Natomiast ci ludzie na załączonym obrazku różnią się od powyżej wspomnianych tylko tym, że
a) stać ich było na zapłacenie Białorusi kilkuset dolarów za dostarczenie pod polską granicę,
b) Łukaszenka macha ci nimi przed oczami, co sprawia, że nie możesz wyprzeć ze świadomości faktu ich istnienia, co skutecznie czynisz odnośnie pozostałych kilkuset milionów, żeby uniknąć dysonansu poznawczego.
Nie. Różnią się czymś więcej. Różnią się tym, że ci ludzie zapukali do drzwi mojego kraju i poprosili o pomoc. I tu nawet nie chodzi o to, że ten kraj nie przyjmuje ich z otwartymi rękoma, nie daje azylu itp. Tylko, o to, że tu chodzi o ludzką pomoc tu i teraz - danie czegoś do jedzenia i picia, zbadania.
Czy jak widzisz leżącego człowieka na ulicy, który może właśnie dostał zawału to przechodzisz obok niego żeby go nie nadepnąć, czy może jednak próbujesz mu pomóc? Bo przecież myśląc globalnie
w tym momencie na całym świecie tysiące osób właśnie zemdlało, dostało zawału, udaru, upadło na ulicę, a skoro wszystkim nie pomogę to co zmieni to, że pomogę temu jednemu? To nie jest tak, że żebrak który poprosił cię właśnie o piątaka na ulicy jest dla ciebie tak samo odległy jak żebrak, który stoi sobie właśnie np. na ulicy w New Dehli. Bo ten pierwszy nawiązał kontakt konkretnie z tobą, wybrał cię czy ci się to podoba czy nie i stworzył sytuację, która właśnie testuje twoją empatię i współczucie. A tyle o sobie wiesz na ile cię przetestowano.
Zresztą nawet żebrak ma trochę więcej opcji - jeśli ty mu odmówisz, to może trafi się ktoś inny kto mu pomoże. Tamtych ludzi na granicy traktuje się jak trędowatych, bo wszyscy się boją, że jeśli dam jednemu kanapkę, to potem będę odpowiedzialny za utrzymanie milionów innych do końca życia. Taka dziwna gra, że ten kto pierwszy okaże się człowiekiem, przegrywa.
Czy ci się to podoba, czy nie, państwa powstały jako struktury chroniące swoich mieszkańców przed żywiołem świata zewnętrznego. Państwa, które nie potrafiły spełnić tego zadania po prostu przestawały istnieć. Zewnętrzne zagrożenie może oznaczać tak obcą nam armię jak i obcych niby cywilnych osadników. Preludium zmierzchu Imperium Rzymskiego było zezwolenie na masową imigrację barbarzyńców i ich masowe osiedlanie się na rubieżach państwa, a kilka pokoleń później nie było tam już po prostu Rzymu.
aha, ale nie mówimy o pozwoleniu na osiadanie się na wschodniej granicy milionom emigrantów, tylko o daniu grupce 20 osób trochę jedzenia, wody i ubrań.
Różnica pomiędzy nami jest taka, że ty myślisz (przynajmniej w tej kwestii) lokalnie i emocjonalnie, ja zaś globalnie i perspektywicznie.
Mylisz się. Ja generalnie też uważam, że ludzie powinni się trzymać swojej grupy kulturowej, chociaż akurat Polsce takie mieszanie kultur w historii specjalnie nie szkodziło. A moje emocje tak naprawdę dotyczą was - grupy uprzywilejowanych, żyjących w swojej różowej banieczce, których głównym zmartwieniem jest to czy bardziej opłaca się B2B + IPBox czy może UoP + KUP. I nawet nie o to chodzi, że nie rzucacie wszystkiego by pomóc tamtym ludziom, bo ja też nie rzucam i nie jadę. Chodzi tylko o to, jak sobie pierzecie sumienia, i jak wpędzając w samozadowolenie uzasadniacie, że właściwie to nawet nie można im pomagać, bo jak dasz im kanapkę to tak jakbyś obciągnął Łukaszence, a za rogiem już czai się horda, która nas zgwałci i zje.
A jak nawet przyjadą i się osiedlą w tysiącach, to w sumie czego się boicie? Że obca kultura wyprze naszą kulturę? Jeśli tak to może ta nasza kultura trochę słaba? Że jako państwo nie będziemy stanowić jedności, że zatracimy wspólne wartości? Już jej nie stanowimy, a ja z połową moich "rodaków" nie mam wspólnych wartości. Dzisiejsze państwa są z jednej strony zachowują archaiczny podział tam, gdzie go w sumie już być nie powinno, a z drugiej sklejają na gumę do żucia obce sobie kultury. Więc po co to całe przedstawienie, udawanie że bronimy czegoś czego nie ma?
January