Jak radzicie sobie psychicznie z wyścigiem szczurów w IT

1

Cześć.

Pracuję w IT 2 lata, najpierw prowadziłem typowo nerdowskie życie na studiach ucząc się całymi dniami by znaleźć staż. Potem jak dostałem się na staż/juniora do pierwszej firmy to okazała się ona takim januszexem, że musiałem się uczyć na własną rękę po pracy, by znaleźć nową pracę, więc siedziałem łącznie około 14-15 godzin dziennie przed kompem przez kilka miesięcy jadąc na oparach sił. W nowej firmie jest o wiele lepiej, odpocząłem fizyczny i psychicznie, ale minus taki, że to mała firma, więc jest bardzo mały stack technologiczny (np. azure i inne chmury odpadają), więc jeśli chcę podnieść swoje kwalifikacje o kolejne pozycje w CV (np. chmury, mikroserwisy itp.) to znów jestem zmuszony uczyć się po pracy, bo niestety wkrótce wyczerpie mi się pula zagadnień do nauki w pracy, zadania w firmie stają się coraz bardziej powtarzalne i siłą rzeczy mniej rozwojowe ze względu na ograniczony stack technologiczny i robienie podobnych CRUD-ów itd. itp. w kółko.

Szczerze? Naprawdę nie chce mi się znów siedzieć godzinami po pracy i uczyć po nocach, mam kochaną narzeczoną, lubię z nią spędzać czas, lubię mieć czas wolny. A mam wrażenie, że jedyne czego chce świat IT to niekończący się wyścig szczurów. Najbardziej korporacje by chciały, żebyśmy wszyscy w IT pracowali po 14 godzin dziennie za minimalną krajową i wstawiali motywujące posty na linkedin "pracuję dla pasji, nie dla pieniędzy". W kółko tylko jakieś narzekanie w IT ile to trzeba umieć, wszyscy pójdziecie na bezrobocie jak nie będziecie fullstackami z 10 technologiami, albo "jak się nie uczysz to ktoś inny, kto w tej chwili koduje zabierze ci pracę", ciągle wszystko tylko by polepszać swoje kwalifikacje itp. itd. Lubię się uczyć, ale trzeba postawić jasną granicę między życiem prywatnym, a zawodowym.

Jak wy sobie radzicie z takim wyścigiem szczurów? Nie czuję się wypalony, bo lubię to co robię, ale naprawdę mam dość jakiejś takiej dziwnej nagonki na IT, że jak nie będziesz naparzał w kodowaniu kilkanaście godzin dziennie to zastąpi cię Hindus który robi leetcode po nocach na rozmowy kwalifikacyjne albo gość, który szybciej od ciebie przeczytał nową dokumentację do c# i jest krok przed tobą. Może na przykład często zmieniacie pracę, by szukać możliwości rozwoju? A może olewacie to wszystko i macie to gdzieś 😄 ?

15

Trzeba to lubić i mieć smykałkę ( żeby nie siedzieć 5h po pracy, ale 1-2h)

Wracamy do starego dobrego IT dla pasjonatów.

5

Po pierwsze: tak jak napisał @Czitels trzeba to lubić (wtedy to już imho nie jest "nauka" po pracy tylko rozwijanie swoich zainteresowań za które przy okazji Ci ktoś płaci)

Po drugie: myślałeś, że w branży w której się zarabia kilka średnich pensji pracodawcy będą płacić za umiejętności kogoś kogo w perspektywie da się zastąpić automatem (klepanie crudów itp)?

Po trzecie: imho mylnie założyłeś, że jest jakiś wyścig szczurów. Owszem znam osoby które rozwijają jakieś tam swoje skille po pracy (w tym ja) ale znam też osoby które tego praktycznie nie robią. Czy mają przez to gorzej? Na pewno są bardziej przyspawani do obecnego miejsca pracy, na pewno będą mieli wiekszy problem ze znalezieniem nowej pracy ale czy to źle? Pamiętaj, że na rynku jest i pewnie będzie mnóstwo firm która reprezentują np. cienki poziom IT i do których takiej osobie będzie łatwiej się dostać. W nagrodę takie osoby mają trochę więcej "życia poza pracą" dla siebie więc ma to swoje dobre strony.

Po czwarte i ostatnie: nauka do rekrutacji daje mi zawsze największego kopa, sukcesywnie zmieniałem firmy na lepsze i też poświęcałem na naukę sporo czasu ale pamiętaj, że to raczej maraton a nie sprint. Przeznaczenie kilku godzin w tygodniu prywatnego czasu i/lub czasu pracodawcy (przecież nie klepiemy kodu 8h nie jesteśmy zwierzętami xD ) imho w zupełności wystarczy aby sukcesywnie podnosić skillset.

Podsumowując: wyczuwam w Tobie presję którą sam sobie wsadziłeś na banię a co jest moim zdaniem dosyć niebezpieczne (sam się z tym długo bujałem chcąc sobie coś udowodnić. Teraz staram się równoważyć czas na pracę/naukę vs czas na relaks i rodzinę.

