Nie trać zbyt dużo czasu na zastanawianie się.
Zacznij tworzyć i nie zapomnij dokumentować swojej wiedzy.
I to jest ważne. Szczególnie, że żyjemy w kraju, w którym rekruterzy na wstępie często zakładają, że kandydat kłamie i że wszystko co w CV to kłamstwo albo bajki.
Więc projekt na Githubie, opublikowane artykuły, czy bycie popularnym w społeczności pozwoli jakoś udokumentować swoje doświadczenie.
Chociaż ten artykuł również porusza ważną kwestię - żeby nie robić tego na siłę.
To jest obusieczna broń! Jeśli artykuł będzie wtórny (tj. w naszym języku było już 150 artykułów na ten temat),
(...) to uzyskamy efekt dokładnie odwrotny do zamierzanego.
Artykuł niby z 2010, ale bardzo dobrze oddaje to, co się dzieje teraz na Medium. Ludzie tam piszą wtórne i mielone setki razy rzeczy tylko po to, żeby wylansować swoją osobę (albo żeby zarobić parę groszy na programie partnerskim? Ciężko powiedzieć jaka jest ich motywacji).
Podobnie jak te wszystkie projekty na Githubie, które są w zasadzie zwykłymi Hello Worldami, a ludzie je piszą na siłę, żeby tylko "mieć Githuba" i zaimponować pracodawcom.
Zastanówmy się również dwa razy przed opublikowaniem np. "nowego trojana kradnącego hasła z Tibii i GG, niewykrywalnego przez nic na VirusTotal" -
może to przekreślić nasze szanse dostania później pracy w niektórych firmach (np. AV).
Obstawiałbym, że raczej by je podwyższyły, bo skoro ktoś potrafi złamać zabezpieczenia to potrafi również zabezpieczać. Zresztą antywirusy przecież żerują na tym, że są wirusy (nawet się zastanawiam czy nie jest tak, że firmy zlecają komuś pisanie wirusów, żeby usprawiedliwić samą potrzebę instalowania antywirusa).
Istotną sprawą jest, aby w CV nie wpisywać nic, czego tak naprawdę nie wiemy.
Tym sposobem należałoby oddać pustką kartkę. No dobra, może imię i nazwisko i dane kontaktowe by zostały, bo to pewnie faktycznie się wie.
To oczywiste jest, że w CV trzeba zaokrąglić w górę swoją wiedzę. Jeśli wpisuję np. JavaScript w CV to nie dlatego, że naprawdę się na tym znam (bo Brendanem Eichem nie jestem), tylko dlatego, że parę lat w tym pisałem i coś tam ogarniam, nawet po pijaku.
Swoją drogą to byłby dobry sposób na rekrutacje - alkotest - dać kandydatowi kilka kieliszków wódki i potem sadzić go przed kompem i niech rozwiązuje jakieś zadanie o umiarkowanej trudności (trochę wymagające myślenia, ale nie za trudne, nic z algorytmami, bardziej jakieś real life wyzwania). Jak sobie poradzi, to znaczy, że umie kodzić i wystarczająco dobrze ogarnia temat, żeby kodować na autopilocie, pod wpływem. Jak sobie nie poradzi, to znaczy, że jeszcze nie czuje się dobrze w programowaniu (nie weszło mu jeszcze do podświadomości), więc nie zatrudniamy.