapatrzony w smartfona, pochłaniający i wydalający bezmózgi content i plastikowe gadżety, sporo osób poświęciłoby życie milionów byle tylko ten stan utrzymać.
Smutny obraz gnijącej cywilizacji.
(trochę nostalgicznie, ale tak to wygląda)
No w Wielkiej Brytanii eksperyment się jakoś nie udał. W Szwecji może się uda, bo oni i tak zawsze siedzą w domach i nie kontaktują się ze sobą, a przy tym są bardziej zdyscyplinowani i być może przestrzegają zaleceń.
To prawda, że niektórzy eksperci twierdzą, że lockdown nic nie da, bo nie może trwać wiecznie, a po jego zakończeniu dojdziemy i tak do tego samego stanu, który by był już na początku, gdyby żadnego lockdownu nie wprowadzono - czyli lockdown niczemu nie zapobiega, a jedynie opóźnia to, co nastąpi tak czy inaczej. Póki co jednak, ta teoria się nie potwierdza.
Troll anty OOP napisał(a):
Czy chciałbyś, aby tylko namaszczeni przez jakąś elitarną grupę mieli prawo wypowiedzieć się na każdy z tematów, a każdy inny miałby milczeć, przyjmować jako prawdę to co mu powie "ekspert"?
To bardzo piękny opis tego czym różni się demokracja od dyktatury i czym różni się obywatel od poddanego.
Obywatel w demokratycznym państwie ma prawo wiedzieć co się dzieje i uczestniczyć w decyzjach. W ustrojach totalitarnych decydują "eksperci", którzy przecież wiedzą lepiej od ciemnego ludu.
renderme napisał(a):
Obywatel w demokratycznym państwie ma prawo wiedzieć co się dzieje i uczestniczyć w decyzjach. W ustrojach totalitarnych decydują "eksperci", którzy przecież wiedzą lepiej od ciemnego ludu.
I nie masz tego prawa? Są wybory, zagłosuj na konfederację, bo z tego co pamiętam oni chcieli wycofywać restrykcje.
Ale, jak nie będzie "tego całego zamieszania", to dziadki będą umierać.
Obawiam się że jak dalej tak pójdzie to dziadki będą umierać z głodu za to bo już wpływy do ZUS są o wiele mniejsze w kwietnu, obym się mylił...
scibi92 napisał(a):
Ale, jak nie będzie "tego całego zamieszania", to dziadki będą umierać.
Obawiam się że jak dalej tak pójdzie to dziadki będą umierać z głodu za to bo już wpływy do ZUS są o wiele mniejsze w kwietnu, obym się mylił...
Nie bój żaby, ludzie 40+ nie takie rzeczy już przeżyli i z głodu tak łatwo nie umierają.
A gdzie teraz kupią to brakujące mięso skoro tzw dziki handel uliczny (kramy, stragany, przyczepy, etc) został zlikwidowany? Dzisiaj na wszystko trzeba mieć zezwolenie, to nie to co lata 80-te.
@Freja Draco: obyś miała rację.
Ogólnie chciałbym powiedzieć że to nie jest tak że jak ktoś krytykuje postępowanie władz i uważa że izolacja poszła za daleko to nie jest egosita który myśli tylko o tym że poszedł by sobie na impreze albo cierpi bo zamiast 10k ma 9k miesięcznie (no dobra tacy może też są, ale to nie wszystcy). Sprawa jest bardziej złożona np. znam osobę które ma raka i nie może zrobić badań. Ta osoba może zostać ofiara koronawirusa nawet jeśli sama nie zachoruje. Sytuacja jest złożona i sam osobiście nie wiem już co jest racjonalne a co nie, mam za to w rodzinie lekarzy którzy są dosyć krytycznie nastawieni do tego co robi rząd w tej kwestii, to są racjonalne osoby i na pewno szurami bym ich nie nazwał.
znam osobę które ma raka i nie może zrobić badań
- w moim drugim kręgu znajomości (kolega kuzyna) jest osoba, której nie wznowili z tego powodu chemii. Dostała 1 czy 2 serie, miały być kolejne, ale odesłali ją do domu.