W sumie ważny temat poruszyłeś i warto abyś nauczył się z nim obchodzić bo prowadzi do bardzo niemiłych przeżyć później (stres, presja środowiska, poczucie ciągłej gonitwy, frustracja bo zawsze znajdzie się ktoś "lepszy")...

3

Po czwarte i ostatnie: nauka do rekrutacji daje mi zawsze największego kopa, sukcesywnie zmieniałem firmy na lepsze i też poświęcałem na naukę sporo czasu ale pamiętaj, że to raczej maraton a nie sprint. Przeznaczenie kilku godzin w tygodniu prywatnego czasu i/lub czasu pracodawcy (przecież nie klepiemy kodu 8h nie jesteśmy zwierzętami xD ) imho w zupełności wystarczy aby sukcesywnie podnosić skillset.

Tutaj jest jeszcze jedna ważna rzecz. Nie wolno uczyć się rzeczy, które nie przydzadzą Ci się na rekrutacji. Do pracy się poduczysz jak się dostaniesz. Poza tym to strata czasu. Niektórzy siedzą po godzinach a nic z tego nie mają. Trzeba maksymalizować tylko naukę pod rekrutacje. Nic więcej.
Jak kandydujesz do firm, które pytają się leetcodów to nie uczysz się systemów ani nowszego ficzera w twoim języku, bo po co? W pracy i tak korzystasz tylko z 1% możliwości twojego języka.

0

Ciesz się, że nie robisz w cyber gdzie musisz ryć tonę materiałów do certyfikatów które często są wymagane w przetargach

1

Znajdź pracę w firmie, która pisze soft w technolgiach, w których chcesz się rozwijać i tyle. Aczkowliek to tylko kwestia preferencji. Nie znam wielu technologii, w którch nie było by pracy. Do tej pory łatwo znaleźć pracę w technologiach będących w stagnacji od dekad jak C/C++(z przed ANSI/ISO), stare Javy, stare .nety, cobol, delphi itd. i wcale nie są tam gorsze stawki, często wręcz przeciwnie.

Najbardziej korporacje by chciały, żebyśmy wszyscy w IT pracowali po 14 godzin dziennie za minimalną krajową i wstawiali motywujące posty na linkedin "pracuję dla pasji, nie dla pieniędzy". W kółko tylko jakieś narzekanie w IT ile to trzeba umieć, wszyscy pójdziecie na bezrobocie jak nie będziecie fullstackami z 10 technologiami, albo "jak się nie uczysz to ktoś inny, kto w tej chwili koduje zabierze ci pracę", ciągle wszystko tylko by polepszać swoje kwalifikacje itp. itd.

Szczerze to nie sądzę, że jest to prawda. Pracuje w IT 12lat. Jeszcze nigdy nie było tak dużych stawek oraz takiej kultury pracy jak teraz. Sam pracuje jedynie w jednej technologii i "warstwie"/paradygmacie. "Do bramy i się nie znamy". Pracuje po 8h i wylogowuje się po tym czasie z komunikatorów firmowych. Nikt nie ma o to pretensji, sam też nie pisze do nikogo poza working hours na komunikatory, nigdy do nikogo nie dzwonię na telefon, po working hours pisze maila, żeby odpisał mi ktoś na drugi dzień. Jeśli chodzi o wyceny etc. to każdy wie ocb i jest taka niepisana zasada, że dajemy lekki bufor. Nie wychylam się ponad to co jest do zrobienia. Nie uczę się niczego, czego nie potrzebuje do wykonania zadania, a jeśli uczę się czegoś do wykonania zadania to jedynie w czasie pracy i to odpłatnie. Nie chodzę na żadne imprezy firmowe, świąteczne itd. Nie rozmawiam w pracy na tematy osobiste i nie interesuje się także życiem osobistym współpracowników, czy nawet jaka jest u nich pogoda. Nie udostępniam nigdzie tego gdzie pracuje, nie dodaje współpracowników na FB/Ln do znajomych i nie przyjmuje zaproszeń, nie lajkuje wpisów z firmy na socjalach ani nie komentuje. W zasadzie to nawet nie pojawiam się w firmie, a sprzęt czy aneksy do umów wymieniam kurierem. Nigdy nie zostałem zwolniony ani zdegradowany, regularnie dostaję podwyżki. Zmieniając pracę zawsze kilkukrotnie podbijałem starą stawkę.

Nie widzę, żadnych symptomów tego co piszesz, ale słyszę o nich od jakiś 3-4 lat. Podejrzewam, że może to być jedna z 3 rzeczy.

1 Mity o wymaganiach, zwolnieniach i nadgodzinach to doświadczenia osób niekompetentnych, które zostały zatrudnione za zbyt dużą stawkę z powodu niedoboru pracowników i teraz muszę nadrabiać po godzinach bo nie dowożą, lub ich wręcz zwalniają.

2 Jest to kwestia syndromu oszusta i to powoduje, że osoby czują presję i nierealne zagrożenie.

3 Powiązane z 2 - ogólny mindset i wymyślanie sobie zagrożenia, czy wręcz wmawianie sobie, że jest źle. Szczególnie widać było to w szkole jak były osoby, które panikowały, zakuwały po godzinach, obarczały swoim stanem innych a na koniec dnia i tak zaliczały całkiem dobrze sprawdziany, na takim samym poziomie co inny koledzy co olewali i walili w gałę po lekcjach.

