Koniec eldorado w IT

Koniec eldorado w IT
HU
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 15
0

Niedawno zwolniłem się po tym jak PO oburzył się że śmiałem zachorować na grypę w tygodniu releasu. Ogólnie mega się stresowałem pierwszy tydzień - powysyłałem sporo aplikacji, głównie na senior frontend ale troche na fullstack’a. Ogólnie jakieś 25 firm zaprosiło mnie na rozmowy w ciagu 2-3 tygodni. Niektóre były upierdliwe, czyli długi proces i osoby prowadzące bardzo starały pokazać swoją wyższość pytaniami z d**y. Ale koniec końcu kilka ofert wpadło i zaakceptowałem jedną. I o dziwo te co wpadły były full remote.

Myślę że dla prawdziwych seniorów rynek jest całkiem spoko. Teraz jest okres transformacji - można z mniejszymi środkami zrobić o wiele więcej. Bespoke software który kilka lat temu był za drogi, jest teraz opłacalny. Przez co widzę coraz więcej mniejszych firm na rynku. Firmy nie softwarowe nie są zmuszone używać masywny soft który po części pokrywa ich potrzeby, więc myślę że miejsc pracy w dużych corpo stopniowo będzie mniej ale będą ciekawsze możliwości.

Od dziecka jaram się AI więc LLM-y też zaadoptowałem wcześnej od innych. Nie zastąpi to programisty przez dłuższy czas ale jest to sporym wzrostem wydajności, szczególnie jak się poświęci czas i dobrze nauczy. Projekty które wcześniej były zbyt czasochłonne dla mnie solo, teraz sam robie backend i frontend i może coś z któregoś z nich wyjdzie produktowo. Średnią lub małą firmę też łatwiej przekonać na kupno customowego softu jeżeli jest sporo tańszy bo zajął 200 godzin developmentu zamiast 800.

Zazwyczaj dzięki wzrostowi produktywności, przeciętny człowiek na tym korzystał, więc dziwi mnie podejście niektórych devów że nie chcą z AI korzystać lub mają jakieś negatywne uczucia w tym kierunku.

Może prawdziwe eldorado dopiero się zacznie.

CZ
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 2538
1
onomatopej napisał(a):

U mnie poleciała znowu fala zwolnień.
Firma już chyba pozbyła się wszystkich słabych devów, co nie byli w stanie nic sami ogarnąć i bardziej przeszkadzali nic pomagali.
Interesująco to wygląda jak skończyło się pierdzenie o dobrych relacjach w firmach bazujących na tym że ktoś się ładnie uśmiecha i miło się z nim rozmawia, a zaczyna się ostra ścinka i jednak patrzą w metryki kto dowozi.
Lecimy na ostro, final round w towarzystwie ofert hybrydowych za 140zl/h z wiedzą ekspercka i chęcią dojazdu 3 dni w tygodniu w najgorzej skomunikowane dzielnice Warszawy.
Zobaczymy jak zakredytowani po kule dadzą się jeszcze poniżyć 😄
Wpuszczenie do branży takiej liczby nieogarów przez grupy programistów chcących zarobić 100zl za gownotutoriale na jutube zrobiło swoje.

Za 10 lat będziemy czytać teorie spiskowe jak to celowo firmy zatrudniały i przebranżawiały taką rzesze programistów, żeby potem zwalniać i zatrudniać za połowę stawki xD.

Golang
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 1424
3

Trzeba było iść na medycynę. Lekarz bez specjalizacji 250-350 zł/h w miasteczku 25 tysięcy mieszkańców. Ile zarabiają w Warszawie? Ile zarabiają po specjalizacji?
image

DM
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 287
7

Ja wiem, ze to co teraz sie dzieje jest ciezkie. Ale ciezkie rowniez bylo patrzenie na to, ze ludzie ktorzy mieli wszystko w dupie zarabiali 20K za nic. Jezeli chodzi o AI to tylko kretyn moze myslec, ze to zastapi programistow.

BR
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 433
0

Dalej chcecie być lekarzami?
screenshot-20250429124615.png

MO
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
0

Zapomnieliście o jednej zabawnej kwestii.
Małe szpitale w małych miastach MUSZĄ płacić lekarzom więcej bo lekarz się tam nie "rozwija"
Rozwój jest w miastach, ale tam lekarzy jest też dużo. Więc zarobki są zazwyczaj większe na analogicznych stanowiskach w małych miastach i mniejszy w tych większych.

MU
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 94
0

Zwykła sinusoida.

Wczoraj eldorado, dzisiaj żniwa, mały przestój, jutro eldorado. I tak w kółko. Taki mamy cykl, taką gospodarkę. Za jakiś czas butkampy wrócą, spokojnie.

HU
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 15
1

po prostu ludzie którzy zaczynali kariere w okolicach 2020 muszą sobie zdać sprawę że covidowa hossa była ewenementem na skale historyczną. Zaczynałem w 2015 i też kolorowo nie było, musiałem się przeprowadzić na drugi koniec Polski bo w moim w miare dużym mieście i okolicach nie było zupełnie nic. Praca zdalna była raz na miesiąc w razie jakiejś nagłej potrzeby. Wypłata trochę spadły ale nawet hybryda w ktorej jakieś 50% można pracować z domu jest o wiele wygodniejsza. Teraz nawet dojazd 1-2 godzinny do innych dużych miast dwa razy w tygodniu nie jest problematyczny więc mamy szerszy zasięg na poszukiwania nie mówiąc już o 100% remote.

Nie robię OE ale też mnie krew zalewa jak ludzie się tym chwałą online, nie z zazdrości ale dlatego że jest to drugi po ukrytych zwolnieniach powód wymuszania powrotu do biur. Hiring managerowie też te fora czytają bo wiele z nich ma background techniczny. Jak ktoś robi to whatever ale nie rujnujcie pracy zdalnej dla reszty i koniec końcu samych siebie.

renderme
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 1517
0
musrus napisał(a):

Zwykła sinusoida.

Wczoraj eldorado, dzisiaj żniwa, mały przestój, jutro eldorado. I tak w kółko. Taki mamy cykl, taką gospodarkę. Za jakiś czas butkampy wrócą, spokojnie.

Tylko to moze byc 10-15 lat.

Czulu
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 725
5

Ja bardzo wątpię czy taka hossa jak wcześniej wróci. Niby gospodarka ma charakter cykliczny, ale trzeba też patrzeć na big picture i wyciągać wnioski, a nie tylko wierzyć ślepo że wydarzania zawsze będą się toczyć tak, jak się przyzwyczailiśmy. Obecnie państwa zachodnie są zadłużone pod korek, Chiny już nie są tylko montownią która klepie produkty za pół darmo na zlecenie, za to robią realną konkurencję na globalnym rynku pod swoją własną flagą. Myślę że aktualnie doświadczamy zmiany całego paradygmatu gospodarki światowej, który do tej pory pozwalał zachodowi osiągać niespotykany poziom dobrobytu. Sęk w tym że istniało błędne acz szeroko rozpowszechnione mniemanie że podstawą tego dobrobytu jest niezrównany poziom zachodniej gospodarki, a w rzeczywistości, był to raczej efekt wyzysku krajów 3 świata w półkolonialnym stylu. W tym czasie jednak część tych państw nie zasypiała gruszek w popiele, tylko intensywnie się rozwijała, i teraz zachód obudził się z ręką w nocniku, a jego pozycja arbitra kontrolującego łańcuchy dostaw znacznie wyerodowała. Przejawem tego są ranty zszokowanych obywateli USA którzy narzekają iż jeb**c na niewykwalifikowanym stanowisku jako kelner czy trucker nie są już w stanie sfinansować american dream w postaci domku jednorodzinnego, samochodu i wakacji na Hawajach tak jak ich rodzice kilkadziesiąt lat temu. A ten stan rzeczy był po prostu anomalią która była tak długo możliwa, jak w zamian za wydrukowane dolary, z Azji szły całe kontenery towarów produkowanych w sweatshopach, które były "affordable" dla każdego zachodniego obywatela, niezależnie od tego co by nie robił w celach zarobkowych w swoich krajach. Kiedy jednak zachodnie firmy zostały zmuszone do konkurowania z produktami z Azji, kiedy Azja przestała być już tak tania i chętna do przyjmowania pustego pieniądza, to następuje gwałtowne urealanienie wartości pracy zachodniego obywatela. Można to porównać do sytemu naczyń połączonych; do tej pory w pewien sposób sztucznie, poziom płynu w pojemniku zachodnim był utrzymywany wysoko, a w reszcie świata nisko. Obecnie kiedy "odetkano korek", poziom się wyrównuje, i żadne powierzchowne działania w rodzaju kolejnego dodruku czy jakichś tam karnych taryf nie zatrzymają tego procesu. Kolejnym hipotetycznym, ale moim zdaniem realnym elementem tej układanki, jest sytuacja geopolityczna w trakcie i po zakończeniu zminej wojny. To jest tylko moja hipoteza, ale sądzę że zachodnie elity, w czasie istnienia Związku Sowieckiego, który stanowił istotną alternatywę ideologiczną, oraz silny ośrodek wspierający anykapitalistyczny ferment na skalę światową, były znacznie skłonniejsze do dzielenia się bogactwem z plebsem, zwyczajnie w imię tłumienia buntowniczych nastrojów, poprzez pokazania że system kapitalistyczny jest w stanie wytworzyć godne warunki życia dla każdego. Teraz gdy tego kluczowego wywrotowego elementu zabrakło, nie mają już takiej potrzeby, i stąd niczym nie skrępowany wystrzał w tempie bogacenia się najbogatszych, przy stagnacji wzrostu dla klas niższych w ostatnich dziesięcioleciach.