Jak tak czytam te wywody na temat słuszności zamknięcia części gospodarki, to mam wrażenie, że spora część programistów nie wie, co to jest bieda.
Bieda to nie jest 7k zamiast 11k, ani odłożenie kupna nowej kanapy na przyszły rok.
Bieda to są np. głodujące dzieci. Wiecie, że dekadę temu mnóstwo dzieci w Polsce było niedożywionych? Wiecie np. że 20 lat temu takich niedożywionych dzieci było jeszcze więcej?
Byliście kiedyś głodni, albo zastanowiliście się może jak wpływa na rozwój człowieka brak składników odżywczych w wieku dojrzewania?
Ciągle porównujemy działania polskiego rządu do Niemiec, Włoch, Francji, Anglii, a zastanowiliście się może, że poza naszą bańką IT, przeciętny obywatel RP jest 6 razy biedniejszy od niemca i 3 razy biedniejszy od włocha. Pomyśleliście może, że w imię uratowania może 1000, może 10000 ludzi skazujecie dzieci na niedorozwój z powodu biedy i głodu?
Oglądaliście kiedyś programy Pani Dowbor "nasz nowy dom"? Normalne rodziny, którym lekko powinęła się noga, np. ojciec zachorował, żyją tam w warunkach gorszych niż w XVII w. bez bieżące wody, trując się wszechobecnym grzybem, często niedożywione i odrzucone społecznie. Wiecie, że przez taki lockdown gospodarki może uratuje się parę tysięcy osób (a może i nie), ale zastanowiliście się ile skazuje się na taką egzystencję?
Bieda ma wiele ciekawych konsekwencji. Kto ich nie pamięta z czasów 2000, może pooglądać je na Ukrainie, albo w bardziej hardcorowej wersji w Wenezuelii: mafie, prostytucja, narkomania, przemoc, włamania, przestępczość, rozboje, porwania, handel ludzmi, używki, niedożywienie dzieci, niska średnia życia, brak opieki zdrowornej, samobójstwa.
Spoko, z naszej perspektywy to pewnie spadek z 15K na 13K, więc porównujmy dalej działania rządu do Austrii, Szwajcarii i Niemiec, kto bogatemu zabroni, przecież nas stać.
Ja mam oszczędzone kupę kasy, a jeszcze więcej zainwestowane w taki sposób, że mam dochód na poziomie średniej krajowej nie robiąc nic, ale wiem jak wygląda bieda i powiem coś przykrego: ona niszczy i zabija.
renderme napisał(a):
Jak tak czytam te wywody na temat słuszności zamknięcia części gospodarki, to mam wrażenie, że spora część programistów nie wie, co to jest bieda.
Bieda to nie jest 7k zamiast 11k, ani odłożenie kupna nowej kanapy na przyszły rok.
Bieda to są np. głodujące dzieci. Wiecie, że dekadę temu mnóstwo dzieci w Polsce było niedożywionych? Wiecie np. że 20 lat temu takich niedożywionych dzieci było jeszcze więcej?
Jak słyszę te rozpaczania nad tym, że ludzie zaczną w Polsce umierać z głodu to mi się trochę śmiać chce.
Tak się składa, że miałam kilka lat, kiedy ogłoszono stan wojenny, więc dzieciństwo spędziłam w świecie, w którym niedostępnym luksusem było wszystko, nawet papier toaletowy.
Dzisiejszy poziom życia z perspektywy swoich ówczesnych kilku lat postrzegałabym jako jakieś bajkowe eldorado. Z resztą pamiętam wizytę w Budapeszcie, którego sklepy wyglądały dla mnie wówczas jak sezam Alibaby i nie mogłam pojąć dlaczego ludzie nie wykupują np. całej czekolady, która tam leży. Z resztą czegokolwiek, co tam w ogóle leży.
