Ani trochę mnie nie dziwi, że ludzie z różnym, także wieloletnim stażem dają sobie spokój, widząc ten cyrk. Mnie z perspektywy czasu nie żal czasu poświęconego na programowanie (nauka, studia, praca), a jedyne co mnie jeszcze trochę boli (choć z miesiąca na miesiąc coraz mniej), to że pozwoliłem się dawać swego czasu: poniżać bestiom w ludzkiej skórze zwanym przez samych siebie "aniołami biznesu" (z których to biznesów 1 na 20 kończył się jako takim sukcesem, oczywiście po trupach, a resztę potrafili zaorać mimo sporego potencjału przez własną ignorancję i terrorystyczne techniki zarządzania); wykorzystywać pasywnym managerom bez szkoły, umiejętności i wiedzy, ale za to absolutnie uległym swoim ludzkim panom, którzy obiecali zrobić z nich wspólników; przeczołgiwać rekruterom, których jedyną motywacją podczas przesłuchań zwanych rozmowami kwalifikacyjnymi w zeszłym roku wydawało się już być tylko pokazanie swojej wyższości; zaufać współpracownikom na tyle, żeby przejmować inicjatywę projektową, służyć zawsze radą i pomocą, wstawiać się za nimi wyżej, własnym kosztem poprawiać ich błędy i wykonywać ich zaległości - by na koniec dnia okazało się, że to ja mam iść do odstrzału. Jest to jednak cenna nauczka na resztę życia.
Szczęście, że mam też inne wykształcenie i doświadczenie, bo zawsze działałem wielotorowo (wbrew ówcześnie panującym podszeptom, że należy się wąsko specjalizować - co było na rękę wyłącznie firmom chcącym mieć na wyłączność bezalternatywnych niewolników), więc finalnie na odejściu z IT wychodzę nawet na plus plus (i paradoksalnie poza tą branżą bardziej szanuje się kompetencje informatyczne niż w samym IT, oczywiście jak się to umie dobrze wykorzystać i sprzedać). Współczuję tym, którzy dalej muszą się użerać z patologiami tej branży, choć w dużej mierze za obecną sytuację odpowiadają sami programiści, którzy na prawo i lewo opowiadali, jak to pracują max 2 z 8 godzin dziennie, wszystko za nich generuje chatgpt, programowania da się nauczyć nawet małpę, a na B2B szli z własnej woli, żeby mieć parę złotych więcej do ręki kosztem chorych klauzul umownych, których znaczenia nie tylko nie rozumieli, ale nawet nie chciało im się tego czytać w tej swojej arogancji. Firmy tylko wykorzystały mentalną małość sporej części programistów, natomiast teraz bazują być może na desperacji i strachu.
Ciekawy post, sporo się z nim zgadzam, ale trzeba też zauważyć drugie dno - podam na moim przykładzie jak to widzę.
- Na pewno znajdą się ludzie tacy jak ja, którzy nie umieją w życiu robić nic innego niż pracować zdalnie jako informatyk.
Nie wyobrażam sobie innej pracy, po prostu nie dopuszczam nawet myśli innej pracy niż zdalny programista, jedyną alternatywą jest bezrobocie i zasiłki lub wygranie 50mln PLN na loterii, mógłbym ewentualnie zmienić profil z backendowca na full stack / devops / bazy danych itd. byle tylko płacili za pracę, ale nic innego niż zdalne IT nie wchodzi w grę.
Potestowałem trochę prac dorywczo / próbnie by spróbować czegoś innego z ciekawości jeszcze jako student i psychicznie nie jestem w stanie wytrzymać innej pracy niż zdalny informatyk.
Jako że lubię się skupiać na tym co robię i nie interesuje mnie co u kogo się w domu dzieje, to nie zamierzam pracować w biurze i tracić czasu na dojazd by rozmawiać z kolegami o pierdołach.
Bądźmy szczerzy tacy ludzie jak ja i tak będą pracować w IT, bo po prostu psychicznie nie wytrzymają innej pracy.
Nie jestem nerdem co siedzi 15h dziennie przy kompie, czasami po pracy coś doczytam, ale generalnie robię swoje i po 8h wyłączam laptopa, natomiast nie wytrzymałbym psychicznie robienia czegokolwiek innego niż programowanie zdalnie.
Pewnie na inną pracę się nie przekwalifikujesz, ale moze mógłbyś otworzyć jakiś biznes? Sale gier dla dzieci? Ja np. idę we własny biznes budowlany.
