Na forum 4programmers.net korzystamy z plików cookies. Część z nich jest niezbędna do funkcjonowania
naszego forum, natomiast wykorzystanie pozostałych zależy od Twojej dobrowolnej zgody, którą możesz
wyrazić poniżej. Klikając „Zaakceptuj Wszystkie” zgadzasz się na wykorzystywanie przez nas plików cookies
analitycznych oraz reklamowych, jeżeli nie chcesz udzielić nam swojej zgody kliknij „Tylko niezbędne”.
Możesz także wyrazić swoją zgodę odrębnie dla plików cookies analitycznych lub reklamowych. W tym celu
ustaw odpowiednio pola wyboru i kliknij „Zaakceptuj Zaznaczone”. Więcej informacji o technologii cookie
znajduje się w naszej polityce prywatności.
To mój pierwszy założony temat na forum, sam nigdy nie proszę o pomoc.
Jestem już stary, programuję gdzieś z ~15 lat od kiedy się nauczyłem pierwszego hello worlda.
I nigdy nie miałem pracy, nigdy CV nie wysyłałem, Nie miałem facebooka czy linkedli czy jak to tam się nazywa.
Po prostu sobie tak żyłem, mieszkam koło Poznania.
Nie wiem czy chce mi się codziennie wstawać wcześnie i pracować do określonej godziny, ale jak by byli fajni ludzie to raczej by mi się chciało.
Szybko się zaprzyjaźniam.
Pracować pracowałem, ale raczej to była niewolnicza praca z przymusu od dzieciństwa.
Jestem średnim programistą, albo przeciętnym jak bym na juniora startował, albo stażystę.
Komercyjnego doświadczenia w ogóle nie mam i wszystko co programowałem raczej wyglądało jako proof of concept.
Sam nie wiem dziwnie się żyje bez pracy, nie jest to zbyt przyjemne.
Jakby ci się środki do życia skończyły to bardzo szybko byś znalazł pracę jako programista. Przetestowane, polecam.
Szalony Programista
Racja wydaje się to słuszne, ale potrafię skromnie żyć. Nie rozumiem czemu ludzie wydają na głupoty pieniądze, ja na nic nie wydaję.
pragmaticdev
Nie prawda. Nawet jak Ty bezpośrednio nie dysponujesz kasa to Twoje życie kosztuje. Koszt mieszkania, czynszu, rachunków, mediów, ubrań, jedzenie, podatki. Nie da się nie wydawać w tych czasach.
Szalony Programista
Masz racje płacę koło 200zł za media, codziennie mi wydzwaniają z telekomunikacji żebym podpisał jakąś umowę, a ja jadę na 10zł za cały rok :> Ostatni raz byłem na zakupach 5 lat temu sobie koszulę kupiłem i buty jeśli o to chodzi. Ale jedzenie i picie kupuję codziennie bo bym umarł z głodu.
pragmaticdev
No to jedząc gównianie i tak wydasz te 500zl, do tego wynajem pokoju to teraz 700zł. Takie minimum dla jednej osoby to te 2000zl dla godnego ale biednego życia. Jak znajdziesz kobietę, założysz rodzinę to to wzrasta. Niemniej, żeby mieć te 2000zl to musisz pracować bo skąd kasę inaczej?
A jak myślisz, ile lat ma OP? Ja strzelam w miej niż 25
UglyMan
Socjalizm jest taki teraz, że raczej niż z głodu nie umiera. Chyba to i dobrze, ale nie warto iść dalej.
Szalony Programista
@Shalom: pisałem, że pracowałem w niewolniczej pracy za miskę ryżu dlatego żyję :>
Sam tego nawet za pracę nie uważam, dlatego ty też tego tak nie zrozumiałeś bo to była moja wola.
Po prostu sobie tak żyłem, mieszkam koło Poznania.
To miasto jest tak dziwne że zawsze chciałem się tam przenieść
Komercyjnego doświadczenia w ogóle nie mam i wszystko co programowałem raczej wyglądało jako proof of concept.
To gdzie masz te swoje PoCe? W jakich językach chcesz pracować? Zwykle ludzie co szukają pracy albo narzekają że nie można znaleźć pracy w danej technologi której się naumieli, albo pytają co wybrać (Java vs JS, Java vs C#). Ty nie napisałeś nic oprócz tego że z Poznania
Standardowe wyparcie przegrywa - innym wyszło, bo mieli farta, a ja jestem ponad wszystkim.
Jak nie trollujesz, to jakaś terapia się przyda.
