Dzisiaj przychodzę do pracy i system się sypie, wywołanie ls zawiesza powłokę, powerline w ogóle nie ładuje, dobrze że w backupie czysty bash był, to konsolę miałem chociaż. Doszedłem do tego, że dyski po sshfs nie są zamontowane i one wieszają wszystko. W żaden sposób nie da się ich zamontować, sshfs wiesza się, mount też, nawet scp nie chciał działć, a ssh już tak. Myślę: "a niech to... trzeba reboota robić", trochę szkoda bo 50 dni uptime'u tak ładnie się prezentowało na tle maila firmowego "LET'S BE MORE GREEN TOGETHER". Niestety, po rebootcie to samo. Na wirtualce z jakimś livecd, to samo! No to na pewno coś po stronie serwera.
TL;DR;
Co się okazało? Kiedyś na zdalnym serwerze, w pliku .bashrc dodałem na samej górze exec /bin/zsh
(chsh nie działało na tym gównie) i w weekend poleciał reboot rozłączając moje mounty. Scp oraz sshfs oczekują, że .*shrc nie będzie printować czegokolwiek. Cały dzień poszedł na szukanie co się stało, ale za to nareszcie coś ciekawego było:)
#linux, #scp