3

Szczerze? Naprawdę nie chce mi się znów siedzieć godzinami po pracy i uczyć po nocach, mam kochaną narzeczoną, lubię z nią spędzać czas, lubię mieć czas wolny. A mam wrażenie, że jedyne czego chce świat IT to niekończący się wyścig szczurów.

Jedynie dla mało wyspecjalizowanych.

Najbardziej korporacje by chciały, żebyśmy wszyscy w IT pracowali po 14 godzin dziennie za minimalną krajową i wstawiali motywujące posty na linkedin "pracuję dla pasji, nie dla pieniędzy".

Też jedynie tak CI się wydaje.

W kółko tylko jakieś narzekanie w IT ile to trzeba umieć, wszyscy pójdziecie na bezrobocie jak nie będziecie fullstackami z 10 technologiami albo "jak się nie uczysz to ktoś inny, kto w tej chwili koduje zabierze ci pracę", ciągle wszystko tylko by polepszać swoje kwalifikacje itp. itd.

I bardzo słusznie. Jak wyobrażasz to sobie inaczej? Myślisz, że inni też przestaną być ambitni bo Tobie się nie chce?
Chciałbyś po łebkach nauczyć się jednego frameworka i ciągnąc na tym do końca życia?
Świat tak nie działa.

Lubię się uczyć, ale...

... ale chyba tak Ci się tylko wydaje.

Jak wy sobie radzicie z takim wyścigiem szczurów?

Nie biorę w nim udziału. Dawno temu poświęciłem kilka lat na solidną naukę i zdobycie wiedzy z dziedziny, która mnie interesuje a teraz jedynie uzupełniam o nowinki tym samym nie musząc brać udziału w wyścigu "żółtodzióbów". Zawsze jest zapotrzebowanie na specjalistów a będąc specjalistą zawsze będziesz przed tymi, którzy nimi nie są.

0
JunDev napisał(a):

Cześć.

Pracuję w IT 2 lata, najpierw prowadziłem typowo nerdowskie życie na studiach ucząc się całymi dniami by znaleźć staż.

a studia jakie? Bo jak z hardcorowego IT to te narzekania poniżej dziwią.
A jak jakieś "IT w marketingu" to dziwią znacznie mniej

Potem jak dostałem się na staż/juniora do pierwszej firmy to okazała się ona takim januszexem, że musiałem się uczyć na własną rękę po pracy, by znaleźć nową pracę, więc siedziałem łącznie około 14-15 godzin dziennie przed kompem przez kilka miesięcy jadąc na oparach sił. W nowej firmie jest o wiele lepiej, odpocząłem fizyczny i psychicznie, ale minus taki, że to mała firma, więc jest bardzo mały stack technologiczny (np. azure i inne chmury odpadają), więc jeśli chcę podnieść swoje kwalifikacje o kolejne pozycje w CV (np. chmury, mikroserwisy itp.) to znów jestem zmuszony uczyć się po pracy, bo niestety wkrótce wyczerpie mi się pula zagadnień do nauki w pracy, zadania w firmie stają się coraz bardziej powtarzalne i siłą rzeczy mniej rozwojowe ze względu na

wygląda że to Ty jesteś tym gościem który wprowadza nerwową atmosferę i presję moralną coby inni się uczyli po pracy

ograniczony stack technologiczny i robienie podobnych CRUD-ów itd. itp. w kółko.

Szczerze? Naprawdę nie chce mi się znów siedzieć godzinami po pracy i uczyć po nocach, mam kochaną narzeczoną, lubię z nią spędzać czas, lubię mieć czas wolny. A mam wrażenie, że jedyne czego chce świat IT to niekończący się wyścig szczurów. Najbardziej korporacje by chciały, żebyśmy wszyscy w IT pracowali po 14 godzin dziennie za minimalną krajową i wstawiali motywujące posty na linkedin "pracuję dla pasji, nie dla pieniędzy". W kółko tylko jakieś narzekanie w IT ile to trzeba umieć, wszyscy pójdziecie na bezrobocie jak nie będziecie fullstackami z 10 technologiami, albo "jak się nie uczysz to ktoś inny, kto w tej chwili koduje zabierze ci pracę", ciągle wszystko tylko by polepszać swoje kwalifikacje itp. itd. Lubię się uczyć, ale trzeba postawić jasną granicę między życiem prywatnym, a zawodowym.

przestań czytywać LI

Szczury jak za bardzo rozrabiają się po prostu zagania do klatki i daje jakieś smaczne żarcie żeby się czymś zajęły ;)

Jak wy sobie radzicie z takim wyścigiem szczurów? Nie czuję się wypalony, bo lubię to co robię, ale naprawdę mam dość jakiejś takiej dziwnej nagonki na IT, że jak nie będziesz naparzał w kodowaniu kilkanaście godzin dziennie to zastąpi cię Hindus który robi leetcode po nocach na rozmowy kwalifikacyjne albo gość, który szybciej od ciebie przeczytał nową dokumentację do c# i jest krok przed tobą. Może na przykład często zmieniacie pracę, by szukać możliwości rozwoju? A może olewacie to wszystko i macie to gdzieś 😄 ?