- Cyrk cyrkiem, faktycznie nasza branża popsuła się niesamowicie, ale bądźmy szczerzy nadal będzie to lepsza praca niż wiele innych zawodów. Nie mówię że pogarszanie się standardów to coś normalnego - jestem temu zdecydowanie przeciwny, natomiast koniec końców nawet gorsza praca jako informatyk będzie lepsza niż harowanie przy składaniu mebli, budowaniu dróg, smażeniu kurczaków w kfc/mcdonald czy myciu okien na wysokościach.
Ale jak na próg wejścia, to kolorowo nie jest. Porównujesz się do prac, które wymagają bardzo niskich kwalifikacji (praktycznych i formalnych). Porównaj się z kimś wykwalifikowanym, np. sprawdz, ile kosztuje roboczogodzina u dobrych tunerów, albo osób zajmujących się zabiegami estetycznymi.
- Myślę, że jednak nie warto się poddawać, bo o to chodzi korporacjom i kolesiostwu, jeśli nie chcemy być zastąpieni przez Hindusów to musimy robić swoje i nie załamywać rąk. Oni nie umieją programować więc jedyny sposób na znalezienie miejsca pracy to wykańczać innych programistów by sami odeszli i zwolnili stołki dla kuzynów Rajesha. Oni dobrze wiedzą, że ludzie są zirytowani ich kolesiostwem i tym jak denerwują innych, więc takie działania jak donosicielstwo i wkopywanie programistów przez Hindusów by znalazł się sposób na zwolnienie będą się tylko nasilać, bo oni po prostu nie mają innej drogi. Trzeba się stawić i zacisnąć rękawy, robić swoje i mieć wywalone na ich denerwujący sposób denerwowania innych.
Myślę, że trochę zawiniła nasza kultura i brak społeczności. Jak parę lat temu nawoływałem do bojkotu zadań domowych na rekrutacji i ogólnie przeciągniętych procesów rekrutacji, to byłem wyśmiewany. Tłumaczyłem, że utrudnianie rekrutacji służy obniżeniu naszych oczekiwań i pogorszeniu możliwości szukania nowej pracy. To nie jest zdrowy układ, gdy kandydat robi robotę za darmo, żeby podlizać się potencjalnemu pracodawcy. Już widzę jak w budowlance ktos przyjdzie i będzie malował ścianę za darmo, albo układał pustaki, żeby udowodnić kompetencje. Zgadzanie się na to było mega niedojrzałe. Po to są okresy próbne, umowy zlecenie itp. zeby firma inwestowała coś weryfikując kandydata. Wzieliście ten koszt na siebie i nie rozumieliście problemu (pisze do tych, którzy mnie wyśmiewali), to teraz widzicie jak jest. Wspomne Was, jak będę sprzedawał Wam mieszkanie za 15k za m2.
- Co do winy - wina leży moim zdaniem 50/50. Jedna połowa to korporacje, które zawsze będą chciały wycisnąć z ludzi jak najwięcej jak najmniejszym kosztem, więc wiadomo że będą chcieli obniżyć płace programistom oraz każdemu innemu pracownikowi, to jest prosta logika, nie liczy się nic poza premiami dla CEO i zarządu więc im więcej docisną programistów (i innych) tym więcej kasy dla nich. Druga połowa winy to sami programiści, którzy zgotowali sobie taki los i tutaj nie ma co przebierać w słowach. Stworzyliśmy tysiące bezsensownych bootcampów, pseudo-szkoleń, nic nie wartych kursów, napisaliśmy miliony postów w stylu "patrzcie pracuje 2h dziennie za 20k netto miesięcznie" - sami sobie jesteśmy winni nadpodażą pracowników na rynku. Korporacje nie zatrudniłyby ludzi z ulicy, gdyby nie miliony idiotycznych wpisów w mediach od informatyków, bo nagle każdy zamarzył żeby być w IT, zrobił 2 kursy na udemy i mówi że jest full-stack developer. Mówmy prawdę, idiotyczna społeczność informatyków chwaląca się na lewo i prawo sama zgotowała przyszłemu pokoleniu IT taki los. Jakoś nie widzę, by lekarze publikowali codziennie tysiąc kursów na udemy "zostań stomatologiem razem ze mną", nie ma nagle wysrywu tysięcy "dentystów" po bootcampach z medycyny - w przeciwieństwie do IT, bo ktoś dał tym ludziom złudną nadzieję, że jak pouczą się przez 2 miesiące javy to będą zarabiać 20k netto
Wina ciazy tylko na nas - programistach - bo nam zależało. To my powinniśmy bronić branży i to my zawaliliśmy. A co przyczyny (nie winy) to stało się tak, że był duzy popyt i rynek się wysycił + przyszła moda na zwalnianie w IT, którą zaczął elon piżmo.