I mam wrażenie, że wielu osobom tutaj wydaje się, że obniżenie obecnego przesytu np. o połowę będzie już katastrofą, od której ludzie zaczną umierać. Nie nie zaczną. Jak jest kryzys je się po prostu mniej wyszukane, prostsze, tańsze produkty (co nie musi wcale znaczyć, że mniej wartościowe). Jak jest kryzys, to się przygotowuje posiłki własnymi rękami z podstawowych składników, zamiast kupować gotowe. Nie wybrzydza się przy stoisku z kilkudziesięcioma odmianami soli z całego świata, tylko wybiera kamienną albo warzoną, albo po prostu taką, która akurat jest. Nie marnuje się pieniędzy na bzdetne gadżety, które i tak za 1-2 lata wylądują na śmietniku. Nie wyrzuca się rzeczy, tylko naprawia itp.
Żeby rzecz jakoś obrazowo skonkludować nadmienię, że podcieranie się starymi gazetami, drukami itp nie jest może najprzyjemniejsze, niemniej wcale się od tego nie umiera. I podobnie funkcjonuje to w innych obszarach :P
Freja Draco napisał(a):
renderme napisał(a):
Jak słyszę te rozpaczania nad tym, że ludzie zaczną w Polsce umierać z głodu to mi się trochę śmiać chce.
Tak się składa, że miałam kilka lat, kiedy ogłoszono stan wojenny, więc dzieciństwo spędziłam w świecie, w którym niedostępnym luksusem było wszystko, nawet papier toaletowy.
Dzisiejszy poziom życia z perspektywy swoich ówczesnych kilku lat postrzegałabym jako jakieś bajkowe eldorado. Z resztą pamiętam wizytę w Budapeszcie, którego sklepy wyglądały dla mnie wówczas jak sezam Alibaby i nie mogłam pojąć dlaczego ludzie nie wykupują np. całej czekolady, która tam leży. Z resztą czegokolwiek, co tam w ogóle leży.
I mam wrażenie, że wielu osobom tutaj wydaje się, że obniżenie obecnego przesytu np. o połowę będzie już katastrofą, od której ludzie zaczną umierać. Nie nie zaczną. Jak jest kryzys je się po prostu mniej wyszukane, prostsze, tańsze produkty (co nie musi wcale znaczyć, że mniej wartościowe). Jak jest kryzys, to się przygotowuje posiłki własnymi rękami z podstawowych składników, zamiast kupować gotowe. Nie wybrzydza się przy stoisku z kilkudziesięcioma odmianami soli z całego świata, tylko wybiera kamienną albo warzoną, albo po prostu taką, która akurat jest. Nie marnuje się pieniędzy na bzdetne gadżety, które i tak za 1-2 lata wylądują na śmietniku. Nie wyrzuca się rzeczy, tylko naprawia itp.
Żeby rzecz jakoś obrazowo skonkludować nadmienię, że podcieranie się starymi gazetami, drukami itp nie jest może najprzyjemniejsze, niemniej wcale się od tego nie umiera. I podobnie funkcjonuje to w innych obszarach :P
Uprzedni ustrój nosił miano socjalizmu i to nie bez powodu. W socjalizmach, choć zwykle jest biednie (nie zawsze), to państwo w jakiś tam sposób chroni biednych, np. zapewniało wodę w kranie i dach nad głową.
Mówisz, że pamiętasz, jak w sklepach nie było czekolady, ale jakoś nie masz wspomnień o tym, jak komornik eksmitował Cie na bruk i musiałaś iść z rodzicami do przytułku, gdzie zaraziłaś się wszami i innymi chorobami, a jak zachorowałaś to nie mogłaś liczyć na pomoc medyczną. bo nie miałaś ubezpieczenia.
Tak wyglądają obrazy z ostatniego amerykańskiego kryzysu ilustrowane w wielu dokumentach - pewnie w Polsce będzie trochę lepiej, bo tutaj jest trochę więcej zabezpieczeń socjalnych.
