Czy chciałbyś żyć wiecznie?

2

Śmierć nadaje życiu cały sens. Bez śmierci życie ten sens traci.

Dość pokrętna logika. Na zasadzie kocham córkę/mamę/brata tylko dlatego, bo się boję, że może wpaść pod tramwaj i ją/go stracę.

Dla mnie jest zupełnie odwrotnie - świadomość szybkiego końca jest strasznie demotywująca. Nieważne, czy osiągniesz "sukces" (jakkolwiek rozumiany), czy będziesz szeregowym robaczkiem pracującym na kasie w żabce/klepiącym CRUD'y w korpo, i tak za max kilkadziesiąt lat Cie nie będzie. Cokolwiek zrobisz - zniknie razem z Tobą. Może napiszesz książkę i kolejne pokolenia będą ja w szkole omawiać w ramach lektury - ale Ty nic z tego nie masz, zostaje jakieś wspomnienie po Tobie, ale Ciebie już nie będzie.

Możesz pracować i zarobić worki pieniędzy - ale tak samo jak Steve Jobs, który budżet miał nieograniczony, na nic one się nie zdadzą. Możesz codziennie iść do łóżka z inną supermodelką - ale i tak to przeminie i nic z tego nie zostanie. Możesz iść w stronę duchowości - czy to KK, medytacje, buddyzm czy cokolwiek innego - ale są duże szanse, że to oszukiwanie się, po śmierci po prostu następuje odcięcie zasilania i format c:, nigdzie dalej nie istniejesz - ani fizycznie, ani jako jakaś dusza/energia/byt/świadomość.

Także powtarzam - nie mam pojęcia, o czym @katakrowa pisałeś, bo właśnie ta śmierć jest czymś, co powoduje, że sie odechciewa żyć. Takie poczucie, że cokolwiek byś nie zrobił, i tak to wszystko przeminie, jest chwilowe, bezwartościowe. Jak stawianie zamku z piasku na brzegu morza - jest to fajna zabawa przez chwilę, ale na dłuższa metę nie ma sensu, bo zaraz przyjdzie większa fala i go zmyje.

Jakiś czas temu (w sumie to 4 lata... ale ten zegar zapieprza...) był podobny wątek i tam też napisałem co myślę - https://4programmers.net/Forum/Off-Topic/308944-kryzys_wieku_sredniego_bieg_rzeznika_sportowe_samochody_itp?p=1479213#id1479213

0
cerrato napisał(a):

Także powtarzam - nie mam pojęcia, o czym @katakrowa pisałeś, bo właśnie ta śmierć jest czymś, co powoduje, że sie odechciewa żyć.

Może zabrzmi to brutalnie ale moim zdaniem to punkt widzenia egoisty, który myśli że jest kimś istotnym i ważnym dla świata.
Więc wygląda na to, że mamy inaczej :-) Najwyraźniej z punku widzenia rozwoju gatunku taka różnorodność w spojrzeniu na tą samą kwestię ma sens.

Z drugiej strony nie jestem masochistą ani ascetą i uważam, że przyjemności też są dla ludzi jednak to nie może być cel sam w sobie.
Jasne każdy może kupić sobie książkę jak zrobić sobie dobrze na 1001 sposobów i zacząć sobie robić dobrze... ale w tym momencie warto zauważyć, że ktoś dla nas tę książkę napisał. Czyli nie myślał tylko o swojej przyjemności - podzielił się tym wszedł w interakcję ze społecznością...

0

punkt widzenia egoisty, który myśli że jest kimś istotnym i ważnym dla świata.

Mocno nadinterpretujesz moje słowa. Świat nie ma tutaj niczego do gadania, piszę tylko i wyłącznie z mojej perspektywy - świadomość, że JA się skończę stosunkowo niedługo jest dołująca.

0
cerrato napisał(a):

punkt widzenia egoisty, który myśli że jest kimś istotnym i ważnym dla świata.

Mocno nadinterpretujesz moje słowa. Świat nie ma tutaj niczego do gadania, piszę tylko i wyłącznie z mojej perspektywy - świadomość, że JA się skończę stosunkowo niedługo jest dołująca.