KK
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 8
0

U mnie ostatnio nieźle 10 CV wysłałem, 8 rozmów, 2 oferty

CZ
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 2538
1

Gość na stanowisku seniora mając 15 lat. Ludzie z branży się wyłamują. Dużo takich postów widzicie? "nie ma człowiek czasu się douczać, żeby być na bieżąco". Dzisiaj chyba mamy koniec ... JesJakJest.png

SZ
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 1589
1
Czitels napisał(a):

Gość na stanowisku seniora mając 15 lat. Ludzie z branży się wyłamują. Dużo takich postów widzicie? "nie ma człowiek czasu się douczać, żeby być na bieżąco". Dzisiaj chyba mamy koniec ... JesJakJest.png

Ale jak się wejdzie na jego profila to te 15 lat to w jednej firmie. Tzn w swojej. Być może miał różnych klientów ale nie ma wypisane więc ciężko stwierdzić

4P
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 17
0

Kevin Scott (CTO Microsoftu) prognozuje, że do 2030 roku aż 95% kodu będzie generowane przez sztuczną inteligencję.

https://www.benchmark.pl/aktualnosci/microsoft-coraz-chetniej-uzywa-ai-do-kodowania.html

SZ
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 1589
2
Czitels napisał(a):

Gość na stanowisku seniora mając 15 lat. Ludzie z branży się wyłamują. Dużo takich postów widzicie? "nie ma człowiek czasu się douczać, żeby być na bieżąco". Dzisiaj chyba mamy koniec ... !

Ja np znam jednego Java deva co pracuje w jednej firmie pewnie koło 20 lat. Jakiś tam soft wewnętrzny robi. Pracowałem z nim jeszcze w 2019. Wtedy do wersjonowania używał win rar'a. po prostu pakował sobie. Git mu nie potrzebny. Podejrzewam, że robi tak do tej pory.

Także z tymi latami doświadczenia różnie bywa.

KE
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 756
1

Gość na stanowisku seniora mając 15 lat. Ludzie z branży się wyłamują. Dużo takich postów widzicie?

Jako że kojarzę gościa z sysops/devops polska, to postanowiłem podrążyć i mam wrażenie, że albo typ dramatyzuje pod publikę, albo przesadza. Sprawdziłem w CEIDG i gość zmienił PKD swojej działalności 15 stycznia, dodając kody o sprzedaży gier. Jeśli mówi, że szuka pracy od 6 miesięcy, to znaczy, że już po 2 miesiącach od (zapewne) końca kontraktu postanowił otworzyć nowy biznes. I chwała mu.

ale

2 miechy to jest bardzo krótki okres szukania pracy, żeby tak się od razu poddać po 15 latach. Mam wrażenie, że i tak planował zrezygnować z IT (zapewne mając kasę na otwarcie tego klubu gier - wedle recenzji google ma ich ponad 500 więc sporo kasy władował), a jako że mu biznes zadziałał, to może się pochwalić success story.

SI
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 117
0

@kelog: może miał dość tej roboty też z innych przyczyn.

DM
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 287
0

Jest sporo ludzi ktorzy sie zasiedzieli i nie uczyli nowych rzeczy. Teraz raczej pracy sie nie zmienia ale to nie oznacza, ze nie mozna uczyc sie nowosci, doszkalac itd. Sam fakt, ze trzeba sie doszkalac i c**** z tego moze byc bo nawet nie przeczytaja Twojego CV bo maja 1500 kandydatow jest wkurwiajacy. Nie dziwie sie, ze ludzie podejmuja takie decyzje.

Patrzac na swiatowa gospodarke wydaje mi sie, ze bylo duzo wiecej oczekiwania od startupow, ze sie rozwina i stworza miejsca pracy. Wiekszosc upadla.

RB
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 21
1
Czulu napisał(a):

Ja bardzo wątpię czy taka hossa jak wcześniej wróci.

Sytuacja sprzed paru lat to była utopia. W Polsce bywały podobne sytuacje w innych branżach (media, marketing, farmacja, finanse). Stąd w gospodarce jest nadmiar dziennikarzy, marketingowców, farmaceutów, księgowych.

Patrząc na to co dzieje się to raczej wątpię aby w perspektywie kwartałów czy lat doszło do czegoś podobnego. Ekipa wuja sama ma raczej badzo jednoznaczne cele. Doradcy Trumpa oraz on sam będą wywracać dorychczasową układankę na wiele sposobów. Recesja, stagnacja, a nawet kryzys to słowa do których trzeba przywyknąć.

Co do samej roboty to rewelacji raczej nie ma niemniej jest nadal jakieś pole manewru.

Matteo Mongke
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 79
3

Ani trochę mnie nie dziwi, że ludzie z różnym, także wieloletnim stażem dają sobie spokój, widząc ten cyrk. Mnie z perspektywy czasu nie żal czasu poświęconego na programowanie (nauka, studia, praca), a jedyne co mnie jeszcze trochę boli (choć z miesiąca na miesiąc coraz mniej), to że pozwoliłem się dawać swego czasu: poniżać bestiom w ludzkiej skórze zwanym przez samych siebie "aniołami biznesu" (z których to biznesów 1 na 20 kończył się jako takim sukcesem, oczywiście po trupach, a resztę potrafili zaorać mimo sporego potencjału przez własną ignorancję i terrorystyczne techniki zarządzania); wykorzystywać pasywnym managerom bez szkoły, umiejętności i wiedzy, ale za to absolutnie uległym swoim ludzkim panom, którzy obiecali zrobić z nich wspólników; przeczołgiwać rekruterom, których jedyną motywacją podczas przesłuchań zwanych rozmowami kwalifikacyjnymi w zeszłym roku wydawało się już być tylko pokazanie swojej wyższości; zaufać współpracownikom na tyle, żeby przejmować inicjatywę projektową, służyć zawsze radą i pomocą, wstawiać się za nimi wyżej, własnym kosztem poprawiać ich błędy i wykonywać ich zaległości - by na koniec dnia okazało się, że to ja mam iść do odstrzału. Jest to jednak cenna nauczka na resztę życia.

