Być może weźmiecie mnie za jakiegoś janusza albo sknerę, ale zaryzykuję.
Będąc ostatnio w Warszawie zauważyłem, że w wielu knajpach istnieje coś takiego jak opłata za obsługę (średnio 20 zł). W praktyce wygląda to tak, że takowa opłata jest naliczana za samo posadzenie dupska przy stoliku i chęć zamówienia czegokolwiek. Przyznam szczerze, że dosyć mocno mnie to zaskoczyło bo nigdzie indziej się z tym nie spotkałem. Nawet będąc w USA. O ile system dobrowolnych napiwków jest jak najbardziej okej to powyższe w moim odczuciu jest jakimś nowym wcieleniem januszostwa. Dosłownie naliczanie klienta za to, że ma w ogóle czelność coś zamówić.
We WRO np takie coś jest naliczane do zamówień w grupach 10+ osób (10-15% zamówienia) co również jest dla mnie jakąś abstrakcją. Robienie jakiejś łaski, że ludzie chcą wydać swoje pieniądze.
Czekam na moment, że samo przekroczenie progu knajpy będzie wiązać się z obowiązkową opłatą :D Być może przesadzam (nie wiem), ale wg Was to dobry kierunek?