Podsumowując dotychczasowy wątek:
Aryzacji IT mówimy stanowcze raczej nie!
Podsumowując dotychczasowy wątek:
Aryzacji IT mówimy stanowcze raczej nie!
Ten wątek w jakieś dziwne miejsca prowadzi.
Po pierwsze, w tej chwili, tak z połowa wyższego kierownictwa IT w dużych firmach to hindusi. I to właściwie wyjaśnia sporą część tematu.
Co do jakości pracy, to znowu, są różne kategorie. Ta z którą zwykle mamy do czynienia, to wyrobnicy z łapanki. W Indiach bodziec finansowy jest jeszcze większy niż u nas i parcie na drzwi eldorado bez porównania większe. Znajomość języka angielskiego również raczej wyższa niż w PL.
W czasie swojej kariery spotkałem kilku bardzo kumatych hindusów, wszyscy spędzili sporo czasu na zachodzie, zwykle byli po studiach na dobrej uczelni i mieli za sobą lata pracy w sensownych firmach.
Miałem też niestety do czynienia z zespołami specjalistów IT, bo ktoś wpadł na pomysł, że zamiast zatrudniać piwniczaków, to lepiej zlecić robotę do jakiegoś software house'u, body leasingu itp. Efekt był podobny, nie ważne jakie było pochodzenie tego tworu. Indie, Polska jeden pies. Zwyczajnie podejście, że zatrudnimy sobie jakąś firmę, która nam napisze coś tam, chociaż sami do końca nie wiemy co to ma być się nie sprawdza, a taki najęty na 3 miesiące zespół z założenia będzie miał wywalone na to, czy ktoś zdoła im wytłumaczyć czego chce i czy zdąży załatwić dostępy do repozytorium. Różnic w skillach specjalnie nie dostrzegłem, natomiast są różnice kulturowe, które już mają znaczenie:
W PL marudzimy i to jest nasza największa wada. Masę czasu zmarnowałem na dyskusje o tym, że "to się nie da zrobić, bo ", chociaż w rzeczywistości chodziło o banały i sprowadzało się do tego, że to trzeba kilkaset linii sensownego kodu napisać, bo akurat nie ma odpowiedniej biblioteki/adnotacji. W dodatku uwielbiamy marnować czas na rzeczy o których nie mamy pojęcia i które od nas nie zależą. Oczywiście plus taki, że można to robić po polsku a nie w śpiewanym angielskim, ale to jest plus dla nas, a nie dla kogoś, kto podejmuje decyzje siedząc w USA.
Z zespołami hinduskimi moje doświadczenia są w drugą stronę. Nigdy nie usłyszysz, że się czegoś nie da, nawet jeżeli faktycznie się nie da. Trzeba wskazać konkretnie co, jak ma być zrobione, gdzie oczywiście znajdzie się jakiś boss, SM, architekt, a po 3 miesiącach robota w tym samym miejscu gdzie była, tylko sporo czasu na wielokrotne tłumaczenie tych samych rzeczy, tym samym ludziom. Skill zespołów z Bangalore - jak to u ludzi z łapanki. Dostałem kiedyś "zespół DevOps", przygotowaliśmy backlog z konkretnymi zadaniami typu "przenieść repozytorium artefaktów z X do Y".
Przez miesiąc jałowe dyskusje o niczym, później gadanie bohaterskie ataki na napisanie w shellu skryptu, co to wywoła docker pull, docker push, zwieńczone spotkaniem, na którym podyktowałem ten skrypt.
Wtedy upłynęły już te 3 miesiące, dostałem prośbę o napisanie referencji, wypaliłem fajkę na szybko, jeszcze szybciej napisałem jak wspaniale mi się z nimi pracowało i jak bardzo dziękuję za współpracę.
Dlaczego pozytywna opinia? Oczywiste, bo pracuję w korpo, a korporacje przyjmują ostatnio strategię bycia do bólu poprawnymi politycznie, a ja zwyczajnie nie miałem ochoty na dyskysje, czy negatywna opinia o czyjejś pracy wynika faktycznie z tego, że źle pracowali, czy może jestem uprzedzony na tle etnicznym.
Zobaczcie ile Google płaci w PL, a ile w Indiach, można się zdziwić :)
Sirvius napisał(a):
snakeomeister napisał(a):
Moim zdaniem powodów jest kilka, a jednym z nich jest np. mentalność. Dla wyjaśnienia tego posłużę się przykładami z moich kilku ostatnich projektów.
