Cześć,
Skończyłem studia o profilu telekomunikacja w transporcie. Pracowałem kilka lat w różnych państwowych placówkach "w zawodzie", w pracy związanej z telekomunikacją. Niemniej, dobrnąłem tuż przed 30-tką do pułapu zarobków w wysokości 3000 na rękę. Więcej po prostu się "nie zarabia" bez gruntownej, wielobranżowej specjalizacji. Nie liczę tutaj "stażowego", dzięki któremu mógłbym przed emeryturą zarabiać ok. 4000 na rękę, oczywiście.
Przeszukując ogłoszenia napotkałem się na dziesiątki, setki ogłoszeń o zatrudnieniu programisty, informatyka, czy (rzadziej) sieciowca, natomiast ofert dot. telekomunikacji jest b.mało i na ogół dotyczą czegoś ściśle związanego z informatyką.
Przyznam, że poczułem się nieco zawiedziony - pożałowałem, że nie skończyłem informatyki, wydaje się ona być jedynym kierunkiem, który obecnie daje jakąś wolność wyboru zatrudnienia.
I teraz pytanie do was, bo wielu z was już to pewnie przerobiło - w jakim kierunku iść, by skutecznie się przebranżowić?
myślałem o czterech drogach:
- normalne studia "od nowa" i naprawianie błędów związanych z wyborem nieeefektywnego kierunku na obecnym rynku pracy - ale tutaj musi minąć co najmniej 3 lata, zanim je skończę...
- studia podyplomowe z kierunku informatycznego - ale naprawdę nie wiem, czy one a) czegoś mnie nauczą b) czy pracodawcy, którzy wymagają "wykształcenia o profilu informatycznym" potraktują podyplomówkę jako takowe - być może szukają wyłącznie magistra inżyniera informatyki?
- "powolne" przebranżowienie - najpierw coś z pogranicza informatyki i telekomunikacji, czyli np. kurs CISCO i zrobienie CCNA, a potem po jego ukończeniu nauka przydatnego języka programowania w TK, np. Python - niestety jak w punkcie 1. trzeba na to dużo czasu, a ja go nie mam...
- szybkie przebranżowienie z poiminięciem sieci - od razu nauka języka (myślałem o Pythonie, gdyż napotkałem się na niego np. w ogłoszeniach o pracy w sekcjach telekomunikacyjnych R&D firm takich jak Nokia czy Samsung) i próba szybkiego przejścia do informatyki - tutaj jednak trochę wątpię w siebie, bo takie ogłoszenia wiszą na ogół długo, więc pewnie nie biorą byle kogo i samouka po roku-dwóch nie wezmą, bo będzie za mały?
ewentualnie droga nr 5...
5. nie robić przebranżowienia, zaakceptować sytuację? to jest opcja jeśli w ciągu 10 najbliższych lat nie odczuję większej różnicy - z waszego doświadczenia?
Nie jestem bardzo pazerny na pieniądze, wystarczy mi mniej więcej tyle, ile mam (4000 to już mnie ustawia w zupełności, na rękę), ale bardzo mi zależy na zadaniowym czasie pracy, bo sam pracuje projektowo i być może wiecie, jak to czasem jest - jest projekt, jest praca. Nie ma projektu - nuda, onet i patrzenie w sufit, czego nienawidzę... a do domu wyjść nie mogę bo przecież etacik, musisz 8h siedzieć w biurze, czy jest projekt, czy go nie ma...
Będę wdzięczny za każde rady!
pozdrawiam was.