Proszę o poważne odpowiedzi.
Przez ostatni rok temat "końca eldorado" był odświeżany przy każdym newsie o redukcjach zatrudnienia. Mógłbym tu wkleić wszystkie linki gdzie w tytule użyto słów "koniec", "eldorado", "IT", ale to chyba nie ma sensu. Każdy z pewnością widział artykuł o tym tytule i wie co mam na myśli. Jak widzicie sytuację w tej chwili, jakie widzicie perspektywy na następny rok, a może już macie jakieś doświadczenia z przebranżowieniem. Zapraszam do dyskusji.
Moim zdaniem cytując klasyką: pół legenda, pół prawda, pół nieprawda...
Czyli faktycznie kryzys w IT jest mocny, ale w USA... Tam to wielu programistów bezpowrotnie wyleciało z branży, bo nie ma dla nich miejsca. Ale to co sie dzieje w Polsce to lekki "kryzysik" chociaż ja bym to po prostu nazwał rekalkulacją kosztów po COVIDzie - sprawddzenie, czy serio pierwszemu lepszemu Senior Java Developerowi warto płacić te 25 000 - 30 000zł netto b2b - większość firm stwierdziła, że to jednak przesada i nie są tyle warci, więc takie drogie osoby pozwalniano (w 90%, zatrzymano te ok 10% perełek, które rzeczywiście są warte 25 000 - 30 000zł) no i przy okazji wywali ludzi z full-remote i teraz naganiają na 2-dni hybrydy z biura - dwie pieczenie na jednym ogniu, obniżenie stawki dla zwykłego klepacza + zamiana ze zdalnej na hybrydę w celu wywierania większej presji podczas pracy z biura.
Ale czy można sytuację w Polsce nazwac kryzysem? Za całą sytuacje odpowiadają moim zdaniem media - "99% kryzysu" IT w Polsce to po prostu mitomania i koloryzowanie pismaków - o zastępujących nas Hindusach, AI, No Code itd. Praca dalej jest, dobre osoby dalej mają te 25 000 - 30 000 zł netto b2b (mniejszość zdecydowana) a ci farciarze klepacze kodu, co przez chwile mieli taką stawkę bo firmy zatrudniały 2 lata temu jak szalone, ale nie mają adekwatnych do takiej stawki umiejętności muszą pogodzić się ze spadkiem do 18 000 - 22 000 zł netto b2b (takie są teraz realne stawki dla senior java deva w Polsce korpo produktowe lub kontraktornia) bo na tyle realnie ich pracę wycenia rynek, a wiadomo że żaden prywaciarz nie będzie dopłacał do interesu by byle klepacz kodu miał 30k :D Takie stawki są zarezerwowane wyłącznie dla wybitnych pasjonatów co się rozwijają po godzinach kosztem wyjść na imprezy do ludzi, hobby, pasji i życia prywatnego :D Coś za coś. (mówa oczywiście o pracy w Polsce dla polskiego pośrednika, który kasuje nieraz 30-50% naszej stawki! W przypadku pracy w Polsce bezpośrednio dla zagranicy to wiadomo stawi 30k, 40k, 50k netto b2b czy też 10k euro/dol miesięcznie są realne, ale trzeba być naprawdę ogarniętym, posiadać jakieś bogate portfolio, znany blog lub mieć spory wkład w open-source, być rozpoznwalnym z branży by ktoś zza granicy nas znalazł i zaproponował taką fuchę - czyli dla zwykłego klepacza kodu jest to nieosiągalne, podobnie jak w poprzednim przypadku trzeba być turbo pasjonatem i takie stawki można dostać, ale kosztem życia prywatnego = poświęcenie się jedynie pasji programowania i olanie innych aspektów życia - znajomych, rodziny, hobby sportu itd)
No i też trochę beka z tego, że tysiące programistów wyprowadziło się 50-100km od dużych miast, Warszawy, Krakowa itd i myśleli, że zdalna będzie zawsze. A tu nagle cyk, wywaleni ze zdalnej, a na rynku pracy same hybrydy min 2-3 dni z biura :D Zakredytowali sie na dom na 1mln na 30 lat i teraz trochę lipa, bo taki domu to ciężko sprzedać, to nie mieszkanie w dużym mieście :D. Będą musieli jeździć te 400-600km tygodniowo do biura i tracić 2-3h dziennie na stanie w korkach