Mam np. takich znajomych - 5 osobowa rodzina. Oboje rodziców zostali bez pracy od zeszłego miesiąca, bank nie przyznał im wakacji kredytowych, bo tak to pięknie premier załatwił. Za chwile bank wypowie im kredyt i ich eksmitują. Mieszkanie sprzedadzą za grosze, bo spadek cen nieruchomości obecnie jest nieunikniony i pewnie po całej operacji pozostaną z ogromym długiem. Może dzięki upadłości konsumenckiej wygrzebią się z tego w ciągu 2-3 lat, a do tego czasu jak mają funkcjonować? Jak nawet znajdą pracę, to syndyk zetnie im z pensji tyle, że nawet pokoju nie wynajmą. Jedyny plus dla nich, że jesteśmy w UE i jak otworzą granicę to mogą uciec do jakiegoś cywilizowanego kraju, gdzie komornik nie zabiera poniżej minimum egzystencji.
Ktoś powie: po co brali kredyt? Znam też takich którzy kredytu nie mają i wynajmują, bo to jedyna alternatywa. Faktycznie będą w lepszej sytuacji - chwilowa bezdomność, ale przynajmniej bez długów.
@renderme: może twoje gadanie o tym, że będzie wielki kryzys i ludzie będą umierać w rynsztokach nawet mogłoby mnie wzruszyć.
Pamiętam jednak, że ludzie i tak prognozowali kryzys gdzieś w tym okresie 2019/2020. Naprawdę, jeżeli Polska ma cofać się do mrocznych wieków średniowiecza, przy każdym kryzysie- to trochę lipa, bo kryzysy są cyklicznym zjawiskiem.
Mogę się założyć, że US wyjdą z kryzysu w ciągu dwóch lat, mają olbrzymie doświadczenie, mocnego dolara, dodatkowo jak dobrze to rozegrają to umocnią się jako lider i znacznie umniejszą Chiny (już to robią), Niemcy też dyktują warunki (np. Nord Stream-2) trzeba sie ich trzymać i rozwijać import.
No, Trump już widział dowody, że wirus uciekł z chińskiego laboratorium. Huawei ma bana od Google, za chwilę Xiaomi też dostanie bana na Google. Trump walczy z Chinami.
Że USA wyjdą z kryzysu to pewne. Bogaty sobie łatwiej poradzi, niż biedny.
renderme napisał(a):
Uprzedni ustrój nosił miano socjalizmu i to nie bez powodu. W socjalizmach, choć zwykle jest biednie (nie zawsze), to państwo w jakiś tam sposób chroni biednych, np. zapewniało wodę w kranie i dach nad głową.
Mówisz, że pamiętasz, jak w sklepach nie było czekolady, ale jakoś nie masz wspomnień o tym, jak komornik eksmitował Cie na bruk i musiałaś iść z rodzicami do przytułku, gdzie zaraziłaś się wszami i innymi chorobami, a jak zachorowałaś to nie mogłaś liczyć na pomoc medyczną. bo nie miałaś ubezpieczenia.
Masz rację odnośnie tego, że bieda w socjalizmie i bieda w kapitalizmie wyglądają trochę (a nawet mocno) inaczej.
Jednocześnie przypominam, że rozważamy tu sytuację, gdy na jednej szali ważymy potencjalnie kilkaset tysięcy zgonów na drugiej zaś mniejsze lub większe zbiednienie milionów. I przypominam, że argumentujesz, że w takiej sytuacji "ludzie zaczną niedługo umierać z głodu".