Celowo wyolbrzymiłem. Jednak z mojej perspektywy jest zupełnie odwrotnie. Nic mnie tak nie motywuje jak nieuchronność zbliżającego się deadlina'a. To główne źródło mojej motywacji. Właśnie to, że jak czegoś nie zrobię tu i teraz to już nie zrobię nigdy. Nie można nic odkładać ani przesuwać w nieskończoność.
Może Ty masz inaczej ale obiektywnie oceń ile "wartościowych" (nawet w swojej ocenie) rzeczy zrobiłeś w czasie całkowicie wolnym a ile jednak pod jakąś presją?

0

Nic mnie tak nie motywuje jak nieuchronność zbliżającego się deadlina'a.

Tutaj się zgadzam, mam podobnie :D Znaczy - termin za miesiąc, 29 dni nic nie robię, a ostatnie 2 dni siedze 24h na dobę i walczę. Ale to jest trochę inna sytuacja - bo jak masz deadline z jakimś projektem/remontem chaty to możesz się spiąć i to jednak oddać, masz motywacje, czujesz adrenalinę, postarasz się i zrobisz to, co masz.

A odnośnie życia - jak masz deadline, to potem masz tylko dead, niczego nie ma, więc po co się spinać?

0
cerrato napisał(a):

A odnośnie życia - jak masz deadline, to potem masz tylko dead, niczego nie ma, więc po co się spinać?

Zgodzę się z tym, że nie ma się co spinać choć są tacy co chcą się spinać i to też ma jakiś sens. Taki Bill czy Steve... Pewnie bez nich też wszystko by powstało ale przypuszczalnie ich szaleńcze ambicje spowodowały, że technologię, która i tak by powstała dostaliśmy kilka lat wcześniej. Z punktu widzenia naszego pokolenia niezmiernie ważna sprawa. Z punktu widzenia pokoleń za 200 lat pewnie zupełnie nieistotna.
Ja jakoś szczególnie spinać się nie chcę... Statystycznie człowiek wie ile ma jeszcze czasu i rozsądnym jest mniej więcej tak zaplanować życie żeby w tym czasie zrobić coś sensownego -sensownego dla następnych pokoleń. Jak mnie wcześniej spadające odłamki chińskiego satelity trafią no to pech (np. dzisiaj coś tam spada nad Europą)...
W kontekście tej niestety w bardzo uproszczony i pokraczny sposób przedstawionej wizji, życie dla samej przyjemności (i to jeszcze wiecznej) wydaje mi się być niewyobrażalnie bezcelowe.

0

życie dla samej przyjemności (i to jeszcze wiecznej) wydaje mi się być niewyobrażalnie bezcelowe.

No ale przecież napisałem, że nawet jak codziennie zaciągniesz nową modelkę do łózka, to i tak nic nie da i nie ma sensu, więc chyba się zgadzamy ;)
Mi chodzi o coś innego - nawet jak coś "osiągniesz" i zostawisz po sobie książkę/technologię/pokój na świecie, to dla Ciebie - jako jednostki, która przeminie, nie ma to żadnego znaczenia. Pewnego dnia odłączą Ci zasilanie i wtedy to wszystko dla Ciebie przestanie istnieć. Ty przestaniesz istnieć. Zostaną jakieś wspomnienia, może dzieciaki będą mogły powiedzieć "dzięki mojemu staremu mamy czystą i nieograniczoną energię elektryczną z kosmosu za darmo", ale Ty - jako jednostka, zakończyłeś swoją walkę, upłynął Twój termin przydatności do spożycia. Zostaniesz zutylizowany dokładnie tak samo jak jakiś menel albo seryjny morderca. Po prostu - trzeba mieć tą świadomość, że to wszystko co robimy zasadniczo nie ma większego znaczenia, a zwłaszcza dla nas samych - chwila zabawy i wieczna nicość.

2
cerrato napisał(a):

świadomość, że JA się skończę stosunkowo niedługo jest dołująca.