3
JunDev napisał(a):

więc jeśli chcę podnieść swoje kwalifikacje o kolejne pozycje w CV (np. chmury, mikroserwisy itp.) to znów jestem zmuszony uczyć się po pracy

To tak nie działa, że jak sobie coś poczytasz po pracy, to możesz to sobie wpisać w CV i ktoś w to uwierzy.

bo niestety wkrótce wyczerpie mi się pula zagadnień do nauki w pracy, zadania w firmie stają się coraz bardziej powtarzalne i siłą rzeczy mniej rozwojowe ze względu na ograniczony stack technologiczny i robienie podobnych CRUD-ów itd. itp. w kółko.

No to trzeba zmienić zespół/projekt/pracę.

mam kochaną narzeczoną, lubię z nią spędzać czas

Przejdzie Ci. A kod, który napiszesz po nocach zostanie na zawsze!

Jak wy sobie radzicie z takim wyścigiem szczurów?

Pozwalam innym biegać. Im bardziej są zmęczeni, tym łatwiej zająć ich miejsce.

5

Nie wiem, mam dość, z perspektywy czasu uważam że lepiej wychodzą cynicy którzy uczą się tego co potrzebne a nie pasjonaci którzy się emocjonalnie angażują. Więc, jeśli chodzi o cyniczne podejście, no to nie powinno się raczej łapać zbyt wielu srok za ogon - skupić się na jednej, najlepiej związanej +- z tym co mamy w CV (bo łatwiej wtedy napisać że mamy w tym expa) i jazda. Chyba że robisz coś dla siebie, dla własnej ciekawości, to wtedy czemu nie - ale zamienić to w profit może być ciężko.

Z drugiej strony robienie w legacy z dobrym work-life balance też ma swój urok, jak się taką robotę znajdzie.

1

wyprowadziłem się do Skandynawii i sobie cziluje teraz 😇 zero wyścigu szczurów ano karierowiczów, wszyscy równo pracę po pracy mają gdzieś

3

Traktuje prace jako prace - Robię swoje, zgarniam kase i pora na cs'a. Nie dopisuję tutaj jakiejś ideologii :D Jeśli potrzebuje czegoś się douczyć bo akurat coś nowego jest wymaganae NA JUŻ to robię to w godzinach pracy i tyle. Ta cała "nagonka" to trochę jak z mówieniem do dzieci, że od zabawy ogniem rosną wąsy. Problem bardziej leży w środowisku i patologicznym projekcie, gdzie faktycznie można doznać kremlowskiego podejścia pracy. Wtedy najlepiej to zmienić.

1
somekind napisał(a):
JunDev napisał(a):

więc jeśli chcę podnieść swoje kwalifikacje o kolejne pozycje w CV (np. chmury, mikroserwisy itp.) to znów jestem zmuszony uczyć się po pracy

To tak nie działa, że jak sobie coś poczytasz po pracy, to możesz to sobie wpisać w CV i ktoś w to uwierzy.

Czasami działa.

Wracając do pytania OPa. Programowanie to nie jest branża do której wchodzi się po 5 lat studiów i ma się spokój na 40 lat do emerytury. Im szybciej się to zrozumie tym szybciej można to albo polubić, albo zmienić branżę. Jeżeli już ktoś postanowi że zostaje, to może wybrać spokojniejsze firmy/projekty, gdzie jest kultura pracy i pozwalają na naukę w firmie i też takie gdzie nie ma powtarzalnej pracy żeby też się rozwijać. Ale trzeba dobrze trafić. Ja miałem często jedną zaletę, rozwojowe projekty, albo spokój w pracy, ale jeszcze nigdy nie miałem obu.

To jest też wyścig szczurów nie w tym sensie kto więcej czasu ciśnie w domu, tylko kto trafi do lepszych projektów.

No i Ci którzy chwalili się overemploymentem to raczej nie mieli pracy w której musieli siedzieć po 14h.

2
somekind napisał(a):

więc jeśli chcę podnieść swoje kwalifikacje o kolejne pozycje w CV (np. chmury, mikroserwisy itp.) to znów jestem zmuszony uczyć się po pracy

To tak nie działa, że jak sobie coś poczytasz po pracy, to możesz to sobie wpisać w CV i ktoś w to uwierzy.

Ale co tu jest do wierzenia?