- Mentalność programisty z Indii: Ktoś z Indii nie uznawał, że czegoś nie da się zrobić i zawsze lepiej lub gorzej to robił, na DSU nigdy od osób z Indii nie słyszałem, że coś jest niemożliwe do zrobienia i w sumie się tym poniekąd zaraziłem.
- Mentalność programisty z Polski: trudne zadanie, call po DSU i już słyszę, że czegoś się nie da zrobić, że to niewykonalne, patrzę 30 minut myślę i jednak się da, ale już mi szkoda czasu tłumaczyć tej osobie, bo to słyszę już któryś raz z rzędu, a to by bardzo ułatwiło mojego taska, to nie zrobi bo nie, osoba z Indii by to zrobiła.
Do naszego zespołu dołączyli kilka osób z Polski, to przepraszały na DSU, że naprawa błędu im zajmuje długo, gdzie Hindusi chwalili się jaki to skomplikowany błąd naprawili, albo przynajmniej nie przepraszali za to, że coś im zajmuje dłużej i ogólnie są uśmiechnięci i pozytywnie nastawieni do pracy, aż miło wejść na DSU :)))
Różnego typu przykładów mogę mnożyć dużo, oczywiście są one anegdotyczne, więc w sumie niczego nie dowodzą.
Mogę jeszcze dodać, że aktualnie pracuję z osobami głównie z Polski i szczerze mówię, że pracuje się mniej miło, nikt nie chce pomóc z problemem, ludzie są trudni w komunikacji, obrażeni, brak decyzyjności itp. Niestety po latach pracy dla zagranicznych klientów przyzwyczaiłem się do innej kultury pracy i możecie tu zaklinać, ale tak niestety jest.Ale nie to jest moim zdaniem najważniejsze.
Najważniejsze jest to dlaczego chcemy cały czas żyć z outsourcingu - to jest moim zdaniem droga do nikąd.
Moim zdaniem nie powinniśmy czekać aż spadnie jakiś okruch ze stołu, a starać się być innowacyjni, tylko tak możemy wygrać :)My jako Polacy nie potrafimy też pracować zespołowo, pomagać sobie, jak ktoś ma problem to druga osoba nie chce pomóc, bo jest okopana w swoich zadaniach, osoby z Indii są chętne do pomocy i często poświęcą nawet swoje zadanie by komuś innemu pomóc.
Więc dla mnie powód jeden i główny, który to powoduje to nasza niestety słaba mentalność.
To chyba pracowałeś z hindusami, którzy zostali już zwesternizowani, zamiast z tubylcami z Bangalore, bo ja mam zgoła inne zdanie.
Dopiero rok mi minął z dwoma hindusami w zespole i po roku mam ich na tyle dość że szukam innej roboty, nawet mniej płatnej. To co mi strasznie przeszkadza we współpracy z nimi to przede wszystkim niewolnicze podejście do menadżera, który też jest z Indii btw, zadawanie milion pytań o pierdoły i ogólna niekompetencja. Rok już pracują a dalej mają problemy z podstawowymi kwestiami w projekcir i jak dostają zadania to oczekują że na tacy podasz im rozwiązanie.
Do tego oczekują że ktoś z Polski będzie się wdzwaniał w święta i dni wolne od pracy jak oni są, żeby być im w stanie pomóc jak się jakiś incydent wydarzy zamiast samemu temat ogarnąć, no i też podejście, że wszystko da się zrobić tylko żaden z nich nie zatrzyma się na chwilę czy jest w ogóle sens cokolwiek robić i czy my jesteśmy zespołem który powinien coś robić.
Wierzę w to, że Hindus, którego rodzina się przeprowadziła w poprzednim pokoleniu do kraju pierwszego świata, potrafi reprezentować sobą to, co każdy inny dobry programista. Ale po roku pracy z nimi, jeżeli usłyszę że w przyszłym zespole są tubylcy z Bangalore, new delhi, hyderabadu I innych dziwnych miast albo menadżer jest hindusem, od razu rezygnuje z rekrutacji/pracy.
Szczerze @Sirvius to się zgadzam.