No to podbijmy stawkę. Ja przeżyłam kryzys lat 80-tych. Było biedne, szaro i smutno a wiele podstawowych produktów trzeba było "upolować" w sklepach albo odstać za nimi swoje w kolejkach. Natomiast moja matka urodziła się w roku wybuchu wojny, straciła ojca i wraz z matką i piątką rodzeństwa była repatriowana ze wschodu, tracąc cały rodzinny majątek. No i dopiero ona mogła powiedzieć, że była naprawdę biedna, bo np. do pierwszej komunii świętej szła na bosaka, a żeby móc kupić sobie książki do VII klasy podstawówki, zbierała w lesie jagody i sprzedawała je, zatem często obywała się po prostu bez rzeczy, które nawet w biednej, schyłkowej komunie wydawały się raczej oczywiste. I wiesz co? Pomimo biedy stojącej kolejny poziom wyżej niż wszystko czego sama doświadczyłam, ludzie wcale tak łatwo nie umierali.
Żeby dojść do poziomu biedy, który naprawdę robi się śmiertelny, trzeba się cofnąć jeszcze ze 2-3 pokolenia dalej, kiedy ludzie zapieprzali przez 12 godzin dziennie na polu, odwalając pańszczyznę. Przeglądałam księgi parafialne, szukając swoich przodków z tego okresu i żyli średnio jakieś 40 lat, a jak ktoś dożywał 80 to zwykle jakiś ekonom czy inny pleban.
Pomimo biedy stojącej kolejny poziom wyżej niż wszystko czego sama doświadczyłam, ludzie wcale tak łatwo nie umierali.
Średnia długość życia w latach 80-tych to 71 lat. Dzisiaj to chyba 78 lat. Gdyby puścić wirusa samopas to może akurat cofnęlibyśmy się do lat 80-tych? Chociaż prawdopodobnie i tak byłoby lepiej.
Problem jest bardzo złożony i tak na prawdę nikt nie wie jak się powinniśmy zachować. Moim zdaniem restrykcje były zbyt duże i często nie przemyślane, ale z drugiej strony patrząc na to co wydarzyło się w szpitalach to strach się bać co by były, gdyby do nas ta epidemia dotarła w normalnych rozmiarach. Można sobie gdybać. Władza postawiła na pewne rozwiązania - nie ma co mędrkować tylko dostosować się do zaleceń pochodzących od ekspertów.
Zastanawia mnie co będzie dalej - chyba tylko model koreański ma rację bytu, ale kurcze jakoś nie mam zaufania do naszej władzy aby zgodzić się na takie ograniczenia prywatności. Zresztą nasze państwo w takich obszarach jest tak dysfunkcyjne, że nawet nie ma co liczyć, że to się uda, gdy na dzisiaj nawet jak masz silne podejrzenie zarażenia, to masz problem z zorganizowaniem testu.
Realnie więc chyba jak zawsze pójdziemy po prostu na żywioł i "się zobaczy".
Też jestem zdania, że obostrzenia będą miały bardziej negatywne skutki niż sama choroba - wiele osób umrze z powodu braku dostępu do służby zdrowia bo np. nie doczeka planowanego zabiegu, nie przebada się w pierwszej fazie nowotworu itp. Tego oczywiście nie będzie w statystykach, więc trudno porównać. Wiele osób pewnie popełni samobójstwa z powodów ekonomicznych. Stracimy też na jakości życia - wiele osób czasowo lub trwale wpadnie w biedę. Pytanie jednak czy decyzje rządu wiele by tu zmieniły - i tak ekonomicznie jesteśmy mocno zależni od gospodarki światowej.
Pamiętajmy też, że łatwo podejmuje się decyzje po fakcie, gdy zna się ich bilans, a tutaj, gdy decyzje zapadały, poziom niepewności był znacznie większy - nawet dzisiaj trudno te decyzje jednoznacznie oceniać.
hadwao napisał(a):
Też jestem zdania, że obostrzenia będą miały bardziej negatywne skutki niż sama choroba - wiele osób umrze z powodu braku dostępu do służby zdrowia bo np. nie doczeka planowanego zabiegu, nie przebada się w pierwszej fazie nowotworu itp.