Weźmy np. ASP .NET - oglądnąłeś jakieś tam tutoriale, przeczytałeś książkę, zbudowałeś kilka crudów na których potestowałeś różne mechanizmy i koncepty, przeczytałeś docsy

No to chyba możesz uczciwie wpisać w CV coś typu Skills: (...) ASP.NET (Basics)

2

potrzebujemy zwoiazkow zawodowych bo napuszczaja jednych na drugich

7
JunDev napisał(a):

A mam wrażenie, że jedyne czego chce świat IT to niekończący się wyścig szczurów. Najbardziej korporacje by chciały, żebyśmy wszyscy w IT pracowali po 14 godzin dziennie za minimalną krajową i wstawiali motywujące posty na linkedin "pracuję dla pasji, nie dla pieniędzy". W kółko tylko jakieś narzekanie w IT ile to trzeba umieć, wszyscy pójdziecie na bezrobocie jak nie będziecie fullstackami z 10 technologiami, albo "jak się nie uczysz to ktoś inny, kto w tej chwili koduje zabierze ci pracę", ciągle wszystko tylko by polepszać swoje kwalifikacje itp. itd.

Odstaw LinkedIn i przestań czytać te kocopoły. Tak jak sprzedawcy kursów samoobrony jest na rękę, że ktoś czuje się niebezpiecznie na ulicy, tak sprzedawcom kursów IT jest na rękę, że ktoś czuje się niepewnie na rynku pracy. Korpomenadżerom podsycanie tego nastroju też się podoba, bo potem chomiczki szybciej biegają w swoich kółkach, a wcale nie trzeba im dawać więcej ziarna.

Jak wy sobie radzicie z takim wyścigiem szczurów? Nie czuję się wypalony, bo lubię to co robię, ale naprawdę mam dość jakiejś takiej dziwnej nagonki na IT, że jak nie będziesz naparzał w kodowaniu kilkanaście godzin dziennie to zastąpi cię Hindus który robi leetcode po nocach na rozmowy kwalifikacyjne albo gość, który szybciej od ciebie przeczytał nową dokumentację do c# i jest krok przed tobą.

No właśnie - sam tutaj przyznajesz, że to nagonka. Dopóki nie zaczynam odczuwać tego ciśnienia wewnątrz firmy, nie widzę większego powodu, żeby się tym przejmować. To trochę tak, jakby najpierw zamartwiać się gadaniem randkowego guru, że bez 100kg na klatę nie znajdziesz żony, a po ślubie dalej zamartwiać się gadaniem tego samego guru, że gość wyciskający 200kg regularnie kopuluje z mężatkami i twoja żona może być następna.

Może na przykład często zmieniacie pracę, by szukać możliwości rozwoju?

Brak możliwości rozwoju był parę razy jednym z czynników, dla których zmieniałem pracę; ale nigdy nie był ani jedynym, ani najważniejszym.

2

Nijak. Nie biorę w tym udziału bo po co. Zresztą po co mi kariera w korpo? Ściemniam ile wlezie, pałuje odpowiedzialność na klienta, nie krytykuje, nie proponuje, nie klaskam, nie mlaskam. Biorę pensję a jeśli mi nie odpowiada i widzę, że nie chcą dać mi więcej kasy to odchodzę i idę gdzie indziej. I tak funkcjonuje już 15 lat :) Nie warto stary, poważnie. Kim chcesz być? Misiaczkiem szefa, klakierkiem jakiegoś przygłupa managera, który ledwo potrafi zbudować zdanie po Polsku? A może chcesz zapierdzielać po 15 godzin bo ktoś Ci wmówił, że inni to docenią? Nope. Wykorzystają i wrzucą Ci jeszcze więcej. A jak będziesz miał dość to będą pretensje, że czemu przestałeś wyrabiać KPI. Jedyne co udowodnisz to nie swoją wartość tylko uległość i podatność na manipulacje, które w korpo są na każdym kroku. Moja rada - rób na odpierd... i zlewaj firmę i robotę. Najgorzej to dać się wmanewrować w korpo gierki, traktować poważnie brednie o "wielkiej rodzinie" itd i dać się firmie sprowokować do wyrabiania norm. Oni tylko czekają na frajera, który goni króliczka, którego dogonić się nie da.

3

Coś z tym olewaniem i wyluzowaniem to macie naprawdę rację.

Zdarzyło mi się na reddit czytać jakiś czas temu bardzo smutny post, że koleś miał spoko życie, dziewczynę, nienajgorszą pracę itp. itd. ale udało mu się dostać z microsoftu co było jego "wielkim marzeniem". Koniec końców, zaczął pracować kilkanaście godzin dziennie z własnej woli bo był taki podekscytowany firmą, że zaniedbał życie prywatne, dziewczyna go zostawiła bo siedział do nocy w biurze, a potem przytył 50 kilo bo nic nie robił poza budzeniem się do pracy i siedzeniem przed biurkiem więc totalnie zajechał sobie zdrowie. Efekt taki, że microsoft go zwolnił po roku bo firma uznała, że wykonał swoją pracę i więcej go nie potrzebują (oczywiście przez ten rok było ciągle gadanie głupot że jesteśmy super korpo rodzinką, szanujemy się itd. żeby pracował jak najciężej). Naprawdę bardzo szkoda mi tego faceta, bo w rok zniszczył sobie życie przez taki wyścig szczurów i zasuwanie (co prawda z własnej woli) przez kilkanaście godzin, a firma zarobiła na nim siano i go wyrzuciła na koniec.