A, więc o to chodzi.
Z reklam w necie wynika, że są sposoby na krótką końcówkę. Sprawdź folder "Spam".

0

ciekawe kiedy, o ile w ogóle, czeka nas długowieczność :)

0

A mi się zdaje, że będę żył wiecznie, ksiunc mi mówił, że jak dam na tacę to będę. Na tacę dałem, więc nic mi nie grozi.

5

Jakby ludzie nie chcieli żyć wiecznie to by ich religie nie okłamywały, że to właśnie dostaną jako ostateczną nagrodę jak się pokłonią parę razy panom w sukience. Ludzie nie chcą by światło zgasło, pocieszające jest jednak to, że jak już to się stanie, to będzie Ci wszystko jedno ;) Ja osobiście chciałbym żyć długo, ale wiecznie? No nie wiem, podejrzewam, że po tysiącu lat, może po dwóch tysiącach doświadczyłbym już tylu rzeczy, że mało co byłoby w stanie mnie ruszyć. Wątpię by nasze dzisiejsze umysły były w stanie podtrzymać młodzieńczy entuzjazm przez wieczność.

1
several napisał(a):

Wątpię by nasze dzisiejsze umysły były w stanie podtrzymać młodzieńczy entuzjazm przez wieczność.

Nie potrafią nawet przez te 30 lat. Ale raczej nie dlatego, że to tak długo tylko dlatego, że degradują się z czasem. Zaczyna się to około 30 roku życia, po 50 znacznie przyspiesza, a po kolejnych 30 latach nawet jeśli człowiek jeszcze żyje, to i tak posiada max 10% swojego pierwotnego potencjału intelektualnego.

Natura nie przewidziała, że człowiek będzie żył tak długo. Normalnie ludzie po 40 to byłaby rzadkość. Po prostu nauczyliśmy się podtrzymywać nasze życie dużo dłużej, ale póki co natury oszukać nie umiemy.

2
several napisał(a):

No nie wiem, podejrzewam, że po tysiącu lat, może po dwóch tysiącach doświadczyłbym już tylu rzeczy, że mało co byłoby w stanie mnie ruszyć. Wątpię by nasze dzisiejsze umysły były w stanie podtrzymać młodzieńczy entuzjazm przez wieczność.

Też kiedyś myślałem, że doświadczyłem wszystkiego. A potem przyszedł ktoś i powiedział, że test001 to dobra nazwa metody, a Excel to dobre narzędzie do prowadzenia projektów.
Tak więc, entuzjastyczni młodzieńcy zawsze dostarczą nowego lolcontentu. ;)

2

na Ziemi nie.

2

Muszę przyznać, że to pytanie, a właściwie moja własna odpowiedź, sprowokowała mnie do filozoficznych refleksji nad stanem mojego życia.

Dzisiaj zapytałem moją drugą połówkę i też powiedziała, że "nie". Jako powód podała, że codzienne życie ją po prostu męczy. Coś w tym jest.

Jesteśmy "uprzywilejowani", mamy dom, dochody, zdrowe dzieci. Jednak jesteśmy zmęczeni, znużeni, do tego świadomi, że pewnych rzeczy i tak w życiu nie zmienimy, nie zdobędziemy, że nie będziemy mieli siły na zmiany albo na staranie się o te największe marzenia (bądź zrezygnujemy z nich z powodów czysto moralnych, jak wzgląd na dzieci, rodziców, stabilność materialną rodziny itp). Jest lepiej jak człowiek sobie pobiega albo pojeździ na nartach, wyjedzie na wakacje, ale na dłuższą metę ten stan się nie utrzymuje.

To wszystko powoduje, że jesteśmy w stanie, w którym czeka się jeszcze na te kilka fajnych momentów, chce się zobaczyć jak następne pokolenie rośnie zdrowo i szczęśliwie... i po prostu zejść ze sceny.

Od jakiegoś czasu mam tak, że potrzeba "trwania w życiu wiecznym" zaczyna mi się wydawać absurdalna, choć oczywiście miło by było "przytulić" ukochanych w takiej lub innej niematerialnej formie.