Szczęście, że mam też inne wykształcenie i doświadczenie, bo zawsze działałem wielotorowo (wbrew ówcześnie panującym podszeptom, że należy się wąsko specjalizować - co było na rękę wyłącznie firmom chcącym mieć na wyłączność bezalternatywnych niewolników), więc finalnie na odejściu z IT wychodzę nawet na plus plus (i paradoksalnie poza tą branżą bardziej szanuje się kompetencje informatyczne niż w samym IT, oczywiście jak się to umie dobrze wykorzystać i sprzedać). Współczuję tym, którzy dalej muszą się użerać z patologiami tej branży, choć w dużej mierze za obecną sytuację odpowiadają sami programiści, którzy na prawo i lewo opowiadali, jak to pracują max 2 z 8 godzin dziennie, wszystko za nich generuje chatgpt, programowania da się nauczyć nawet małpę, a na B2B szli z własnej woli, żeby mieć parę złotych więcej do ręki kosztem chorych klauzul umownych, których znaczenia nie tylko nie rozumieli, ale nawet nie chciało im się tego czytać w tej swojej arogancji. Firmy tylko wykorzystały mentalną małość sporej części programistów, natomiast teraz bazują być może na desperacji i strachu.

kimikini
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
1

najwiekszymi przegrywami okazuja sie ludzie ktorzy siedzieli robiac darmowe nadgodziny, poswiecali swoj prywatny czas po pracy na doszakalanie sie itd a rynek ich wyplul tak samo jak innych i szukaja pracy miesiacami

Mokona
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 248
1
kimikini napisał(a):

najwiekszymi przegrywami okazuja sie ludzie ktorzy siedzieli robiac darmowe nadgodziny, poswiecali swoj prywatny czas po pracy na doszakalanie sie itd a rynek ich wyplul tak samo jak innych i szukaja pracy miesiacami

A największymi wygrywami tym którzy się to jednak opłaciło. Mam znajomych którzy zawsze się dokształcają albo dobierają projekty tak, żeby nie robić tego samego w kółko. Nigdy ich nie zwolnili, mają spoko robotę, nadal praca zdalna i inne benefity jak 4 dni w tygodniu, niektórzy przeszli w ścieżkę kierowniczą.

Ludzie których wymieniłeś nie są przegrywami. Próbowali, nie wyszło. Przegryw to ten kto rozłoży się pod budką z piwem i nic nie robi "bo i tak go zwolnią jak innych". Albo tacy którzy siedzą w branży i codziennie bóldupią.

MB
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Lokalizacja: Gdańsk
  • Postów: 105
0
Matteo Mongke napisał(a):

Ani trochę mnie nie dziwi, że ludzie z różnym, także wieloletnim stażem dają sobie spokój, widząc ten cyrk. Mnie z perspektywy czasu nie żal czasu poświęconego na programowanie (nauka, studia, praca), a jedyne co mnie jeszcze trochę boli (choć z miesiąca na miesiąc coraz mniej), to że pozwoliłem się dawać swego czasu: poniżać bestiom w ludzkiej skórze zwanym przez samych siebie "aniołami biznesu" (z których to biznesów 1 na 20 kończył się jako takim sukcesem, oczywiście po trupach, a resztę potrafili zaorać mimo sporego potencjału przez własną ignorancję i terrorystyczne techniki zarządzania); wykorzystywać pasywnym managerom bez szkoły, umiejętności i wiedzy, ale za to absolutnie uległym swoim ludzkim panom, którzy obiecali zrobić z nich wspólników; przeczołgiwać rekruterom, których jedyną motywacją podczas przesłuchań zwanych rozmowami kwalifikacyjnymi w zeszłym roku wydawało się już być tylko pokazanie swojej wyższości; zaufać współpracownikom na tyle, żeby przejmować inicjatywę projektową, służyć zawsze radą i pomocą, wstawiać się za nimi wyżej, własnym kosztem poprawiać ich błędy i wykonywać ich zaległości - by na koniec dnia okazało się, że to ja mam iść do odstrzału. Jest to jednak cenna nauczka na resztę życia.

Szczęście, że mam też inne wykształcenie i doświadczenie, bo zawsze działałem wielotorowo (wbrew ówcześnie panującym podszeptom, że należy się wąsko specjalizować - co było na rękę wyłącznie firmom chcącym mieć na wyłączność bezalternatywnych niewolników), więc finalnie na odejściu z IT wychodzę nawet na plus plus (i paradoksalnie poza tą branżą bardziej szanuje się kompetencje informatyczne niż w samym IT, oczywiście jak się to umie dobrze wykorzystać i sprzedać). Współczuję tym, którzy dalej muszą się użerać z patologiami tej branży, choć w dużej mierze za obecną sytuację odpowiadają sami programiści, którzy na prawo i lewo opowiadali, jak to pracują max 2 z 8 godzin dziennie, wszystko za nich generuje chatgpt, programowania da się nauczyć nawet małpę, a na B2B szli z własnej woli, żeby mieć parę złotych więcej do ręki kosztem chorych klauzul umownych, których znaczenia nie tylko nie rozumieli, ale nawet nie chciało im się tego czytać w tej swojej arogancji. Firmy tylko wykorzystały mentalną małość sporej części programistów, natomiast teraz bazują być może na desperacji i strachu.

Ciekawy post, sporo się z nim zgadzam, ale trzeba też zauważyć drugie dno - podam na moim przykładzie jak to widzę.

  1. Na pewno znajdą się ludzie tacy jak ja, którzy nie umieją w życiu robić nic innego niż pracować zdalnie jako informatyk.
    Nie wyobrażam sobie innej pracy, po prostu nie dopuszczam nawet myśli innej pracy niż zdalny programista, jedyną alternatywą jest bezrobocie i zasiłki lub wygranie 50mln PLN na loterii, mógłbym ewentualnie zmienić profil z backendowca na full stack / devops / bazy danych itd. byle tylko płacili za pracę, ale nic innego niż zdalne IT nie wchodzi w grę.
    Potestowałem trochę prac dorywczo / próbnie by spróbować czegoś innego z ciekawości jeszcze jako student i psychicznie nie jestem w stanie wytrzymać innej pracy niż zdalny informatyk.
    Jako że lubię się skupiać na tym co robię i nie interesuje mnie co u kogo się w domu dzieje, to nie zamierzam pracować w biurze i tracić czasu na dojazd by rozmawiać z kolegami o pierdołach.
    Bądźmy szczerzy tacy ludzie jak ja i tak będą pracować w IT, bo po prostu psychicznie nie wytrzymają innej pracy.
    Nie jestem nerdem co siedzi 15h dziennie przy kompie, czasami po pracy coś doczytam, ale generalnie robię swoje i po 8h wyłączam laptopa, natomiast nie wytrzymałbym psychicznie robienia czegokolwiek innego niż programowanie zdalnie.
  2. Cyrk cyrkiem, faktycznie nasza branża popsuła się niesamowicie, ale bądźmy szczerzy nadal będzie to lepsza praca niż wiele innych zawodów. Nie mówię że pogarszanie się standardów to coś normalnego - jestem temu zdecydowanie przeciwny, natomiast koniec końców nawet gorsza praca jako informatyk będzie lepsza niż harowanie przy składaniu mebli, budowaniu dróg, smażeniu kurczaków w kfc/mcdonald czy myciu okien na wysokościach.
  3. Myślę, że jednak nie warto się poddawać, bo o to chodzi korporacjom i kolesiostwu, jeśli nie chcemy być zastąpieni przez Hindusów to musimy robić swoje i nie załamywać rąk. Oni nie umieją programować więc jedyny sposób na znalezienie miejsca pracy to wykańczać innych programistów by sami odeszli i zwolnili stołki dla kuzynów Rajesha. Oni dobrze wiedzą, że ludzie są zirytowani ich kolesiostwem i tym jak denerwują innych, więc takie działania jak donosicielstwo i wkopywanie programistów przez Hindusów by znalazł się sposób na zwolnienie będą się tylko nasilać, bo oni po prostu nie mają innej drogi. Trzeba się stawić i zacisnąć rękawy, robić swoje i mieć wywalone na ich denerwujący sposób denerwowania innych.
  4. Co do winy - wina leży moim zdaniem 50/50. Jedna połowa to korporacje, które zawsze będą chciały wycisnąć z ludzi jak najwięcej jak najmniejszym kosztem, więc wiadomo że będą chcieli obniżyć płace programistom oraz każdemu innemu pracownikowi, to jest prosta logika, nie liczy się nic poza premiami dla CEO i zarządu więc im więcej docisną programistów (i innych) tym więcej kasy dla nich. Druga połowa winy to sami programiści, którzy zgotowali sobie taki los i tutaj nie ma co przebierać w słowach. Stworzyliśmy tysiące bezsensownych bootcampów, pseudo-szkoleń, nic nie wartych kursów, napisaliśmy miliony postów w stylu "patrzcie pracuje 2h dziennie za 20k netto miesięcznie" - sami sobie jesteśmy winni nadpodażą pracowników na rynku. Korporacje nie zatrudniłyby ludzi z ulicy, gdyby nie miliony idiotycznych wpisów w mediach od informatyków, bo nagle każdy zamarzył żeby być w IT, zrobił 2 kursy na udemy i mówi że jest full-stack developer. Mówmy prawdę, idiotyczna społeczność informatyków chwaląca się na lewo i prawo sama zgotowała przyszłemu pokoleniu IT taki los. Jakoś nie widzę, by lekarze publikowali codziennie tysiąc kursów na udemy "zostań stomatologiem razem ze mną", nie ma nagle wysrywu tysięcy "dentystów" po bootcampach z medycyny - w przeciwieństwie do IT, bo ktoś dał tym ludziom złudną nadzieję, że jak pouczą się przez 2 miesiące javy to będą zarabiać 20k netto.
  5. Moim zdaniem każdy będzie musiał wybrać i znaleźć swoje miejsce. Niektórzy chcieli B2B i kariery, sławy w IT, ogromnych zarobków, będą musieli zmierzyć się z tym wyścigiem szczurów i dociskaniem śruby, siedzeniem po godzinach by nauczyć się kolejnych 10 frameworków w react. Inni mają totalnie wywalone, znaleźli pracę w IT jaka by ona nie była (nie wnikam) i cieszą się życiem bez douczania po godzinach, chodzą do kina/teatru/na boisko zamiast uczyć się kolejnej biblioteki w react która będzie za miesiąc nieaktualna. Za chwilę może się okazać, że ich poziom życia będzie taki sam jak nerdów którzy codziennie doszkalają się kolejnego frameworka.
    Gdzie ja jestem? Myślę że gdzieś pośrodku. Czasami coś doczytam po godzinach, czegoś się douczę, ale po 8h wyłączam laptopa z pracy i dziękuję kolegom za dzisiaj - bo za 8h mam płacone a nie za więcej. Praca jak praca, są plusy i są minusy. Może nie zarabiam kokosów, ale pracuję zdalnie, wygodnie, mam spoko kolegów, mam dobre zdrowie psychiczne bo nie męczy mnie codziennie jakiś zakompleksiony scrum master, nie mam też Hindusów w pracy więc nie ma mnie kto denerwować. Czy chce mi się wsiadać w korporacyjny wyścig szczurów by zarabiać trochę więcej na B2B? - Nie, nie chce mi się, bo idę do kina. Czasami coś doczytam, żeby być na bieżąco, zobaczę co w nowej wersji języka, jakie zmiany, staram się być z wiedzą na bieżąco. Myślę, że jestem dobrym programistą, dostałem pracę pomimo wielu CV na ofertę, ale wiem że nie jestem koksem który wymiata w komputer i zrobi wielką karierę, po prostu aż taki zdolny się nie urodziłem. Cieszę się po prostu każdym dniem, doceniam moje środowisko pracy i myślę że to jest bardzo ważne. Jak czytam to forum i narzekanie na wszystkie pato-oferty, dziwne środowiska pracy, dociskanie śruby i wyzysk pracownika to doceniam to że mam normalne środowisko pracy i spoko ludzi w zespole.
renderme
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 1517
2
MrówkaBiegowa napisał(a):
Matteo Mongke napisał(a):