Morał tej smutnej historii jest najwidoczniej taki, że faktycznie trzeba olać ten pompowany na siłę wyścig szczurów, rozwijać się w firmie i nie dawać z siebie wszystkiego na maksa, bo jedyne co potem zostaje to jeszcze większe wymagania od firmy jak zauważą takiego człowieka uzależnionego od pracy.

2

Coś z tym olewaniem i wyluzowaniem to macie naprawdę rację.
@JunDev

Z tym olewaniem i wyluzowaniem to mam historię. W poprzedniej pracy musiałem złożyć ticket o instalację jakiegoś softu, którego nie było na liście z defaultu dozwolonej. Składam, po dniu ciszy idę do gościa z helpdesku i pytam, co z tym fantem zrobić, czy może mi coś przyspieszyć, może ma jakiś kontakt do kogoś wyżej albo coś. I nigdy nie zapomnę jego odpowiedzi:

"Słuchaj, ja tego ticketa nie widzę na mojej liście. Nie jestem przypisany, i w ogóle jak podasz mi jego numer, to ja nie mam żadnej motywacji ani chęci żeby nawet go poszukać gdzie on jest teraz, nie interesuje mnie to. Jak będzie przypisany do mnie, to przyjdź z kompem, to ci przepalę co trzeba od razu."

Tego dnia mój szacunek do ludzi z helpdesku wzrósł o 200%. To jest sposób, żeby nie zwariować - robisz solidnie to, co masz w zakresie obowiązków, z tego ludzie cię znają i szanują. Ale tylko to, nie szukasz dodatkowej roboty bo ci się nudzi, nie pytasz naokoło czy komuś pomóc, zawsze ktoś będzie czegoś potrzebował, świata nie zbawisz.

0

A dlaczego postrzegasz swój rozwój tylko i wyłącznie w kategoriach nowych technologii? Co ze skillami miękkimi, np. prowadzeniem projektów, generowaniem pomysłów, dzieleniem się wiedzą? Dzisiaj popularna jest technologia X, jutro Y (z małą gwiazdką -> obycie z różnymi architekturami jest przydatne, ale podstawy jednak tak często się nie zmieniają).

3
JunDev napisał(a):

Morał tej smutnej historii jest najwidoczniej taki, że faktycznie trzeba olać ten pompowany na siłę wyścig szczurów, rozwijać się w firmie i nie dawać z siebie wszystkiego na maksa, bo jedyne co potem zostaje to jeszcze większe wymagania od firmy jak zauważą takiego człowieka uzależnionego od pracy.

Morałem jest raczej coś typu: "to co zaniedbujesz prędzej czy później kopnie ci w dupę (zdrowie, partnerka)"

kelog napisał(a):

robisz solidnie to, co masz w zakresie obowiązków, z tego ludzie cię znają i szanują. Ale tylko to, nie szukasz dodatkowej roboty bo ci się nudzi, nie pytasz naokoło czy komuś pomóc, zawsze ktoś będzie czegoś potrzebował, świata nie zbawisz.

Ale czemu wy próbujecie sprowadzać tak złożone rzeczy do jednej prostej odpowiedzi? że warto lub nie warto dawać z siebie wszystkiego

W jednej firmie dawanie z siebie wszystkiego będzie jedną z najlepszych decyzji jakie popełniliście w życiu bo przełoży się to na waszą dalszą karierę, a w innej firmie jedyne co z tego wyniknie to przemęczenie i pogorszenie swojego zycia

Trik polega na tym, aby ocenić czy gra jest warta świeczki.

Może twój team lead podczas pogaduszek dał ci znać że chce się zwalniać np. za 6 miechów, a wam by siadła taka rola, więc postanawiacie się przyłożyć i być potencjalnym kandydatem na tę rolę. Później z team leada w jednej firmie może uda się zrobić pivot na TLa w innej, znacznie lepszej - i tak to się kręci

Może w jednej firmie trafiłeś do jakichś tematów z ogromnym potencjałem, gdzie normalnie ciężko się dostać, więc warto się przyłożyć, wyciągnąć z tego jak najwięcej wiedzy/expa i później sprzedawać się jako expert w tej niszy

Scenariuszy jest mnóstwo, i trzeba ocenić który chcecie spróbować zrealizować.

0
Charles_Ray napisał(a):

A dlaczego postrzegasz swój rozwój tylko i wyłącznie w kategoriach nowych technologii? Co ze skillami miękkimi, np. prowadzeniem projektów, generowaniem pomysłów, dzieleniem się wiedzą? Dzisiaj popularna jest technologia X, jutro Y (z małą gwiazdką -> obycie z różnymi architekturami jest przydatne, ale podstawy jednak tak często się nie zmieniają).

A to ciekawe. Chyba nie byles na zadnym interview w ostatnich 2 latach :)

3
TerazOdpowiemNaKomcie napisał(a):

wyprowadziłem się do Skandynawii i sobie cziluje teraz 😇 zero wyścigu szczurów ano karierowiczów, wszyscy równo pracę po pracy mają gdzieś

Nie trzeba się wyprowadzać, można zdalnie z Polski pracować dla firmy z Irlandii, UK, czy Skandynawii i też mieć work-life balance zachowane.

