Wypowiem się od innej strony - nie jako autor, tylko jako wydawca.
Co do "Naprawdę jest tylko 20% z książki dla autora?"
Zdecydowanie nie! Jest jeszcze gorzej ;)
Tak. A dlaczego? Bo Wasze książki mało zarabiają. Dużego popytu nie ma. Wydawnictwo to grupa ludzi, która pracuje ok. miesiąc nad wydaniem Waszej książki. Musi za to dostać pieniądze, jak każdy pracujący człowiek. ALE wraz z kolejnymi publikacjami stawka często się zwiększa.
Co do ebooków - wstrzymałabym się chwilę z tym, bo możliwe, że wejdzie nowelizacja, dzięki której ebooki stanieją i będą chętniej kupowane. Dlatego nie warto na razie mówić "nie". Zresztą ebook można wypuścić przy okazji normalnego składu.
Inną sprawą jest nakład - podobno zazwyczaj dla pierwszej książki jest 3 cyfrowy.
Mniejszego nie opłaca się robić. Drukarnie nie lubią drukować pojedynczych egzemplarzy i jest to droższe. Dodatkowo, wydawca musi wysłać kilka egzemplarzy do bibliotek (wojewódzkie, kilka uniwersyteckich, łącznie jest ok. 20-paru egzemplarzy do oddania za darmo).
Zaletą korzystania z wydawcy jest natomiast to, że nie musisz sam załatwiać, no... wszystkiego. Tj. napisanie książki to tylko połowa sukcesu, potem jest jeszcze redakcja/edycja, skład i korekta składu, druk, no i marketing / wysyłka, a potem księgowość z tym związana. O ile redakcja i korekta składu zazwyczaj spada na autora (choć wydawca daje do pomocy mniej kogoś, kto z założenia jest zawodowym redaktorem; przy czym od konkretnej osoby zależy, na ile będzie sumienna / drobiazgowa / na ile będzie się dobrze współpracować), o tyle resztą zajmuje się wydawca.
To akurat nie do końca prawda. Chyba że wydajesz selfpublishingowo... Normalne wydawnictwa mają swoich redaktorów i korektorów, i to porządnych. Standardowa procedura wydania to redakcja + 2-3 korekty + skład + rewizja (kolejna korekta). Selfpublishingi po prostu składają (choć i to czasami nie) i drukują. Choć uprzedzam - jak będziesz naciskać na "zróbcie mi książkę w tym terminie, co ja chcę", to automatycznie będzie gorzej zrobiona. Wydawnictwa tworzą pod koniec roku plan wydawniczy na cały rok i jeśli chcesz się w niego niespodziewanie wbić, nie dziw się, że będzie to gorzej zrobione. Moja rada - można kontaktować się z faktycznie profesjonalnymi redaktorami i korektorami prywatnie i zlecać to samodzielnie. Ale w przypadku redakcji spodziewaj się przynajmniej 50 zł za arkusz wydawniczy, w przypadku korekty - nikt porządny nie zrobi za mniej niż 25 zł za arkusz. Można szukać po oferiach i studentach, ale gwarantuję, że panie po filologii polskiej nie mają pojęcia na temat poprawności języka (program studiów polonistyki nie zakłada żadnych zajęć z interpunkcji, ortografii, składni etc., podobnie dziennikarstwo - coś takiego występuje jedynie na edytorstwie jako kierunku i specjalizacji).
Ach, no i jeśli byś wydawał z wydawcą, to zaopatrz się w prawnika od prawa autorskiego - zazwyczaj takowy kosztuje cokolwiek od kilkuset do kilku tysięcy złotych, ale ich usługi się przydają. Warto też pamiętać, że wcale nie trzeba oddawać pełnych praw autorskich na zawsze wydawcy - opcjami są też np. licencje na wyłączność na pewien okres czasu (kilka lat).
Tutaj - żeby obciąć koszty - lepiej po prostu wziąć umowę od wydawcy i do takiego prawnika zanieść do skontrolowania. W zupełności wystarczy, i tak wszystko musi być na piśmie. Co do licencji - mało który wydawca na to się zgadza. Po prostu się to nie opłaca, bo ryzykuje, że nie sprzeda książki, gdy wyda ją ktoś inny (możesz dać licencję kilku wydawcom). Gdybyś był większym autorem, to może i tak, w przypadku pierwszych publikacji - nie jesteś pewnym klientem.
Co do "cały skład tekstu robiłem sam" - cóż, jako wydawca mogę się tylko pośmiać. Ludzie nie mają ZIELONEGO POJĘCIA na temat składu. Chcesz mieć książkę z podstawowymi błędami typograficznymi i taką, którą czyta się niewygodnie - a śmiało, składaj sam. Jeśli chcesz mieć porządnie złożoną książkę - cóż, lepiej mieć składacza.
Podsumowując - to nie jest tak, że wydawca bierze pieniądze za nic. Wydawca musi za to pokryć koszty i opłacić ludzi (nie tylko informatyk ma prawo do zarabiania). Praca nad jedną książką przy redakcji to przynajmniej tydzień, jeśli jest to książka naukowa, techniczna etc. - jeszcze dłużej. Korekta - podobnie. Skład - również podobnie, jeśli mamy tabele, specjalne formatowanie (kod oznacza się w specyficzny sposób) etc. Nad jedną książką pracują MINIMUM 4 osoby, jeśli mamy do czynienia z porządnym przygotowaniem. I to jest właśnie ten wybór - jakość vs "chcę więcej kasy". Osobiście wstyd byłoby mi pokazywać ludziom książkę, która została poprawiona przez studenta i złożona przez osobę bez żadnego pojęcia nt. typografii - bo to nawet nie powinno nazywać się "książką".
Problem pojawia się, gdy wydawnictwa nie chcą przyjąć książki do wydania - cóż, wtedy zostaje selfpublishing. Nadal jednak proponuję szukanie redaktora, korektora i składacza, którzy zajmują się tym profesjonalnie - bo owszem, można odpalić InDesigna i po prostu wlać tekst, ale jednak fajnie jest mieć kogoś, kto wie, co zrobić, żeby oczy czytelnika nie umarły ze zmęczenia - no i kto przynajmniej słyszał o istnieniu systemu LaTeX.
abrakadaber