Szalony Programista
Tak jestem przegrywem po to założyłem ten temat, żeby szukać pomocy, dobrze że zrozumiałeś treść. Widać, że jesteś inteligentny.
urke
Jesteś przegrywem, bo szukasz marnych wymówek na swoją obecną sytuację, przez co starasz się umniejszać zasługi innym osobom, którym się powiodło żeby siebie wybielić, bo przecież masz aspiracje, nie to co oni.... Częsty wzorzec u ludzi z wyparciem rzeczywistości lub trollujących
Co kilka lat zakładam podobny wątek na tym forum i szukam odpowiedzi, za każdym razem jestem banowany, może w przyszłości ktoś będzie bardziej zaznajomiony z życiem i będzie miał cenniejsze informacje do podzielenia się nimi.
Nie rozumiem co jest złego w szukaniu informacji o życiu.
Moje życie to moja praca ciężka. Po prostu się nie poddawałem. Mam rodzinę, dom, zwierzęta, pracuje w domu całkowicie elastycznie, mam kilka biznesów. Mimo to uważam, że jestem leszcz, jeszcze sporo przede mną do osiągnięcia. To mnie tylko motywuje. Są dwa typy ludzi - których motywują wyzwania i jak upadną to się podnoszą i drugi typ ludzi co zniechęcają się patrząc jaką mają drogę przed sobą, a jak się wywalą, to staczają się do rowu i zasypiają. Nie wiem co lepsze i czy ten drugi typ ludzi da się zmienić - tego nie wiem, ale wiem, że tacy są i znam takich sporo. Żaden nie odnosi sukcesu. Co do ludzi sukcesu - każdy widzi ich sukces ale nikt nie pamięta lub nawet nie wie o ich porażkach. Ludzie sukcesu to tacy, co po prostu się nie poddają.
Są ludzie, którzy ani się nie wywalają do rowu, ani nie motywują wyzwaniami.
pragmaticdev
Nie wyzwanie jest motywujące/destruktywne tylko niepowodzenie podczas walki z wyzwaniem. Wtedy albo się mobilizujemy albo odpuszczamy. Innej drogi nie ma. Niemniej to nie fakt, czy trza podlegające dyskusji tylko moja opinia.
BluzaWczolg
Chodzi mi o to, że można być zadowolonym z tego co się ma, i ani nie popadać w destrukcyjne zachowania z powodu poczucia niespełnienia(wpadnięcie do rowu), ani szukać nowych wyzwań. Przykładem jest np. spełniony emeryt, bogaty syn, albo człowiek żyjący skromnie itp. :). Ale zgadzam się z Tobą co do tego, że jeżeli już ktoś sobie zaplanował drogę, to często są te 2 typy.
Uwaga, uwaga!
Proszę się odsunąć i nie robić zbiegowiska.
Proszę spokojnie opuścić ten wątek, zająć swoje stanowiska przy klawiaturach i wznowić pisanie postów i komentarzy.
Bardziej na serio: smutny temat, sam mam kilku kolegów w rodzinnej miejscowości co mieszkali z rodzicami, nigdzie na studia nie pojechali, nikogo sobie nie znaleźli, pracują dorywczo no bo ile trzeba na drobne opłaty. Co samo w sobie jeszcze nie jest smutne, ale przychodzi czasem takie przebudzenie, jak ktoś chciał może czegoś więcej. Nie wiem, czy temat jest taki prosty jak sukces/przegryw, myślę że niektórym po prostu nie zależy. Jak komuś nie zależy, to nie można mówić tutaj ani o sukcesie ani przegrywie, zresztą nie rozumiem tej agresji w tym wątku(niektórych), chyba że użytkownik gdzieś podpadł już.
Samego opa nie rozumiem za bardzo, poza krótkim opisem obecnego życia. Myślę że tutaj dobry będzie terapeuta.
Jak ktoś pitoli od rzeczy to się mu wytyka jego błędy w toku rozumowania.
Jak jest mądry, to przeanalizuje i zobaczy, że żyje w swojej wyimaginowanej bańce, jak nie, to ucieknie i się obrazi.
Większa krzywdą dla niego byłoby klepanie po plecach i zachęcanie do tkwienia w tej postawie, bo dalej nie będzie widział błędów po swojej stronie, tylko całe życie niepowodzenie będzie zwalał na rzeczy niezależne.
Spotkał się z dezaprobatą, to może prędzej zaskoczy i przejrzy na oczy.
BluzaWczolg
Nie zauważyłem żeby na cokolwiek zwalał. Ogólnie to nie zrozumiałem za bardzo jego postów w tym wątku, ma problemy z komunikacją/bałagan w głowie. Więc nawet nie wiem na czym wytykanie jego błędów miałoby polegać.