WeiXiao napisał(a):

Ale co tu jest do wierzenia?

Weźmy np. ASP .NET - oglądnąłeś jakieś tam tutoriale, przeczytałeś książkę, zbudowałeś kilka crudów na których potestowałeś różne mechanizmy i koncepty, przeczytałeś docsy

No to chyba możesz uczciwie wpisać w CV coś typu Skills: (...) ASP.NET (Basics)

Wpisać możesz wszystko, możesz się nawet koronować w CV na świętego cesarza rzymskiego narodu aspneta. Ale w to, że naklepane w domu crudy to jest doświadczenie uwierzą tylko koledzy-juniorzy i babcia.

1
somekind napisał(a):

Wpisać możesz wszystko, możesz się nawet koronować w CV na świętego cesarza rzymskiego narodu aspneta. Ale w to, że naklepane w domu crudy to jest doświadczenie uwierzą tylko koledzy-juniorzy i babcia.

Nie ma tu nic do "uwierzenia", bo z definicji jest to doświadczenie, jedynie niekomercyjne.

Jeżeli twierdzisz że takie doświadczenie jest bezwartościowe, no to po prostu źle świadczy o tobie jako rekruterowi :D

2

Wyścig szczurów jest na początku kariery, gdzie trzeba wejść na pewien poziom "ogarnięcia" i albo masz "to coś" i łapiesz tematy szybko i bezbólowo, albo nie i wtedy masz pod górkę przez całą karierę no i w korpo się jeszcze uchowasz taki nieogarnięty, ale w mniejszych projektach gdzie wymagana jest jakaś "jakość" to możesz być na celowniku zawsze.

Jeśli jednak masz to coś i względnie ogarniasz, to wyścig szczurów na późniejszych etapach kariery zależy od tego, gdzie pracujesz.
Mały zespół produktowy - tutaj przeważnie zawsze będzie presja, jeżeli inwestycje idą z kieszeni CEOs. Jak idą z kieszeni innych korpo - aż tak źle nie bedzie.
Kontraktornie / korpo - miej wyj*** a będzie Ci dane. Wyścig szczurów masz jedynie przez zmianą roboty, żeby na rekrutacjach wiedzieć co to SOLID (tak bo ja spotykam się z pytaniami o podstawy na mid / senior rekrutacjach czasami i jak nie wyrecytujesz regułki to potrafią stwierdzić że jesteś dupa i sory, ale inny junior co nie ogarnia ogółu, ale wyrecytował regułkę Liskov Substitution z wikipedii jest lepszy wg rekrutera :) ).

1

Na wypalenie najlepsze jest liczenie hajsu i jego odkładanie.
Praca dla firmy to sprzedaż swoich umiejętności za hajs - jeśli nie jesteś jego przekaźnikiem a większość oszczędzasz to na pewnym etapie zdajesz sobie sprawę że w sumie stać Cię na dłuższe życie bez pracy więc w zasadzie mi to lotto

Co do zadań powtarzalnych - super! - znaczy że można je szybko wykonać. A skoro je można szybko wykonać, to blokujesz sobie np 2h dziennie na pracę w kalendarzu a resztę np na naukę rust-a czy czego tam chcesz. Nie ma piękniejszego uczucia jak fakt że firma przez dawanie nudnych tasków które jesteś w stanie szybko wykonać finansuje Twoją naukę w pracy.

Kwestia uświadomienia sobie tego i ewentualnie blokowanie tego czasu w kalendarzu i śledzenie żeby go nie marnować :)

4
WeiXiao napisał(a):

Nie ma tu nic do "uwierzenia", bo z definicji jest to doświadczenie, jedynie niekomercyjne.

Jeżeli twierdzisz że takie doświadczenie jest bezwartościowe, no to po prostu źle świadczy o tobie jako rekruterowi :D

Jest bezwartościowe, bo znajomość frameworka czy biblioteki to nie jest żaden wyczyn, tego uczy się ad-hoc w pracy.
A realne doświadczenie to nie wykute na pamięć API tylko problemy i ich rozwiązania, a tego w projektach do szuflady się nie spotka, i nie nauczy.

3

Kiedyś to był zawód tylko dla ludzi z lekkim autyzmem i było fajnie.
Teraz ludzie narzekają że muszą robić to samo przez 14h i nawet nie noszą koszuli w kratę 🙁

0
somekind napisał(a):
WeiXiao napisał(a):

Nie ma tu nic do "uwierzenia", bo z definicji jest to doświadczenie, jedynie niekomercyjne.

Jeżeli twierdzisz że takie doświadczenie jest bezwartościowe, no to po prostu źle świadczy o tobie jako rekruterowi :D

Jest bezwartościowe, bo znajomość frameworka czy biblioteki to nie jest żaden wyczyn, tego uczy się ad-hoc w pracy.
A realne doświadczenie to nie wykute na pamięć API tylko problemy i ich rozwiązania, a tego w projektach do szuflady się nie spotka, i nie nauczy.

bo znajomość frameworka czy biblioteki to nie jest żaden wyczyn, tego uczy się ad-hoc w pracy.