Uważasz, że przy wirusie puszczonym samopas i powiedzmy 300k zarażonych i 20k trupach dostęp do służby zdrowia byłby zapewniony?
aaquillus napisał(a):
KoronaCyrk - wasze opinie na ten temat
Cyrki to odwalają Ci, którzy ryzykują cudze życie i kraj, dla własnej wygody (np brak maseczek, rękawiczek, wyjście do restauracji etc).
No mnie też to drażni. Ja np jadę rowerem w masce, a jakiś debil jeden z drugim idzie z maską na brodzie. A policji nie ma oczywiście. Jak wszyscy to wszyscy.
TomRiddle napisał(a):
Cyrki to odwalają Ci, którzy ryzykują cudze życie i kraj, dla własnej wygody (np brak maseczek, rękawiczek, wyjście do fryzjera, etc).
Nie myśl o tym co społeczeństwo może zrobić dla ciebie ale o tym co ty możesz zrobić dla siebie!
Muszę przyznać, że kierownictwo PSS jest bardzo kreatywne. Otóż, przy wejściu do sklepu zawieszono dozownik z płynem dezynfekującym, takim prawdziwym, acz rozcieńczonym wodą. Ale, wredni klienci ciągle go używali no i płyn zaraz się kończył. A jako że płyn drogi i sam się nie uzupełnia, znaleziono na to radę. Dozownik wisi dalej, a płyn już się nie kończy. Jak to możliwe? Otóż, cieciowi przy wejściu wręczono butelkę, zawierającą wodę z małą ilością mydła, która nijak nie dezynfekuje, ale ma tą zaletę, że jest tania. Cieć zastępuje drogę każdemu, kto wchodzi do sklepu i spryskuje mu dłoń tą wodą z mydłem (tak, tylko jedną dłoń "bo to się pieni", no a woda to też kosztuje, to nie są tanie rzeczy). Wymogi ustawy spełnione - jest prawdziwy płyn do dezynfekcji przy wejściu. A rękawiczki? No były. Takie foliowe, prawdziwe. Ale to też nie są tanie rzeczy, bo klienci wrednie brali po dwie ciągle. Więc, w tym samym miejscu powieszono jednorazowe torby foliowe. Wyglądają tak samo z daleka, ale nie znikają już. Znów oszczędności.
Co prawda tego nie rozumiem, ale cieć nie pozwala też wejść do sklepu ze swoją torbą. Trzeba wózek, bo tak. Przed epidemią nie trzeba było wózka. Wiadomo, jak się dotyka tylko swojej torby, to łatwiej się zarazić. Ale cieć "dezynfekuje wózki" - tak mówił. Pewnie tą wodą z mydłem, ale nikt nigdy tego nie widział.
The soap not only loosens the “glue” between the virus and the skin but also the Velcro-like interactions that hold the proteins, lipids and RNA in the virus together.
Meini napisał(a):
Muszę przyznać, że kierownictwo PSS jest bardzo kreatywne. Otóż, przy wejściu do sklepu zawieszono dozownik z płynem dezynfekującym, takim prawdziwym, acz rozcieńczonym wodą.
No muszę przyznać, że jest to wszystko druzgoczące. Wprowadzono skrajne restrykcje, a najbardziej niebezpieczne, debilne zachowania ciągle są widoczne.
Ostatnio stałem w kolejce z całą rodzinką, a koleś metr ode mnie dostał jakiegoś ataku kaszlu, więc OCZYWIŚCIE zdjął maseczkę i zaczął kaszleć w każdą stronę, a obsługa sklepu jeszcze z nim żartowała, że to pewnie przez maseczkę i żeby lepiej zdjął.
Ogólnie koleś cały czas kaszlał, co minutę dostawał takiego ataku i za każdym razem zdejmował maseczkę, no bo przecież w maseczce się niewygodnie kaszle.
Jakoś na takie przypadki prawo jest ślepe, a jak ktoś chce w sterylnych warunkach prowadzić zakład fryzjerski, to nie może.
Chociaż część osób mogła mieć wrażenie, że neguję całą tę epidemię, to wcale tak nie jest. Uważam tylko, że wdrożyliśmy najgłupsze z rozwiązań, a nie wdrożyliśmy wielu ważnych stosowanych w Chinach i Korei, w tym:
aaquillus napisał(a):
A znasz jakiś kraj, w którym nie było ograniczeń i zmarło dużo ludzi? Ja takiego nie kojarzę.
Według Twoich kryteriów to pewnie nie. A jak dla mnie, to zarówno we Włoszech, Hiszpanii jak i UK zmarło dużo ludzi, a ograniczenia wprowadzono zbyt późno.
Jedynym efektem tego jest to, że jest nakręcana niesamowita panika w społeczeństwie.
To zdanie: "nakręcana jest panika" brzmi jakby ktoś to robił odgórnie. Tymczasem ludzie sami panikują w obliczu jakiegokolwiek zagrożenia, bo to dość naturalne zachowanie.
Zgadzam się w 100%, tyle tylko że jest wiele osób, które boją się same o siebie, chociaż ani starzy, ani schorowani nie są.
Ja znam wiele osób, które boją się pająków albo burzy, mimo że też nie są w żadnej grupie ryzyka. Lęk jest naturalnym uczuciem towarzyszącym ludziom, i często bywa irracjonalny.
I wiele rzeczy, które napisałeś brzmi właśnie jak panika, np.:
Mało jest oczywiście pojęciem względnym i ciężko przyjąć tutaj jednoznaczną definicję, można to chyba jedynie porównywać do tego, ilu ludzi umiera z innych przyczyn. Natomiast w moim przekonaniu ludzkiego życia nie da się przełożyć na pkb, to nie chodzi o to, żeby część społeczeństwa zarabiała, gdy inni będą umierać, ale mniejsze pkb to jednocześnie mniej pieniędzy w nfz, większe bezrobocie, a co za tym idzie dłuższe kolejki na zabiegi i terapie, większa ilość depresji, samobójstw itd.
Ale spoko, każdy ma prawo się bać.
Generalnie, to ludzie umierają z wielu przyczyn, nie tylko z powodu koronawirusa, jak już pisałem wcześniej w mojej rodzinie ludzi do grobu śle głównie rak, toteż ten koronawirus to przy nim pikuś.
To, że jeden dziadek umarł na raka, nie znaczy, że drugi nie jest w grupie ryzyka koronawirusa.
renderme napisał(a):
Oglądaliście kiedyś programy Pani Dowbor "nasz nowy dom"? Normalne rodziny, którym lekko powinęła się noga, np. ojciec zachorował, żyją tam w warunkach gorszych niż w XVII w. bez bieżące wody, trując się wszechobecnym grzybem, często niedożywione i odrzucone społecznie.
Tak szczerze uważam, że ten program, to prawdopodobnie jedyna dobra rzecz, którą jakakolwiek TV w Polsce robi.
renderme napisał(a):
Mówisz, że pamiętasz, jak w sklepach nie było czekolady, ale jakoś nie masz wspomnień o tym, jak komornik eksmitował Cie na bruk i musiałaś iść z rodzicami do przytułku, gdzie zaraziłaś się wszami i innymi chorobami, a jak zachorowałaś to nie mogłaś liczyć na pomoc medyczną. bo nie miałaś ubezpieczenia.
Tak wyglądają obrazy z ostatniego amerykańskiego kryzysu ilustrowane w wielu dokumentach - pewnie w Polsce będzie trochę lepiej, bo tutaj jest trochę więcej zabezpieczeń socjalnych.
Ale nie ma sensu porównywać dzikiego kraju, w którym niczym w czasach jaskiniowych odległość mierzy się własnymi stopami do cywilizowanej Polski. Tu nie można eksmitować matki z dzieckiem na bruk ani nie można być nieubezpieczonym dzieckiem.
Mam np. takich znajomych - 5 osobowa rodzina. Oboje rodziców zostali bez pracy od zeszłego miesiąca, bank nie przyznał im wakacji kredytowych, bo tak to pięknie premier załatwił. Za chwile bank wypowie im kredyt i ich eksmitują. Mieszkanie sprzedadzą za grosze, bo spadek cen nieruchomości obecnie jest nieunikniony i pewnie po całej operacji pozostaną z ogromym długiem. Może dzięki upadłości konsumenckiej wygrzebią się z tego w ciągu 2-3 lat, a do tego czasu jak mają funkcjonować? Jak nawet znajdą pracę, to syndyk zetnie im z pensji tyle, że nawet pokoju nie wynajmą. Jedyny plus dla nich, że jesteśmy w UE i jak otworzą granicę to mogą uciec do jakiegoś cywilizowanego kraju, gdzie komornik nie zabiera poniżej minimum egzystencji.
Bardzo smutna historia, chociaż mało realna. Bank musi mieć powód, aby wypowiedzieć kredyt, kilka niespłaconych rat takim powodem nie jest. Bank doskonale wie, że wypowiedzenie tej umowy równa się po pierwsze procesowi sądowemu, a po drugie zerowym szansom na odzyskanie całej kwoty. Bankowi opłaca się układać z dłużnikiem.
Strasznie panikujesz w swoich postach. Jak na razie mamy raptem 1,5 miesiąca wyłączenia części gospodarki, jeszcze jest bardzo daleko do ulic pokrytych umierającymi z głodu dziećmi. Zwłaszcza, że gospodarka ma być odmrażana w najbliższych tygodniach.
No i należy pamiętać, że osłabienie jest spowodowane nie tylko decyzją naszego rządu, ale też globalnymi realiami gospodarczymi. Uproszczając - skoro w USA jest źle, to w Monachium nie trzeba produkować tylu dresowozów, więc w Polsce produkcja desek rozdzielczych też staje.
somekind napisał(a):
Strasznie panikujesz w swoich postach. Jak na razie mamy raptem 1,5 miesiąca wyłączenia części gospodarki, jeszcze jest bardzo daleko do ulic pokrytych umierającymi z głodu dziećmi. Zwłaszcza, że gospodarka ma być odmrażana w najbliższych tygodniach.
Scenariusze są 3:
Myślę, że wydarzy się scenariusz 2. Tylko szczerze się przyznam, że nie zmieni on aż tak wiele. Ostatecznie kryzys tylko częściowo spowodowany jest przez lockdown. Kryzys jest głównie dlatego, że jest kryzys. To jest spirala paniki, finansowej paniki. Ograniczają inwestycje nawet firmy, na które zupełnie nie wpływa COVID, np. gamedev, bo kapitał się trzęsie nad ryzykiem straty (edit:), a w części wprost czeka na rozwój wydarzeń licząc na bankructwa i spadek oczekiwań pracowników.
Ostatecznie może to dobrze, że były te restrykcje, bo teraz jak jakaś firma eventowa upadnie, to będzie mogła szarpać w sądach państwo, że ich wykończyło i może coś ich poratują, a w przeciwnym razie państwo mogłoby umyć ręce jak Piłat i powiedzieć: "mogliście sobie pracować, to nie nasza wina, że był wirus i nie było chętnych."
renderme napisał(a):
Ostatecznie może to dobrze, że były te restrykcje, bo teraz jak jakaś firma eventowa upadnie, to będzie mogła szarpać w sądach państwo, że ich wykończyło i może coś ich poratują, a w przeciwnym razie państwo mogłoby umyć ręce jak Piłat i powiedzieć: "mogliście sobie pracować, to nie nasza wina, że był wirus i nie było chętnych."
XD uchu, zatrzymajcie ta karuzelę śmiechu! Sądzisz, że jakikolwiek przedsiębiorca uzyska coś od państwa w takiej sytuacji? Nie takie wałki, szły a firmy upadały, a żaden urzędas nawet upomnienia nie dostał. Smutne, to, ale odpowiedzialność ze strony rządzących, czy to polityczna, czy personalna u nas nie istnieje.