Uwielbiam po prostu jak na uczelni mówią: "Proszę się wyrażać po Polsku, studiuje Pan/i w języku polskim..." i potem wychodzą takie "pieńki".
Skąd się bierze to przywiązanie do poprawności języka? Zwłaszcza kiedy mamy już tyle zapożyczeń z innych?
@somekind wołam w kontekście wczorajszej rozmowy ;)
Nasza wczorajsza rozmowa dotyczyła czasownika, który użyty niepoprawnie (czyli w stronie czynnej, a nie zwrotnej) czyni wypowiedź absurdalnie bezsensowną w stopniu porąbanym, bo bez "się" tamto zdanie brzmi jakby ktoś ubierał sukienkę. Jeśli ktoś mówi, że ubiera sukienkę, to automatycznie rodzi się pytanie - w co tę sukienkę ubiera? W czapkę? W spodnie? W inną sukienkę? Widział ktoś kiedyś sukienkę ubraną w coś? Nie da się ubrać ubrania, to jest absurd.
Natomiast co się dzieje na tej Twojej uczelni, na której dorosłym ludziom wystawiają szóstki z plusem i słoneczkiem, a na egzaminach z matematyki sprawdzają wyniki, a nie rozwiązanie, to ja nie wiem. :P
Ale jestem prawie pewien, że nieudolne tłumaczenie na siłę nie mają żadnego związku z dbałością o język polski, ktoś chyba chciał być nadgorliwy i wyszło bezsensownie.
Ja sam nie mam nic przeciwko sensownym zapożyczeniom, czyli takim, które nie mają polskich odpowiedników, ani nie są bezmyślnymi kalkami często zresztą wprowadzającymi w błąd kompletnie zmieniając znaczenie (jak np. "relationship" tłumaczone przez wielu jako "relacja" albo "dedicated" jako "dedykowany").