w PL cały ten Covid jest bardzo na rękę aparatowi władzy.
Bynajmniej.
Po pierwsze mieli na zeszły rok zaplanowany budżet bez deficytu mimo rozbuchanego socjalu. Za sprawą covida cały misterny plan poszedł w piach, deficyt był największy w historii.
Po drugie choroba statystycznie uderza w jedną z ważniejszych części ich elektoratu.
I trochę ludzi widząc ich kłamstwa i nieudolność jednak przejrzało na oczy i przestało im ufać.
Myślę, że ludzie za mało grają w planszówki, gdyby grali więcej, to wówczas może lepiej ogarnialiby podejmowanie decyzji w warunkach wiedzy niepełnej.
Ja sam się wahałem kilka miesięcy temu, bo mam problemy z układem odpornościowym, więc potencjalnie mógłbym mieć jakieś dziwne akcje po szczepieniu. (Np. zawsze po szczepionkach na grypę byłem przeziębiony - wiem, że to tylko korelacja bez dowodu na przyczynowość, ale przestałem się szczepić i mam spokój od lat.) Niemniej jednak myślę, że trzeba obserwować sytuację i się dostosowywać. Np. internetowi eksperci od depopulacji wieszczyli, że w ciągu 2 tygodni umiera 1% zaszczepionych. Coś nie widać.
Najmniej ryzykowne byłoby nie chorować i się nie szczepić, tylko szanse na to, że nigdy nie zachoruję, są znikome. No i teraz pytanie czy lepiej czekać na chorobę, czy przygotować na nią organizm.
Statystyki śmiertelności covida są z grubsza znane, niemniej jednak, podobnie jak z lataniem samolotami - mnie nie interesuje, że spada jeden na milion, ja nie chcę, żeby ten mój spadł. Znam ludzi, którzy przeszli to całkowicie bezobjawowo, ot jakaś naturalna odporność czy coś, znam starych (stary to jest człowiek 75+, a nie 50+), otyłych ludzi z astmą, którzy przeżyli, ale znam też ludzi w swoim wieku, którzy leżeli w szpitalu pod tlenem. Znani mi ludzie po przejściu covida mają teraz zmiany w płucach oraz zaburzenia równowagi albo problemy z koncentracją. To nie jest "nic" jeśli do tej pory zdrowy człowiek idąc po chodniku nagle traci czucie/władzę w nogach i upada twarzą na beton, albo gdy człowiek nagminnie zapomina po co gdzieś poszedł albo jak wykonać proste czynności typu wstawienie wody na herbatę albo włączenie miksera. Ja dziękuję za takie coś.
Jakie szczepionka ma krótkotrwałe skutki uboczne wiadomo z ulotki i z obserwowania sytuacji na świecie. Jakie ma wirus też wiadomo. Tutaj szczepionka zdecydowanie wygrywa.
Jeśli chodzi o długotrwałe skutki, to jakie może mieć mieć szczepionka, których nie daje przejście choroby? Moim zdaniem w najgorszym razie takie same, więc tutaj też szczepionka wygrywa.
Rozumiem, że ktoś nie chce się szczepić, bo już przeszedł chorobę i wie, jaki ma u niego przebieg. Spoko - ja nie wiem, więc wolę się zaszczepić.
Padał tu argument, że na tych wszystkich szczepieniach ktoś dobrze zarabia. Bądźmy poważni - tak działa świat, że na wszystkim zawsze ktoś zarabia, a każda katastrofa czy nieszczęście jednego człowieka jest okazją do zarobku dla drugiego. Na workach na piasek i samochodach strażackich również. (Jedynym rozwiązaniem tego problemu jest wprowadzenie Prawdziwego Komunizmu™, ktoś chętny?)
W wątku padło pytanie "której nauce ufać?". To nie jest sensowne pytanie, bo nauka jest jedna. I można jej ufać z następujących powodów:
- Na co dzień widać, ze działa - nie tylko dzięki temu, że możemy się komunikować przy pomocy globalnej sieci korzystającej z uporządkowanego ruchu elektronów oraz impulsów świetlnych, albo poruszać samochodami, które same potrafią unikać wypadków, ale też w życiu milionów ludzi, którzy w dzisiejszych czasach żyją, dzięki okiełznaniu chorób, które kilkadziesiąt czy kilkaset lat temu były śmiertelne.
- W przeciwieństwie do różnych "nienauk" (religii, "chłopskiego rozumu", globalnych spisków) zakłada omylność i ma wbudowane mechanizmy naprawy. Owszem, dziesiątki lat temu stosowano lobotomię i wstrząsy insulinowe do "leczenia" schizofrenii. 60 lat temu Talidomid miał być świetnym lekiem nasennym. 150 lat temu lekarze twierdzili, że mycie rąk to zbędna strata czasu, przez co przyczyniali się do śmierci noworodków. Ale przeanalizowano te sytuacje i wyciągnęła wnioski. Bo to jest nauka - coś, co się ciągle ulepsza, a nie jest nieomylne.
Wiele razy czytałem artykuły o tym, że karetka przez pól dnia stoi w kolejce a chorzy z zawałami sobie sami muszą taksówką jechać do szpitala, ludzie piszą o przekładaniu operacji i terapii. Brak pomocy komuś z zawałem widać natychmiast, natomiast odwołane chemioterapie i inne procedury medyczne ujawnią się za jakiś czas. Podobnie, jak (być może) negatywne długofalowe efekty szczepień.
Nie twierdzę, że tak jest - ale problemem jest to, że ludzie "proszczepionkowi" raczej nie próbują tego rozważać, a jedynie uznają, że szczepienie się jest jedynym słusznym rozwiązaniem, a kowida traktują z taką powagą, jakby to była ebola. A jak ktoś ma inne zdanie, to zaraz zaczyna się wyzywanie od foliarzy, głupków, bezmózgów itp.
Ależ to jest całkowita nieprawda! To było rozważane i przewidziane na samym początku, zanim jeszcze pandemia na dobre u nas zagościła. Celem wszystkich lockdownów i obostrzeń było właśnie niedopuszczenie do zatkania systemu opieki zdrowotnej, aby dało się leczyć wszystkich potrzebujących.
Dziesiątki użytkowników na tym forum to mega ogarniacze, ale jak czytam ich niektóre posty w których śmeiszkują z chipa i Bill Gatesa, a chwilę później bezrefleksyjnie polecą się zaszczepić to jestem przerażony. Poczytajcie proszę ulotkę od producenta, a nie tę która jest dostarczana wraz z szczepieniem - otworzą wam się oczy.
No ok, spójrzmy:

I co tu jest takiego strasznego?