- Moim zdaniem każdy będzie musiał wybrać i znaleźć swoje miejsce. Niektórzy chcieli B2B i kariery, sławy w IT, ogromnych zarobków, będą musieli zmierzyć się z tym wyścigiem szczurów i dociskaniem śruby, siedzeniem po godzinach by nauczyć się kolejnych 10 frameworków w react. Inni mają totalnie wywalone, znaleźli pracę w IT jaka by ona nie była (nie wnikam) i cieszą się życiem bez douczania po godzinach, chodzą do kina/teatru/na boisko zamiast uczyć się kolejnej biblioteki w react która będzie za miesiąc nieaktualna. Za chwilę może się okazać, że ich poziom życia będzie taki sam jak nerdów którzy codziennie doszkalają się kolejnego frameworka.
Obawiam się, że nie tędy droga. Brałem udział w wielu rekrutacjach i szczerze to w swojej branzy osiągnąłem już maxa. Pracowalem dla najbardziej znanych firm, mialem super wysokie stanowiska itp. to jednak nie zmienia faktu, ze teraz nie znalazlbym lepszej pracy niz mam teraz. Wniosek: ludzie póki mogą będą siedziec, gdzie są, a dopiero jak ich zwolnią to będzie panika. Ja gram na przeczekanie w miejscu gdzie jestem + idę we własny biznes.
Gdzie ja jestem? Myślę że gdzieś pośrodku. Czasami coś doczytam po godzinach, czegoś się douczę, ale po 8h wyłączam laptopa z pracy i dziękuję kolegom za dzisiaj - bo za 8h mam płacone a nie za więcej. Praca jak praca, są plusy i są minusy. Może nie zarabiam kokosów, ale pracuję zdalnie, wygodnie, mam spoko kolegów, mam dobre zdrowie psychiczne bo nie męczy mnie codziennie jakiś zakompleksiony scrum master, nie mam też Hindusów w pracy więc nie ma mnie kto denerwować. Czy chce mi się wsiadać w korporacyjny wyścig szczurów by zarabiać trochę więcej na B2B? - Nie, nie chce mi się, bo idę do kina. Czasami coś doczytam, żeby być na bieżąco, zobaczę co w nowej wersji języka, jakie zmiany, staram się być z wiedzą na bieżąco. Myślę, że jestem dobrym programistą, dostałem pracę pomimo wielu CV na ofertę, ale wiem że nie jestem koksem który wymiata w komputer i zrobi wielką karierę, po prostu aż taki zdolny się nie urodziłem. Cieszę się po prostu każdym dniem, doceniam moje środowisko pracy i myślę że to jest bardzo ważne. Jak czytam to forum i narzekanie na wszystkie pato-oferty, dziwne środowiska pracy, dociskanie śruby i wyzysk pracownika to doceniam to że mam normalne środowisko pracy i spoko ludzi w zespole.
A ja już nic sie nie dokształcam i nie uczę po godzinach, a w samych godzinach kantuje, bo to juz nie ma sensu. Co mialem sie nauczyc, nauczylem. Ten wyscig dalej nie ma sensu i to nie na poziomie ideologicznym, ale praktycznym. Trzeba zbudować inne źródło dochodu.
Pewnie na inną pracę się nie przekwalifikujesz, ale moze mógłbyś otworzyć jakiś biznes? Sale gier dla dzieci? Ja np. idę we własny biznes budowlany.
Zastanawiam się, myślę w co by zainwestować w kasę. Na razie zbieram na mieszkanie i dom, zobaczymy co dalej życie przyniesie. Ale faktycznie otwarcie czegoś swojego i inwestycja przychodziły mi do głowy, bardziej coś w stylu rozrywki właśnie jak sale do gier itp.
Myślę, że trochę zawiniła nasza kultura i brak społeczności....
No tak, ostatecznie po fali demotywujących tutaj postów straciłem wiarę w społeczność IT. Miałem jej minimalne resztki, ale upadły w całości. To jest po prostu jakaś chora, idiotyczna społeczność, która lansuje się na instagramie/facebooku postami "pracę 2h dziennie za 20k netto", a potem w pracy robi wszystko byle dać się wykorzystywać, płacze po godzinach i narzeka że to jest super. Nie ma drugiej tak idiotycznej grupy zawodowej jak informatycy - najlepszy na świecie przykład syndromu sztokholmskiego, informatycy uwielbiają jak się im dokłada miliony obowiązków za darmo, są szczęśliwi bo mogą robić nadgodziny i się użalać nad tym i dziękować korporacji że ich dojeżdża.