Ani trochę mnie nie dziwi, że ludzie z różnym, także wieloletnim stażem dają sobie spokój, widząc ten cyrk. Mnie z perspektywy czasu nie żal czasu poświęconego na programowanie (nauka, studia, praca), a jedyne co mnie jeszcze trochę boli (choć z miesiąca na miesiąc coraz mniej), to że pozwoliłem się dawać swego czasu: poniżać bestiom w ludzkiej skórze zwanym przez samych siebie "aniołami biznesu" (z których to biznesów 1 na 20 kończył się jako takim sukcesem, oczywiście po trupach, a resztę potrafili zaorać mimo sporego potencjału przez własną ignorancję i terrorystyczne techniki zarządzania); wykorzystywać pasywnym managerom bez szkoły, umiejętności i wiedzy, ale za to absolutnie uległym swoim ludzkim panom, którzy obiecali zrobić z nich wspólników; przeczołgiwać rekruterom, których jedyną motywacją podczas przesłuchań zwanych rozmowami kwalifikacyjnymi w zeszłym roku wydawało się już być tylko pokazanie swojej wyższości; zaufać współpracownikom na tyle, żeby przejmować inicjatywę projektową, służyć zawsze radą i pomocą, wstawiać się za nimi wyżej, własnym kosztem poprawiać ich błędy i wykonywać ich zaległości - by na koniec dnia okazało się, że to ja mam iść do odstrzału. Jest to jednak cenna nauczka na resztę życia.

Szczęście, że mam też inne wykształcenie i doświadczenie, bo zawsze działałem wielotorowo (wbrew ówcześnie panującym podszeptom, że należy się wąsko specjalizować - co było na rękę wyłącznie firmom chcącym mieć na wyłączność bezalternatywnych niewolników), więc finalnie na odejściu z IT wychodzę nawet na plus plus (i paradoksalnie poza tą branżą bardziej szanuje się kompetencje informatyczne niż w samym IT, oczywiście jak się to umie dobrze wykorzystać i sprzedać). Współczuję tym, którzy dalej muszą się użerać z patologiami tej branży, choć w dużej mierze za obecną sytuację odpowiadają sami programiści, którzy na prawo i lewo opowiadali, jak to pracują max 2 z 8 godzin dziennie, wszystko za nich generuje chatgpt, programowania da się nauczyć nawet małpę, a na B2B szli z własnej woli, żeby mieć parę złotych więcej do ręki kosztem chorych klauzul umownych, których znaczenia nie tylko nie rozumieli, ale nawet nie chciało im się tego czytać w tej swojej arogancji. Firmy tylko wykorzystały mentalną małość sporej części programistów, natomiast teraz bazują być może na desperacji i strachu.

Ciekawy post, sporo się z nim zgadzam, ale trzeba też zauważyć drugie dno - podam na moim przykładzie jak to widzę.

  1. Na pewno znajdą się ludzie tacy jak ja, którzy nie umieją w życiu robić nic innego niż pracować zdalnie jako informatyk.
    Nie wyobrażam sobie innej pracy, po prostu nie dopuszczam nawet myśli innej pracy niż zdalny programista, jedyną alternatywą jest bezrobocie i zasiłki lub wygranie 50mln PLN na loterii, mógłbym ewentualnie zmienić profil z backendowca na full stack / devops / bazy danych itd. byle tylko płacili za pracę, ale nic innego niż zdalne IT nie wchodzi w grę.
    Potestowałem trochę prac dorywczo / próbnie by spróbować czegoś innego z ciekawości jeszcze jako student i psychicznie nie jestem w stanie wytrzymać innej pracy niż zdalny informatyk.
    Jako że lubię się skupiać na tym co robię i nie interesuje mnie co u kogo się w domu dzieje, to nie zamierzam pracować w biurze i tracić czasu na dojazd by rozmawiać z kolegami o pierdołach.
    Bądźmy szczerzy tacy ludzie jak ja i tak będą pracować w IT, bo po prostu psychicznie nie wytrzymają innej pracy.
    Nie jestem nerdem co siedzi 15h dziennie przy kompie, czasami po pracy coś doczytam, ale generalnie robię swoje i po 8h wyłączam laptopa, natomiast nie wytrzymałbym psychicznie robienia czegokolwiek innego niż programowanie zdalnie.

Pewnie na inną pracę się nie przekwalifikujesz, ale moze mógłbyś otworzyć jakiś biznes? Sale gier dla dzieci? Ja np. idę we własny biznes budowlany.

  1. Cyrk cyrkiem, faktycznie nasza branża popsuła się niesamowicie, ale bądźmy szczerzy nadal będzie to lepsza praca niż wiele innych zawodów. Nie mówię że pogarszanie się standardów to coś normalnego - jestem temu zdecydowanie przeciwny, natomiast koniec końców nawet gorsza praca jako informatyk będzie lepsza niż harowanie przy składaniu mebli, budowaniu dróg, smażeniu kurczaków w kfc/mcdonald czy myciu okien na wysokościach.

Ale jak na próg wejścia, to kolorowo nie jest. Porównujesz się do prac, które wymagają bardzo niskich kwalifikacji (praktycznych i formalnych). Porównaj się z kimś wykwalifikowanym, np. sprawdz, ile kosztuje roboczogodzina u dobrych tunerów, albo osób zajmujących się zabiegami estetycznymi.