W poprzedniej pracy miałem kolegę, którego dziewczyna była w większej firmie i pytam go, czy nie może mu w takim razie załatwić tam pracy albo polecić skoro dają oferty na programistów. Odpowiedział, że jasne że by mogła, ale jak mu opowiedziała jak wygląda praca z Hindusami to powiedział, że ma to w d**pie i nigdzie się nie rusza xD. Generalnie koleś wolał małą firmę pomimo oczywiście niższych zarobków, bo miał po prostu normalne środowisko pracy (100% Polacy). Byliśmy zgranym zespołem, leciała dobra beka i żarty, generalnie spoko się przychodziło do takiego miejsca. Jak miał to zmienić na większą kasę za cenę użerania się z ciapatymi i tłumaczenia im 20 razy co gdzie i jak wpisać i pokazywać palcem po kolei to powiedział, że nie ma opcji, że na coś takiego pójdzie, bo zdrowie psychiczne mu na to nie pozwala :D.
Inna znajoma ma czasem styczność w pracy z nimi i powiedziała, że pracować się po prostu nie da i kropka, nie przeskoczysz tego :D. Jak robi w swoim zespole to pracuje normalnie i ma wyniki, zespół idzie do przodu, wszystko się zgadza, ale jak naślą jakiś Hindusów do kontaktu i trzeba coś ogarnąć z nimi "wspólnie" dla firmy to po prostu psychicznie się nie da. I tak skończy się, że z nerwicą ona musi wku****wiona na nich ogarnąć temat i pracować za kilka osób, bo Hindus zadowolony ma wszystko w nosie, bo wie że firma go i tak nie zwolni jak "pracuje" za 1/10 stawki i idzie na kawę.
Co do tego Bangalore czy jak to tam się pisze, to ostatnio przypadkiem przejrzałem pozycje dla informatyków w Okta i dopiero w dziale "Security" jest czysto od Hindusów, a tak to wszędzie spam tym Bangalore/India że już się rzygać chce.
Kto nie kojarzy to w firmie, która ma się za najlepsze systemy autoryzacyjne i bezpieczeństwo na światowym najwyższym poziomie o wasze bezpieczeństwo dbają goście z Bandalore xDDDDDDDDD to ja się nie dziwię skąd u nich co chwilę wycieki i naruszenie bezpieczeństwa :D :D :D
https://www.okta.com/company/careers/
https://en.wikipedia.org/wiki/Okta,_Inc.
Nie dziwię się, że nie chcesz @Sirvius z żadnym Bangalore pracować jak nawet sobie nie potrafią "inżynierowie" githuba zabezpieczyć xDDDDDDDDDDDD Takie cyrki to pewnie normalni programiści też rzucili tam papierami, bo psychicznie raczej tego nie uciągnęli.
Myślę, że złoty medal jak trafi tam ktoś spoza Indii do nich i wytrzyma rok bez wizyty u psychiatry i ciężkich zaburzeń :D
Szczerze, żadne modne AI nas nie zastąpi, hype przychodzi i odchodzi. Jedynie może nas wykończyć zgraja Hindusów w firmie, która wykończy psychicznie normalnych pracowników, a na ich miejsce zatrudnią kolejną ciapatą zgraję "programistów", którzy wykończą kolejnych i tak w kółko, aż wszyscy padniemy przez nich psychicznie :D. Akurat wykańczanie normalnych pracowników a potem nepotyzm i zatrudnianie kolejnej grupki z Indii idą w parze xDDDD
tak trochę z innej beczki
kolega z firmy zajmującej się projektami przemysłowymi mówił, że klienci dużo outsourcują do Indii. I potem przyjeżdża "produkt", który jest nic nie warty. Albo może inaczej - jest wart swojej ceny. Następnie główny inżynier musi spędzić czas i pieniądze klienta na to, żeby w biegu poprawić błędy Hindusów i ustawiać cały montaż. A to nie jest takie łatwe, jak dostaje się rysunek z rurą i jest pół metra w tą czy tamtą stronę. Rury wbrew pozorom, są dość ciężkie i trzeba ludzi i maszyn żeby przełożyć. I takie problemy się przekładają wręcz geometrycznie (chodzi mi o "efekt motyla" a nie geometrię samą w sobie)
więc prawdziwa przyczyna jest jasna - chodzi o oszczędzanie hajsu. Czy za tym idzie jakość wykonanej pracy? Nie sądzę, ale to chyba jest oczywiste.
I jak to w starym dowcipie jak to klient mówi inżynierowi: