Ostatnio sporo słyszę o dawaniu ludziom na rekrutacjach zadań, których wykonanie trwa wiele godzin, a nawet dni. Czasami takie rozwiązania mają nawet charakter produkcyjny, czasem jakiejś potrzebnej, pobocznej funkcji.
Z zasady jestem wolnorynkowcem, wierzę jednak, że świadomość społeczna i solidarność grupy zawodowej jest ważnym czynnikiem w kształtowaniu etosu danego zawodu.
Jakiś czas temu udało się przeforsować podawanie widełek w ofertach, poddając ostracyzmowi zatajanie wynagrodzenia. Wciąż jest to legalne (i dobrze), ale oferty takie wykluczane są z wielu prywatnych forów, a także kojarzone są ze złymi praktykami. Taką perspektywę udało się osiągnąć dzięki solidarności grupy zawodowej.
Wierzę, że podobnemu ostracyzmowi powinna być poddana praktyka zadawania czasochłonnych zadań do wykonania za darmo.
Jeżeli jako grupa zawodowa zgodzimy się na taką patologię, to w zasadzie znajdziemy się poziom niżej niż tynkarze, bo jakoś nie spotkałem się z praktyką, żeby ktoś mówił do tynkarza: "zrób Pan jedną ścianę za darmo, a potem zobaczymy".