Jak wszystko sie konczy, kiedys to forum bylo z zyciem za czasow delphi i pascala a teraz. teraz wszystko jest na stackoverflow tutaj pytanai zadaja juz tylko same lamusy takie na maxa no i czasem ja xD
Bardziej na serio: smutny temat, sam mam kilku kolegów w rodzinnej miejscowości co mieszkali z rodzicami, nigdzie na studia nie pojechali, nikogo sobie nie znaleźli, pracują dorywczo no bo ile trzeba na drobne opłaty. Co samo w sobie jeszcze nie jest smutne, ale przychodzi czasem takie przebudzenie, jak ktoś chciał może czegoś więcej.
Albo odwrotnie ;) Dochodzi się gdzieś wysoko, do niby fajnego miejsca - kasa jest, zdrowie jest, robi się coś ważnego i odpowiedzialnego. Ale okazuje się, że to nie to. Masz już dość odpowiedzialności, dowożenia, różnych presji, pierniczenia się z ludźmi i ich podchodami - tej walki szczurów.
Wszystko co dziś masz, wcale tego nie chcesz
Po prostu to jest nie to
To nie to
Czasami z zazdrością patrzę na ludzi, którzy jednak z pozoru nic nie osiągnęli. Z pozoru, bo spokojne życie to może jest jednak całkiem niezłe osiągnięcie, o wiele trudniejsze niż sukces w dzisiejszych czasach. Byleby oczywiście coś tam robić, pracować, a nie być systemową pijawką na zasiłkach, to już patologia ;)
Wycofać się z tej nazwijmy to "ścieżki sukcesu" nie jest tak prosto, bo wchodzi się w pętlę wysokich kosztów życia, opłat, spłacania kredytów itp. Czasami raz się wdepnie w takie życie i już się nie można wyplątać i ta świadomość, że nie ma się wyboru, albo się walczy albo pętla na szyję, może przez kolejne 20, 30 lat - to jest bolesne... I wtedy sobie myślisz - a można było nic nie osiągać, małą łyżeczką jeść życie, biednie, skromnie, ale nie wdepnąć w #programista15k (z uwagi na inflację proponuję zmianę na #programista20k :D ), nie mieć nic, ale i niczego nie potrzebować. Wpojono nam systemowo, że trzeba iść na studia, że trzeba być kimś, coś osiągnąć, kupić mieszkanie, założyć rodzinę. I później pozostają tylko marzenia, że chciałoby się mieć wy*ebane, rzucić wszystkim i jechać w Bieszczady. Tylko marzenia, bo rata kredytu czeka, a na prod wchodzi ważny CR.
Pomyślcie o tym ze swojej perspektywy - kto ma np. kredyt, rodzinę - coś was męczy w życiu? To najpewniej tak zostanie. Można zmieniać pracę, ale presja będzie już zawsze, bo i zawsze będą koszty i odpowiedzialność i wymagania itp. Gdzieś pewnie jest granica, przy której zarabia się na tyle dużo, że faktycznie można mieć wywalone, ale to nie dla maluczkich i uczciwych. I nie w tym kraju.
Też mam takich kolegów @BluzaWczolg - czasami mi ich szkoda, ale czasami zazdroszczę. Nie jestem nimi, ale na tyle na ile gadamy, całkiem się cieszą z tego gdzie są, co mają i co robią. Zazdroszczą mi czasem kasy (że na wszystko mam), ale nie znają ciemnej strony sukcesu. Pewnie i ja nie znam dobrze ich problemów - w myśl zasady wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.
Gdybym miał powiedzieć - czy warto się piąć po coś więcej - ze 20 lat temu, żądny kasy, sukcesów, krzyczałbym, że tak, oczywiście. Dziś - mam mieszane uczucia. Ta radość, że się czegoś dokonało, po 20 latach powszednieje i już nie kręci sama w sobie. Nawet gdy ta robota kręci, nadal jest pasją, to cokolwiek się robi - nie bo się chce, tylko bo się musi.
Czy warto oddać tyle prostych dni
Aby prorokiem chwilę być?
W szarości nie raz tajemnica tkwi
I dla niej czasem warto żyć
Żeby nie było - ja jestem super optymistyczny, wulkan pozytywnej energii! :) Proszę mi tu żadnych depresji ani wypaleń nie imputować :) Po prostu inny punkt widzenia na osiąganie czegokolwiek z perspektywy człowieka starego :)
@BDA DVB:
Myślę, że problem że ktoś za dużo wydaje na umowie 20k to lżejszy kaliber(chyba że ktoś brał kredyt za kredytem), wymagający poukładania sobie priorytetów jeżeli chodzi o wydawanie pieniędzy i.e. problem w głowie, niż pobudka i samotność kogoś po 30 albo 40tce w jakiejś starczej wiosce(kobiety częściej przeprowadzają się do miasta, zresztą powiedzmy sobie szczerze że ktoś kto żyje za kilka stów miesięcznie i nie ma za co zaprosić do kina niekoniecznie jest atrakcyjny) - problem już nie tylko w głowie tylko w rzeczywistości.
Jasne, można żyć skromnie, na starych śmieciach, mieć znajomych, pracę, czasem drugą połówkę, żyć szczęśliwie. Albo można nawet nic nie mieć poza niezbędnym minimum i żyć jak mnich. Mi bardziej chodziło o takich co jednak nie do końca są zadowoleni, wypierają to/nie uświadamiaja sobie a potem okazuje się że są na początku drogi.
To trochę tak nie działa. Można mieć furę kasy, mieszkać w mieście, ale nadal nie być atrakcyjnym i siedzieć samemu ;) Dodatkowo jeszcze użerając się z tym "piętnem sukcesu" ;) To już lepiej mieszkać na wsi ;) Zresztą jeśli kasa poprawia atrakcyjność w oczach jakiejś dziewczyny, to takiej najlepiej unikać - nic dobrego z tego nie wychodzi. Lepiej działa, gdy są wspólne pasje.
Samotność nie jest taka zła, też wydaje mi się, że to jest trochę kwestia myślenia. Mamy wpojony konstrukt rodziny, że trzeba mieć żonę, dzieci, trzeba postawić drzewo, zasadzić dom itp. (albo odwrotnie :) ), bo kto ci szklankę wódy poda na starość. A na koniec osiągasz to... i to jest nie to :) A szklanki i tak nie ma kto podać :)
Wydaje mi się, że ogólnie myślimy o tym samym, tylko od innej strony. Ty o niewygodzie, gdy jest się na jednym końcu, a ja o niewygodzie, gdzie jest się na drugim końcu :) Drugi koniec nie zawsze może być tak atrakcyjny jak się wydaje i nie zawsze wart utraty tego, co się miało na początku... To, że może, podsuwa raczej niezadowolenie z obecnej sytuacji i nie koniecznie musi mieć ono solidne podstawy.
Przypowieść o kebabie:
Kiedyś bardzo dawno temu, a dokładniej to wczoraj, pomyślałem, że kupię sobie kebaba.
Moim celem stało się kupno kebaba, gdyż byłem bez niego głodny i nieszczęśliwy.
Kupiłem, zjadłem.
W sumie po wszystkim okazało się, że za te 15 zł to bym miał jedzenia na cały dzień, lepszego.
I by mnie tak nie przes*ało.
Cóż - osiągnąłem cel, ale niestety okazało się, że jego osiągnięcie nie było tak satysfakcjonujące i bez kebaba także byłbym szczęśliwy.
Mam nadzieję, że rozumiesz przesłanie.
Naprawdę mam nadzieję, bo ja zgubiłem wątek :)
Może po prostu takie jest życie, że zawsze coś uwiera ;) Jest się samemu - samotność. Ma się żonę - gdera nad uchem, dzieci - opieka pochłania resztki czasu i energii. Osiągnie się coś - utrzymanie tego jest męczące, bo to nie działa tak, że jeden strzał i jest się na szczycie - to stała orka, zawsze trzeba się rozwijać w tej branży, uczyć nowych technologii, to się nigdy nie kończy. Nie osiągnie - żal, że się nie osiągnęło :) Na pewno są tacy, którym udaje się wstrzelić w wewnętrzne pragnienia, ale to chyba mocno indywidualna kwestia...
Zgadzam się, że lepiej unikać takich co tylko liczą pieniądze. Warto jednak pamiętać o tym, że dla wielu kobiet liczy się stabilizacja, dobre warunki życiowe dla dzieci, a do tego trzeba trochę więcej się wysilić wspólnie.(i sprawiać wrażenie kogoś kto jest w stanie to zrobić)
Wydaje mi się, że ogólnie myślimy o tym samym, tylko od innej strony. Ty o niewygodzie, gdy jest się na jednym końcu, a ja o niewygodzie, gdzie jest się na drugim końcu :) Drugi koniec nie zawsze może być tak atrakcyjny jak się wydaje i nie zawsze wart utraty tego, co się miało na początku... To, że może, podsuwa raczej niezadowolenie z obecnej sytuacji i nie koniecznie musi mieć ono solidne podstawy.
Tylko że z jednego końca (nic) ciężej się dostać na ten drugi (coś), niż z drugiego z powrotem na pierwszy. Chyba że w grę wchodzą dzieci, albo jakieś kredyty gdzie po sprzedaniu wszystkiego i tak jest się na minusie. Tu przypadku tych kredytów to często lekkomyślność, bo trzeba mieć nowe auto, duży dom, 5 podróży na rok żeby się pochwalić innym, zapisać dzieci na zajęcia z żonglowania ryżem itd.
p_agonSzalony Programistap_agon