  1. Myślę, że jednak nie warto się poddawać, bo o to chodzi korporacjom i kolesiostwu, jeśli nie chcemy być zastąpieni przez Hindusów to musimy robić swoje i nie załamywać rąk. Oni nie umieją programować więc jedyny sposób na znalezienie miejsca pracy to wykańczać innych programistów by sami odeszli i zwolnili stołki dla kuzynów Rajesha. Oni dobrze wiedzą, że ludzie są zirytowani ich kolesiostwem i tym jak denerwują innych, więc takie działania jak donosicielstwo i wkopywanie programistów przez Hindusów by znalazł się sposób na zwolnienie będą się tylko nasilać, bo oni po prostu nie mają innej drogi. Trzeba się stawić i zacisnąć rękawy, robić swoje i mieć wywalone na ich denerwujący sposób denerwowania innych.

Myślę, że trochę zawiniła nasza kultura i brak społeczności. Jak parę lat temu nawoływałem do bojkotu zadań domowych na rekrutacji i ogólnie przeciągniętych procesów rekrutacji, to byłem wyśmiewany. Tłumaczyłem, że utrudnianie rekrutacji służy obniżeniu naszych oczekiwań i pogorszeniu możliwości szukania nowej pracy. To nie jest zdrowy układ, gdy kandydat robi robotę za darmo, żeby podlizać się potencjalnemu pracodawcy. Już widzę jak w budowlance ktos przyjdzie i będzie malował ścianę za darmo, albo układał pustaki, żeby udowodnić kompetencje. Zgadzanie się na to było mega niedojrzałe. Po to są okresy próbne, umowy zlecenie itp. zeby firma inwestowała coś weryfikując kandydata. Wzieliście ten koszt na siebie i nie rozumieliście problemu (pisze do tych, którzy mnie wyśmiewali), to teraz widzicie jak jest. Wspomne Was, jak będę sprzedawał Wam mieszkanie za 15k za m2.

  1. Co do winy - wina leży moim zdaniem 50/50. Jedna połowa to korporacje, które zawsze będą chciały wycisnąć z ludzi jak najwięcej jak najmniejszym kosztem, więc wiadomo że będą chcieli obniżyć płace programistom oraz każdemu innemu pracownikowi, to jest prosta logika, nie liczy się nic poza premiami dla CEO i zarządu więc im więcej docisną programistów (i innych) tym więcej kasy dla nich. Druga połowa winy to sami programiści, którzy zgotowali sobie taki los i tutaj nie ma co przebierać w słowach. Stworzyliśmy tysiące bezsensownych bootcampów, pseudo-szkoleń, nic nie wartych kursów, napisaliśmy miliony postów w stylu "patrzcie pracuje 2h dziennie za 20k netto miesięcznie" - sami sobie jesteśmy winni nadpodażą pracowników na rynku. Korporacje nie zatrudniłyby ludzi z ulicy, gdyby nie miliony idiotycznych wpisów w mediach od informatyków, bo nagle każdy zamarzył żeby być w IT, zrobił 2 kursy na udemy i mówi że jest full-stack developer. Mówmy prawdę, idiotyczna społeczność informatyków chwaląca się na lewo i prawo sama zgotowała przyszłemu pokoleniu IT taki los. Jakoś nie widzę, by lekarze publikowali codziennie tysiąc kursów na udemy "zostań stomatologiem razem ze mną", nie ma nagle wysrywu tysięcy "dentystów" po bootcampach z medycyny - w przeciwieństwie do IT, bo ktoś dał tym ludziom złudną nadzieję, że jak pouczą się przez 2 miesiące javy to będą zarabiać 20k netto

Wina ciazy tylko na nas - programistach - bo nam zależało. To my powinniśmy bronić branży i to my zawaliliśmy. A co przyczyny (nie winy) to stało się tak, że był duzy popyt i rynek się wysycił + przyszła moda na zwalnianie w IT, którą zaczął elon piżmo.

  1. Moim zdaniem każdy będzie musiał wybrać i znaleźć swoje miejsce. Niektórzy chcieli B2B i kariery, sławy w IT, ogromnych zarobków, będą musieli zmierzyć się z tym wyścigiem szczurów i dociskaniem śruby, siedzeniem po godzinach by nauczyć się kolejnych 10 frameworków w react. Inni mają totalnie wywalone, znaleźli pracę w IT jaka by ona nie była (nie wnikam) i cieszą się życiem bez douczania po godzinach, chodzą do kina/teatru/na boisko zamiast uczyć się kolejnej biblioteki w react która będzie za miesiąc nieaktualna. Za chwilę może się okazać, że ich poziom życia będzie taki sam jak nerdów którzy codziennie doszkalają się kolejnego frameworka.

Obawiam się, że nie tędy droga. Brałem udział w wielu rekrutacjach i szczerze to w swojej branzy osiągnąłem już maxa. Pracowalem dla najbardziej znanych firm, mialem super wysokie stanowiska itp. to jednak nie zmienia faktu, ze teraz nie znalazlbym lepszej pracy niz mam teraz. Wniosek: ludzie póki mogą będą siedziec, gdzie są, a dopiero jak ich zwolnią to będzie panika. Ja gram na przeczekanie w miejscu gdzie jestem + idę we własny biznes.

Gdzie ja jestem? Myślę że gdzieś pośrodku. Czasami coś doczytam po godzinach, czegoś się douczę, ale po 8h wyłączam laptopa z pracy i dziękuję kolegom za dzisiaj - bo za 8h mam płacone a nie za więcej. Praca jak praca, są plusy i są minusy. Może nie zarabiam kokosów, ale pracuję zdalnie, wygodnie, mam spoko kolegów, mam dobre zdrowie psychiczne bo nie męczy mnie codziennie jakiś zakompleksiony scrum master, nie mam też Hindusów w pracy więc nie ma mnie kto denerwować. Czy chce mi się wsiadać w korporacyjny wyścig szczurów by zarabiać trochę więcej na B2B? - Nie, nie chce mi się, bo idę do kina. Czasami coś doczytam, żeby być na bieżąco, zobaczę co w nowej wersji języka, jakie zmiany, staram się być z wiedzą na bieżąco. Myślę, że jestem dobrym programistą, dostałem pracę pomimo wielu CV na ofertę, ale wiem że nie jestem koksem który wymiata w komputer i zrobi wielką karierę, po prostu aż taki zdolny się nie urodziłem. Cieszę się po prostu każdym dniem, doceniam moje środowisko pracy i myślę że to jest bardzo ważne. Jak czytam to forum i narzekanie na wszystkie pato-oferty, dziwne środowiska pracy, dociskanie śruby i wyzysk pracownika to doceniam to że mam normalne środowisko pracy i spoko ludzi w zespole.

A ja już nic sie nie dokształcam i nie uczę po godzinach, a w samych godzinach kantuje, bo to juz nie ma sensu. Co mialem sie nauczyc, nauczylem. Ten wyscig dalej nie ma sensu i to nie na poziomie ideologicznym, ale praktycznym. Trzeba zbudować inne źródło dochodu.

Mokona
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 248
0

jedyną alternatywą jest bezrobocie i zasiłki

@MrówkaBiegowa

Z ciekawości bo nie znam tematu, z jakich zasiłków byś się utrzymywał? Bo kiedyś jak miałem zasiłek z urzędu pracy(który i tak ciężko dostać i jest na czas określony, ale jak się wstrzeliłem to brałem jak już zarejestrowałem się dla ubezpieczenia) to nawet na czokoszoki by nie starczyło

MB
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Lokalizacja: Gdańsk
  • Postów: 105
1
renderme napisał(a):
MrówkaBiegowa napisał(a):
Matteo Mongke napisał(a):

Ani trochę mnie nie dziwi, że ludzie z różnym, także wieloletnim stażem dają sobie spokój, widząc ten cyrk. Mnie z perspektywy czasu nie żal czasu poświęconego na programowanie (nauka, studia, praca), a jedyne co mnie jeszcze trochę boli (choć z miesiąca na miesiąc coraz mniej), to że pozwoliłem się dawać swego czasu: poniżać bestiom w ludzkiej skórze zwanym przez samych siebie "aniołami biznesu" (z których to biznesów 1 na 20 kończył się jako takim sukcesem, oczywiście po trupach, a resztę potrafili zaorać mimo sporego potencjału przez własną ignorancję i terrorystyczne techniki zarządzania); wykorzystywać pasywnym managerom bez szkoły, umiejętności i wiedzy, ale za to absolutnie uległym swoim ludzkim panom, którzy obiecali zrobić z nich wspólników; przeczołgiwać rekruterom, których jedyną motywacją podczas przesłuchań zwanych rozmowami kwalifikacyjnymi w zeszłym roku wydawało się już być tylko pokazanie swojej wyższości; zaufać współpracownikom na tyle, żeby przejmować inicjatywę projektową, służyć zawsze radą i pomocą, wstawiać się za nimi wyżej, własnym kosztem poprawiać ich błędy i wykonywać ich zaległości - by na koniec dnia okazało się, że to ja mam iść do odstrzału. Jest to jednak cenna nauczka na resztę życia.