Nie wiem, co ludziom odwala w głowach, ale zakładając że nawet 10% z nas miałoby jakieś zaburzenia, autyzm czy innego aspergera to pozostałe 90% powinno bronić branży. Jak tak czytam forum to wydaje mi się, że normalnych ludzi w IT nie jest więcej niż 5% (i to optymistycznie licząc). Jak ich 95% dziwaków przytłoczy to nie ma bata żeby ten zawód dłużej przetrwał w normalnych warunkach.
A ja już nic sie nie dokształcam i nie uczę po godzinach, a w samych godzinach kantuje, bo to juz nie ma sensu. Co mialem sie nauczyc, nauczylem. Ten wyscig dalej nie ma sensu i to nie na poziomie ideologicznym, ale praktycznym. Trzeba zbudować inne źródło dochodu.
No i szacun dla ciebie, ja czasami coś tam doczytam, bo w branży jestem ponad 2 lata, więc to nie jest duży staż, ale dobrze sobie radzę, rozwijam się, więc mam nadzieję na dobre miejsce pracy, obecnie ze swojej pracy jestem w pełni zadowolony.
Myślałem nad własnym biznesem, pasywnym dochodem, ale czas pokaże, nie zarabiam na tyle by móc w cokolwiek inwestować.
Co do stracenia wiary w społeczność, szanuję @renderme , że nawoływałeś do bojkotu pato-zadań i innych idiotyzmów i współczuję ci że ludzie za tobą nie poszli.
Podam przykład z mojego podwórka. Jest taki kolo w robocie co zasuwa jak porąbany robi codziennie jakieś projekciki na boku, co chwila nowy framework, co chwila kolejna technologia itd. - rozmawiamy i go pytam czy nie chciałby wyluzować troszeczkę, no to dostałem ripostę w stylu "no jak to, przecież programista musi wszystko umieć, za miesiąc wychodzi nowy framework to musisz już go umieć, musisz wszystko znać, musisz mieć masę certów, bez siedzenia po pracy to w ogóle IT nie istnieje". Odpuściłem sobie, byłem tylko ciekawy dlaczego tak się zachowuje, więc odpowiedział na pytanie.
O co mi chodzi, to że gość sam się nakręca i sam się zapętlił. Dokłada sobie codziennie ciężaru, bierze na siebie odpowiedzialność że musi co tydzień poznawać kolejny framework, a wiadomo że kiedyś organizm nie da rady i koleś w końcu się wykończy jeśli nie przestanie się tak zasypywać. No i ma pretensje, że przecież musisz po pracy zasuwać jeszcze kilka godzin nad własnymi projektami, bo nic w IT cię nie czeka, trzeba olać wszystko, nie mieć hobby i robić tylko IT. Co chwila szuka kolejnych problemów - bo teraz ktoś w necie napisał że react jest spoko to koleś siedzi po nocach i się uczy reacta, za tydzień ktoś napisał w necie że angular jest lepszy to koleś siedzi po nocach i zasuwa z angularem, za dwa tygodnie uczy się vue.js bo zobaczył że jakiś znany informatyk napisał że pracuje w vue.js i to spoko framework itd.
No i puenta - koleś zachowuje się jak zapętlony kołowrotek, bierze na barki więcej niż uniesie i nie widzi w tym problemu, bo mówi że to jest normalne, bo przecież korporacje mają takie wymagania, więc trzeba się dostosować.
Także masz tutaj przykład człowieka, który by olał twój bojkot zadań domowych, gość uważa że to normalne że robisz co chwilę jakieś bezsensowne repozytoria na github, odsyłasz w rekrutacjach gotowy kod pomimo że nie wezmą cię do drugiego etapu - bo takie są wymagania IT, więc tak trzeba robić, bo informatyk musi wszystko umieć i się doszkalać ciągle.
Jeśli tak ma wyglądać 95% społeczności - ludzi, którzy będą się zapętlać i dokładać sobie na własne życzenie ciężaru to faktycznie nie widzę kolorowo tej branży, bo ludzie sami siebie wykończą. Dosłownie wykończą, bo organizm nie wytrzyma takiego natłoku nerwów.
Moja opinia - najbardziej boli mnie, że ludzie sami mówią, że to co się odwala jest normalne.
Jak słyszę, że ktoś mówi, że to normalne, że dostajesz zadanie rekrutacyjne na 3 dni robocze, a potem nawet ci nie odpisują w rekrutacji (bo pewnie po prostu chcieli wyłudzić trochę kodu od naiwniaka) to załamuję ręce, bo nie wiem co powiedzieć.
Jak ktoś mówi, że normalne są rekrutacje z 5 etapami które trwają kilka miesięcy z idiotycznym live coding, kilkoma zadaniami domowymi i odpytywaniem z najmniejszych szczegółów frameworka to załamuję ręce.