Może to się kwalifikuje do leczenia... :)

Edit: dodam, że mam udane życie społeczne i lubię ludzi ;).

0

Zasadniczy problem w tego typu eksperymentach myslowych polega na tym jak prezentowaloby sie nasze zdrowie fizyczne i psychiczne (pod wzgledem neurologicznym). Zycie wiecznie w skorze przecietnego 80 latka to czyste pieklo.

Gdybym mial z gory wybierac czy chce zyc wiecznie to powiedzialbym, ze nie. Gdyby ktos pytal mnie co 100 lat czy chce zyc kolejne sto lat to na pewno pare razy odpowiedzialbym twierdzaco.

roSzi napisał(a):

Muszę przyznać, że to pytanie, a właściwie moja własna odpowiedź, sprowokowała mnie do filozoficznych refleksji nad stanem mojego życia.

Dzisiaj zapytałem moją drugą połówkę i też powiedziała, że "nie". Jako powód podała, że codzienne życie ją po prostu męczy. Coś w tym jest.

Nie wiem czy to kwestia Twojego zwiezlego nazewnictwa, ale jezeli codziennosc kogos meczy w doslownym sensie to jak najbardziej kwalifikuje sie to do leczenia :)

Jesteśmy "uprzywilejowani", mamy dom, dochody, zdrowe dzieci. Jednak jesteśmy zmęczeni, znużeni, do tego świadomi, że pewnych rzeczy i tak w życiu nie zmienimy, nie zdobędziemy, że nie będziemy mieli siły na zmiany albo na staranie się o te największe marzenia (bądź zrezygnujemy z nich z powodów czysto moralnych, jak wzgląd na dzieci, rodziców, stabilność materialną rodziny itp). Jest lepiej jak człowiek sobie pobiega albo pojeździ na nartach, wyjedzie na wakacje, ale na dłuższą metę ten stan się nie utrzymuje.

Wlasnie ta teoretyczna "wiecznosc" bylaby rozwiazaniem Waszych wszystkich problemow. Pozostaje kwestia ile nowych by sie narodzilo.

1
Seken napisał(a):

Pozostaje kwestia ile nowych by sie narodzilo.

@ledi5000 :]

0
Seken napisał(a):

Zasadniczy problem w tego typu eksperymentach myslowych polega na tym jak prezentowaloby sie nasze zdrowie fizyczne i psychiczne (pod wzgledem neurologicznym).

Przecież w pierwszym poście wyraźnie zaznaczono:

Mając ten wiek co masz i to zdrowie ?

Seken napisał(a):

Zycie wiecznie w skorze przecietnego 80 latka to czyste pieklo.

Ale akurat z powodów fizycznych tzn niedołężności fizycznej, a nie neurologicznych. Człowiek w ostatnimi stadium degradacji neurologicznej (najczęściej wiek 80+) żyje jak roślina i nie ma kontaktu z otoczeniem. Ciężko stwierdzić, czy jego życie to piekło czy nie, gdy nie posiada on już świadomości. Ale reakcje wskazują, że fizyczny ból odczuwa nadal.

1
roSzi napisał(a):

Dzisiaj zapytałem moją drugą połówkę i też powiedziała, że "nie". Jako powód podała, że codzienne życie ją po prostu męczy. Coś w tym jest.

Po prostu męczy ją zaspokajanie Twoich potrzeb i podtrzymywanie całego związkowego teatrzyku, przy czadzie od razu byłaby wypoczęta i chętna do życia.

1

Mnie by się przydało, bo już widzę, że na przerobienie tych wszystkich dotychczas zakupionych tkanin, koronek, guzików i innych dziwnych rzeczy jedno życie mi nie wystarczy :(

0

Może nie wiecznie, ale tak z 100-150 lat byłoby dobrze pożyć.

Zarejestruj się i dołącz do największej społeczności programistów w Polsce.

Otrzymaj wsparcie, dziel się wiedzą i rozwijaj swoje umiejętności z najlepszymi.