Szczęście, że mam też inne wykształcenie i doświadczenie, bo zawsze działałem wielotorowo (wbrew ówcześnie panującym podszeptom, że należy się wąsko specjalizować - co było na rękę wyłącznie firmom chcącym mieć na wyłączność bezalternatywnych niewolników), więc finalnie na odejściu z IT wychodzę nawet na plus plus (i paradoksalnie poza tą branżą bardziej szanuje się kompetencje informatyczne niż w samym IT, oczywiście jak się to umie dobrze wykorzystać i sprzedać). Współczuję tym, którzy dalej muszą się użerać z patologiami tej branży, choć w dużej mierze za obecną sytuację odpowiadają sami programiści, którzy na prawo i lewo opowiadali, jak to pracują max 2 z 8 godzin dziennie, wszystko za nich generuje chatgpt, programowania da się nauczyć nawet małpę, a na B2B szli z własnej woli, żeby mieć parę złotych więcej do ręki kosztem chorych klauzul umownych, których znaczenia nie tylko nie rozumieli, ale nawet nie chciało im się tego czytać w tej swojej arogancji. Firmy tylko wykorzystały mentalną małość sporej części programistów, natomiast teraz bazują być może na desperacji i strachu.

Ciekawy post, sporo się z nim zgadzam, ale trzeba też zauważyć drugie dno - podam na moim przykładzie jak to widzę.

  1. Na pewno znajdą się ludzie tacy jak ja, którzy nie umieją w życiu robić nic innego niż pracować zdalnie jako informatyk.
    Nie wyobrażam sobie innej pracy, po prostu nie dopuszczam nawet myśli innej pracy niż zdalny programista, jedyną alternatywą jest bezrobocie i zasiłki lub wygranie 50mln PLN na loterii, mógłbym ewentualnie zmienić profil z backendowca na full stack / devops / bazy danych itd. byle tylko płacili za pracę, ale nic innego niż zdalne IT nie wchodzi w grę.
    Potestowałem trochę prac dorywczo / próbnie by spróbować czegoś innego z ciekawości jeszcze jako student i psychicznie nie jestem w stanie wytrzymać innej pracy niż zdalny informatyk.
    Jako że lubię się skupiać na tym co robię i nie interesuje mnie co u kogo się w domu dzieje, to nie zamierzam pracować w biurze i tracić czasu na dojazd by rozmawiać z kolegami o pierdołach.
    Bądźmy szczerzy tacy ludzie jak ja i tak będą pracować w IT, bo po prostu psychicznie nie wytrzymają innej pracy.
    Nie jestem nerdem co siedzi 15h dziennie przy kompie, czasami po pracy coś doczytam, ale generalnie robię swoje i po 8h wyłączam laptopa, natomiast nie wytrzymałbym psychicznie robienia czegokolwiek innego niż programowanie zdalnie.

Pewnie na inną pracę się nie przekwalifikujesz, ale moze mógłbyś otworzyć jakiś biznes? Sale gier dla dzieci? Ja np. idę we własny biznes budowlany.

  1. Cyrk cyrkiem, faktycznie nasza branża popsuła się niesamowicie, ale bądźmy szczerzy nadal będzie to lepsza praca niż wiele innych zawodów. Nie mówię że pogarszanie się standardów to coś normalnego - jestem temu zdecydowanie przeciwny, natomiast koniec końców nawet gorsza praca jako informatyk będzie lepsza niż harowanie przy składaniu mebli, budowaniu dróg, smażeniu kurczaków w kfc/mcdonald czy myciu okien na wysokościach.

Ale jak na próg wejścia, to kolorowo nie jest. Porównujesz się do prac, które wymagają bardzo niskich kwalifikacji (praktycznych i formalnych). Porównaj się z kimś wykwalifikowanym, np. sprawdz, ile kosztuje roboczogodzina u dobrych tunerów, albo osób zajmujących się zabiegami estetycznymi.

  1. Myślę, że jednak nie warto się poddawać, bo o to chodzi korporacjom i kolesiostwu, jeśli nie chcemy być zastąpieni przez Hindusów to musimy robić swoje i nie załamywać rąk. Oni nie umieją programować więc jedyny sposób na znalezienie miejsca pracy to wykańczać innych programistów by sami odeszli i zwolnili stołki dla kuzynów Rajesha. Oni dobrze wiedzą, że ludzie są zirytowani ich kolesiostwem i tym jak denerwują innych, więc takie działania jak donosicielstwo i wkopywanie programistów przez Hindusów by znalazł się sposób na zwolnienie będą się tylko nasilać, bo oni po prostu nie mają innej drogi. Trzeba się stawić i zacisnąć rękawy, robić swoje i mieć wywalone na ich denerwujący sposób denerwowania innych.

Myślę, że trochę zawiniła nasza kultura i brak społeczności. Jak parę lat temu nawoływałem do bojkotu zadań domowych na rekrutacji i ogólnie przeciągniętych procesów rekrutacji, to byłem wyśmiewany. Tłumaczyłem, że utrudnianie rekrutacji służy obniżeniu naszych oczekiwań i pogorszeniu możliwości szukania nowej pracy. To nie jest zdrowy układ, gdy kandydat robi robotę za darmo, żeby podlizać się potencjalnemu pracodawcy. Już widzę jak w budowlance ktos przyjdzie i będzie malował ścianę za darmo, albo układał pustaki, żeby udowodnić kompetencje. Zgadzanie się na to było mega niedojrzałe. Po to są okresy próbne, umowy zlecenie itp. zeby firma inwestowała coś weryfikując kandydata. Wzieliście ten koszt na siebie i nie rozumieliście problemu (pisze do tych, którzy mnie wyśmiewali), to teraz widzicie jak jest. Wspomne Was, jak będę sprzedawał Wam mieszkanie za 15k za m2.

  1. Co do winy - wina leży moim zdaniem 50/50. Jedna połowa to korporacje, które zawsze będą chciały wycisnąć z ludzi jak najwięcej jak najmniejszym kosztem, więc wiadomo że będą chcieli obniżyć płace programistom oraz każdemu innemu pracownikowi, to jest prosta logika, nie liczy się nic poza premiami dla CEO i zarządu więc im więcej docisną programistów (i innych) tym więcej kasy dla nich. Druga połowa winy to sami programiści, którzy zgotowali sobie taki los i tutaj nie ma co przebierać w słowach. Stworzyliśmy tysiące bezsensownych bootcampów, pseudo-szkoleń, nic nie wartych kursów, napisaliśmy miliony postów w stylu "patrzcie pracuje 2h dziennie za 20k netto miesięcznie" - sami sobie jesteśmy winni nadpodażą pracowników na rynku. Korporacje nie zatrudniłyby ludzi z ulicy, gdyby nie miliony idiotycznych wpisów w mediach od informatyków, bo nagle każdy zamarzył żeby być w IT, zrobił 2 kursy na udemy i mówi że jest full-stack developer. Mówmy prawdę, idiotyczna społeczność informatyków chwaląca się na lewo i prawo sama zgotowała przyszłemu pokoleniu IT taki los. Jakoś nie widzę, by lekarze publikowali codziennie tysiąc kursów na udemy "zostań stomatologiem razem ze mną", nie ma nagle wysrywu tysięcy "dentystów" po bootcampach z medycyny - w przeciwieństwie do IT, bo ktoś dał tym ludziom złudną nadzieję, że jak pouczą się przez 2 miesiące javy to będą zarabiać 20k netto

Wina ciazy tylko na nas - programistach - bo nam zależało. To my powinniśmy bronić branży i to my zawaliliśmy. A co przyczyny (nie winy) to stało się tak, że był duzy popyt i rynek się wysycił + przyszła moda na zwalnianie w IT, którą zaczął elon piżmo.

  1. Moim zdaniem każdy będzie musiał wybrać i znaleźć swoje miejsce. Niektórzy chcieli B2B i kariery, sławy w IT, ogromnych zarobków, będą musieli zmierzyć się z tym wyścigiem szczurów i dociskaniem śruby, siedzeniem po godzinach by nauczyć się kolejnych 10 frameworków w react. Inni mają totalnie wywalone, znaleźli pracę w IT jaka by ona nie była (nie wnikam) i cieszą się życiem bez douczania po godzinach, chodzą do kina/teatru/na boisko zamiast uczyć się kolejnej biblioteki w react która będzie za miesiąc nieaktualna. Za chwilę może się okazać, że ich poziom życia będzie taki sam jak nerdów którzy codziennie doszkalają się kolejnego frameworka.

Obawiam się, że nie tędy droga. Brałem udział w wielu rekrutacjach i szczerze to w swojej branzy osiągnąłem już maxa. Pracowalem dla najbardziej znanych firm, mialem super wysokie stanowiska itp. to jednak nie zmienia faktu, ze teraz nie znalazlbym lepszej pracy niz mam teraz. Wniosek: ludzie póki mogą będą siedziec, gdzie są, a dopiero jak ich zwolnią to będzie panika. Ja gram na przeczekanie w miejscu gdzie jestem + idę we własny biznes.

Gdzie ja jestem? Myślę że gdzieś pośrodku. Czasami coś doczytam po godzinach, czegoś się douczę, ale po 8h wyłączam laptopa z pracy i dziękuję kolegom za dzisiaj - bo za 8h mam płacone a nie za więcej. Praca jak praca, są plusy i są minusy. Może nie zarabiam kokosów, ale pracuję zdalnie, wygodnie, mam spoko kolegów, mam dobre zdrowie psychiczne bo nie męczy mnie codziennie jakiś zakompleksiony scrum master, nie mam też Hindusów w pracy więc nie ma mnie kto denerwować. Czy chce mi się wsiadać w korporacyjny wyścig szczurów by zarabiać trochę więcej na B2B? - Nie, nie chce mi się, bo idę do kina. Czasami coś doczytam, żeby być na bieżąco, zobaczę co w nowej wersji języka, jakie zmiany, staram się być z wiedzą na bieżąco. Myślę, że jestem dobrym programistą, dostałem pracę pomimo wielu CV na ofertę, ale wiem że nie jestem koksem który wymiata w komputer i zrobi wielką karierę, po prostu aż taki zdolny się nie urodziłem. Cieszę się po prostu każdym dniem, doceniam moje środowisko pracy i myślę że to jest bardzo ważne. Jak czytam to forum i narzekanie na wszystkie pato-oferty, dziwne środowiska pracy, dociskanie śruby i wyzysk pracownika to doceniam to że mam normalne środowisko pracy i spoko ludzi w zespole.

A ja już nic sie nie dokształcam i nie uczę po godzinach, a w samych godzinach kantuje, bo to juz nie ma sensu. Co mialem sie nauczyc, nauczylem. Ten wyscig dalej nie ma sensu i to nie na poziomie ideologicznym, ale praktycznym. Trzeba zbudować inne źródło dochodu.

Pewnie na inną pracę się nie przekwalifikujesz, ale moze mógłbyś otworzyć jakiś biznes? Sale gier dla dzieci? Ja np. idę we własny biznes budowlany.
Zastanawiam się, myślę w co by zainwestować w kasę. Na razie zbieram na mieszkanie i dom, zobaczymy co dalej życie przyniesie. Ale faktycznie otwarcie czegoś swojego i inwestycja przychodziły mi do głowy, bardziej coś w stylu rozrywki właśnie jak sale do gier itp.

Myślę, że trochę zawiniła nasza kultura i brak społeczności....
No tak, ostatecznie po fali demotywujących tutaj postów straciłem wiarę w społeczność IT. Miałem jej minimalne resztki, ale upadły w całości. To jest po prostu jakaś chora, idiotyczna społeczność, która lansuje się na instagramie/facebooku postami "pracę 2h dziennie za 20k netto", a potem w pracy robi wszystko byle dać się wykorzystywać, płacze po godzinach i narzeka że to jest super. Nie ma drugiej tak idiotycznej grupy zawodowej jak informatycy - najlepszy na świecie przykład syndromu sztokholmskiego, informatycy uwielbiają jak się im dokłada miliony obowiązków za darmo, są szczęśliwi bo mogą robić nadgodziny i się użalać nad tym i dziękować korporacji że ich dojeżdża.
Nie wiem, co ludziom odwala w głowach, ale zakładając że nawet 10% z nas miałoby jakieś zaburzenia, autyzm czy innego aspergera to pozostałe 90% powinno bronić branży. Jak tak czytam forum to wydaje mi się, że normalnych ludzi w IT nie jest więcej niż 5% (i to optymistycznie licząc). Jak ich 95% dziwaków przytłoczy to nie ma bata żeby ten zawód dłużej przetrwał w normalnych warunkach.

A ja już nic sie nie dokształcam i nie uczę po godzinach, a w samych godzinach kantuje, bo to juz nie ma sensu. Co mialem sie nauczyc, nauczylem. Ten wyscig dalej nie ma sensu i to nie na poziomie ideologicznym, ale praktycznym. Trzeba zbudować inne źródło dochodu.
No i szacun dla ciebie, ja czasami coś tam doczytam, bo w branży jestem ponad 2 lata, więc to nie jest duży staż, ale dobrze sobie radzę, rozwijam się, więc mam nadzieję na dobre miejsce pracy, obecnie ze swojej pracy jestem w pełni zadowolony.
Myślałem nad własnym biznesem, pasywnym dochodem, ale czas pokaże, nie zarabiam na tyle by móc w cokolwiek inwestować.

Co do stracenia wiary w społeczność, szanuję @renderme , że nawoływałeś do bojkotu pato-zadań i innych idiotyzmów i współczuję ci że ludzie za tobą nie poszli.
Podam przykład z mojego podwórka. Jest taki kolo w robocie co zasuwa jak porąbany robi codziennie jakieś projekciki na boku, co chwila nowy framework, co chwila kolejna technologia itd. - rozmawiamy i go pytam czy nie chciałby wyluzować troszeczkę, no to dostałem ripostę w stylu "no jak to, przecież programista musi wszystko umieć, za miesiąc wychodzi nowy framework to musisz już go umieć, musisz wszystko znać, musisz mieć masę certów, bez siedzenia po pracy to w ogóle IT nie istnieje". Odpuściłem sobie, byłem tylko ciekawy dlaczego tak się zachowuje, więc odpowiedział na pytanie.

O co mi chodzi, to że gość sam się nakręca i sam się zapętlił. Dokłada sobie codziennie ciężaru, bierze na siebie odpowiedzialność że musi co tydzień poznawać kolejny framework, a wiadomo że kiedyś organizm nie da rady i koleś w końcu się wykończy jeśli nie przestanie się tak zasypywać. No i ma pretensje, że przecież musisz po pracy zasuwać jeszcze kilka godzin nad własnymi projektami, bo nic w IT cię nie czeka, trzeba olać wszystko, nie mieć hobby i robić tylko IT. Co chwila szuka kolejnych problemów - bo teraz ktoś w necie napisał że react jest spoko to koleś siedzi po nocach i się uczy reacta, za tydzień ktoś napisał w necie że angular jest lepszy to koleś siedzi po nocach i zasuwa z angularem, za dwa tygodnie uczy się vue.js bo zobaczył że jakiś znany informatyk napisał że pracuje w vue.js i to spoko framework itd.

No i puenta - koleś zachowuje się jak zapętlony kołowrotek, bierze na barki więcej niż uniesie i nie widzi w tym problemu, bo mówi że to jest normalne, bo przecież korporacje mają takie wymagania, więc trzeba się dostosować.

Także masz tutaj przykład człowieka, który by olał twój bojkot zadań domowych, gość uważa że to normalne że robisz co chwilę jakieś bezsensowne repozytoria na github, odsyłasz w rekrutacjach gotowy kod pomimo że nie wezmą cię do drugiego etapu - bo takie są wymagania IT, więc tak trzeba robić, bo informatyk musi wszystko umieć i się doszkalać ciągle.

Jeśli tak ma wyglądać 95% społeczności - ludzi, którzy będą się zapętlać i dokładać sobie na własne życzenie ciężaru to faktycznie nie widzę kolorowo tej branży, bo ludzie sami siebie wykończą. Dosłownie wykończą, bo organizm nie wytrzyma takiego natłoku nerwów.

Moja opinia - najbardziej boli mnie, że ludzie sami mówią, że to co się odwala jest normalne.
Jak słyszę, że ktoś mówi, że to normalne, że dostajesz zadanie rekrutacyjne na 3 dni robocze, a potem nawet ci nie odpisują w rekrutacji (bo pewnie po prostu chcieli wyłudzić trochę kodu od naiwniaka) to załamuję ręce, bo nie wiem co powiedzieć.
Jak ktoś mówi, że normalne są rekrutacje z 5 etapami które trwają kilka miesięcy z idiotycznym live coding, kilkoma zadaniami domowymi i odpytywaniem z najmniejszych szczegółów frameworka to załamuję ręce.

Mokona
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 248
2

Nie ma drugiej tak idiotycznej grupy zawodowej jak informatycy - najlepszy na świecie przykład syndromu sztokholmskiego, informatycy uwielbiają jak się im dokłada miliony obowiązków za darmo, są szczęśliwi bo mogą robić nadgodziny i się użalać nad tym i dziękować korporacji że ich dojeżdża.

Ilu znasz informatyków?
Pracowałem w wielu miejscach ale nie widziałem jeszcze nikogo robiącego darmowe nadgodziny.

Ja to widzę trochę tak: w branży się nie układa ostatnio jakoś świetnie, więc niektórzy próbują wyładować emocje na jakimś zmyślonym przeciwniku. Można to porównać do tych filmików z psem gdzie pies jest [CIACH!] na własną łapę i ją gryzie.

(np. taka jedna "pani" która sobie wymyśla wrogów w każdej chyba grupie społecznej).

Ja tu nie zamierzam wybielać informatyków, bo znam debili i cfaniaków, ale to jak w każdej grupie zawodowej. Sprawa się rozbija o podaż i popyt, a nie że parę waszych kolegów chwaliło się overemploymentem albo robiło darmowe nadgodziny.

Ludzie zwyczajnie chcieli być programistami - praca z biura, mała odpowiedzialność, dobre zarobki, nie musisz operować meneli, brać ludzkie życie we własne ręce, nadzorować robotników itd. itp. Przecież wiadomo było jak to się skończy. Jak coś jest pożądane to robi się ścisk.

HU
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 15
0

Sporym problemem w Polsce jest brak start upów i nowych firm biznesowych, polegamy na zagranicznych firmach jeśli chodzi o rynek pracy. Jak ktoś już otworzy biznes to większość to outsourcing i udawany produkt dla picu.

Nie wiem czemu Polscy developerzy boją się próbować tworzyć coś nowego. Czy to problem zbyt generycznej edukacji? Braku wiary w siebie?

Zastanówmy się czemu ludzie w stanach na studiach już próbują swoich sił w biznesie a Polacy widzą tylko jedną drogę, służenia korporacji. Ta mentalności z setek lat chłopstwa pańszczyźnianego chyba siedzi głęboko w dna. Tylko teraz zamiast do Pana Szlachcica to dla Pana menadżera z zagranicy ogonkiem machamy.

Jeśli chodzi o uczenie się po godzinach, jedynie zdarza mi się to robić jak aktywnie szukam nowej pracy bo dzień zapchany spotkaniami, normalnie w tych 40 godzinach pracy znajdzie się czas - tylko nie oglądam youtube czy netflix jak jest luz tylko próbuje te godziny pracy w miarę produktywnie spędzać i jestem up-to-date w moich tematach.

MO
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
0
  1. IT to często zachodni kapitał z pracą wyeksportowaną np do PL. To generuje że zarabiamy prawie zachodnie stawki siedząc na dupie w PL
  2. Spawacze w Norwegii pewnie też zarabiali kokosy porównywane do programisty remote w PL
  3. Różnica taka że my 'niby' zarabiamy w polsce a spawacz musi jechać za granicę. To generuje złudne wrażenie że programista zarabia dużo
  4. Nie znam zarobków w innych branżach na zachodzie, ale podobno inżynier IT nie ma znacząco wyższych zarobków niż inżynier elektryk
  5. W polsce nie ma startupów IT bo polski kapitał musi konkurować z zachodnią firmą. Sam jestem przykładem - pracowałem dla polskiej firmy robiącej gry z całkiem niezłym potencjałem - ale przyszło zachodnie korpo i dostałem ofertę pensji x2. Wtedy przy grach miałem kilkaset pln podwyżki. Cóż..
  6. Polski startup -> najczęsciej nazwiecie go Januszem a nie startupem.
PJ
  • Rejestracja: dni
  • Ostatnio: dni
  • Postów: 12
7

No i do tego to zmierza, rynek się nasycił do tego doszedł postęp. Programista będzie zwykłym zawodem jak każdy inny, a z czasem w perspektywie 20-30 lat zniknie lub będzie jak kowal.

Prawda jest taka, że to nie w IT zarabiają za dużo - to innych zawodach za mało płacą (poza pewnymi wyjątkami).

IMO w IT ludzie dają się upadlać i godzą się na zbyt niskie stawki, w stosunku do presji (terminy, nieustanny rozwój, i pompowane ciśnienie - "dokręcanie śruby") jaka panuje w branży.

Historia lubi się powtarzać, co ktoś pisał już chyba nawet w tym wątku. Spójrzcie tylko:

Rewolucja przemysłowa (XVIII–XIX w.)

  • Wprowadzenie maszyn (np. krosien tkackich, maszyn parowych) spowodowało, że wiele zawodów rzemieślniczych stało się zbędnych.
  • Rzemieślnicy i pracownicy manufaktur często tracili pracę, bo maszyny były tańsze, szybsze i bardziej wydajne.
  • Robotnicy niszczyli maszyny, bo postrzegali je jako źródło swojego bezrobocia.
  • Praca nie zniknęła, ale zmienił się jej charakter: była mniej wykwalifikowana, bardziej monotonna, często gorzej płatna.
  • W dłuższej perspektywie gospodarka urosła, powstały nowe zawody i sektory (np. koleje, przemysł ciężki), ale kosztem ogromnych napięć społecznych.

Rewolucja przemysłowa vs. koniec eldorado w IT

Cechy/Sytuacja Rewolucja przemysłowa Koniec eldorado w IT
Technologia zastępuje ludzi? Tak – maszyny zastępowały pracę fizyczną Tak – AI/no-code zastępują część pracy umysłowej
Zwolnienia masowe? Tak Tak
Nowe zawody? Tak, z czasem – maszynista, inżynier Tak – prompt engineer, AI trainer, analityk danych
Zmiana charakteru pracy? Z rzemieślniczej na taśmową Z czystego kodowania na integrację, analizę i czas pokaże co jeszcze.
Czy praca zniknęła całkowicie? Nie – zmieniła się struktura rynku Czas pokaże.

Wnioski:
Kluczowe jest uczenie się nowych kompetencji i szybka adaptacja – np. pracy z AI, rozumienia biznesu, umiejętności komunikacyjnych.
Nie oznacza to końca IT, ale koniec łatwego, liniowego rozwoju kariery bez konieczności wyróżniania się.

Na koniec dygresja dla rodziców, którzy wysłali swoje dzieci do szkół programowania inwestując w to niemałe pieniądze.
Dobre kursy programowania rozwijają logiczne myślenie, precyzję, cierpliwość i kreatywność. To kompetencje uniwersalne. Nawet jeśli Twoje dziecko nie zostanie programistą, to jako lekarz, biolog, artysta czy przedsiębiorca skorzysta z umiejętności "dogadywania się" z maszynami. Traktuj to jak naukę gry na instrumencie — warto, rozwija, daje radość, może się przydać. Ale nie każda osoba ucząca się gry musi zostać zawodowym muzykiem.

Zarejestruj się i dołącz do największej społeczności programistów w Polsce.

Otrzymaj wsparcie, dziel się wiedzą i rozwijaj swoje umiejętności z najlepszymi.