Wszystkiego możesz się nauczyć w pracy - od języka programowania, przez OSy, frameworki, build systemy, narzedzia typu docker/k8s, jednakże koniec końców to jest czas, nierzadko miesiące/lata aby być biegłym!

Wiec, gdy przychodzisz już z pewną wiedzą, perspektywą jak poruszać się w danym ekosystemie, jesteś zaznajomiony z nomenklaturą to jest to znaczące ułatwienie.

"Realne doświadczenie™" haha, zabawnie to brzmi, to jest jakieś "nierealne doświadczenie"?

Jeżeli ktoś zaklepał od 0 swój prosty system operacyjny, to jest to niezmiernie cenne doświadczenie i taka osoba będzie miała przewagę na rekrutacji do projektu z OSów

A język, framework webowy, bazka, itd. to tylko inny poziom złożoności, ale koncept jest taki sam jak w przykładzie z OSami. Jeżeli chcesz wejść do webówki to zaczynasz od języka/frameworków/bazek/http, jeżeli do czego innego to bierzesz inne problemy na warsztat.

I piszę to jako ktoś, kto znalazł pracę dzięki projektowi klepanemu na boku.

Szczerze? od jakiegoś czasu odnoszę wrażenie że patrzysz na wszystko z perspektywy web devu, co jest w sumie dziwne bo masz prawie 20 lat na tym forum, gdzie ludzie robią różne rzeczy :D

0

Jak wy wyobrażacie sobie pracowanie w branży, gdzie co dwa lata wszystko wywraca się o 180* stopni (*nie do końca, bo zmieniają się po prostu modne patterny od 1990 np: SSR -> SPA -> SSR -> SPA itd ale wraz z modą nowe frameworki od których trzeba wykuć dokumentację itd) bez nauki? Przecież od zawsze mówiło się, że w IT to branża gdzie idziesz jak lubisz się uczyć, branża gdzie nie można absolutnie być leniwym. Ale z drugiej strony codziennie jest praktycznie coś innego więc ciężko o nudę, a rozwiązywanie problemów w pracy pobudza dopaminę w podobny sposób co zdobywanie achievmentów w grach komputerowych - z tym że w porównwaniu do gier programowanie jest produktywne i nie niszczy lecz wzmacnia umysł.

Wyścig szczurów w IT zwłaszcza w korporacjach jest większy niż w branżach finansowych. Ale zastanawiam sie czemu was to dziwi, myśleliście że nagle się zmieniło nastawienie i wystarczy się nauczyć raz by do końca życie mieć wygodny ciepły stołek?

Weszliście w świadomie w branżę, gdzie każdy mówił - nauka dopiero się zaczyna - a teraz się dziwicie że klepanie kodu to jednak nie to samo co praca urzędowa? W tej branży praktycznie od zawsze ważniejsze od tego czego nauczycie się w pracy jest ważniejsze czego nauczycie się po pracy. Ponieważ w pracy łatwo utkwić w wygodnym punkcie i 5 lat powtarzać 1 rok doświadczenia robiąć cały czas to samo, finalnie zamiast 1 lat * 5 lat expa jest 1 * 1 * 1 * 1 * 1 lat = 1 lat expa :D A w domu nie masz limitów w postaci legacy projektu tylko lecisz z zagadnieniami.

Ja tylko w tamtym roku poświęciłem około 3-4 miesiące każdego tygodnia ok 2h dziennie / 15 godzin tygodniowo na różne teorie, system design i codility by pójść na 15 rozmów technicznych i 12 z nich niestety uwalić. W tym roku równiez zamierzam tyle czasu poświęcić i zmienić pracę mimo kryzysu dostać podwyżkę 20-30%. Mimo rozwoju, regularnych zmiany prac, poznawaniu nowych narzędzi - ciągle czegoś nie wiem i rekruter jest w stanie mnie zagiąć tak bym wyszedł na juniora będąc seniorem. Można się załamać... albo po prostu zrozumieć że to taka branża gdzie te 15-20k na rękę nie jest za 160 godzin etatu tylko 200+ wliczając naukę własną.

Zawsze do wyboru jest 2 z 3:

  1. Praca w IT
    +) wygodna praca zdalna w ciepełku, klimie, w komfortowych i bezpiecznych warunkach. Dużo siły umożliwiającej trening dowolnej dyscypliny sportowej
    +) kasa zbliżająca się do klasy średniej (15-20k na rekę po kilku latach pracy)
    -) konieczność regularnej nauki po godzinach

  2. Praca fizyczna (hydraulik, tynkarz, malarz)
    +) brak nauki po godzinach
    +) kasa lepsza niż w IT (25-30k na rękę już 1-2 lata po rozpoczęciu działalności, klienci na pół roku do przodu)
    -) niewygodna praca na miejscu w niekomfortowych warunkach często niszcząca zdrowie, stawy, kolana, kręgosłup. Brak siły na sport, zawody itd po pracy

  3. Praca biurowa, urzędowa, korepetycje itd.
    +) wygodna praca zdalna w ciepełku, klimie, w komfortowych i bezpiecznych warunkach. Dużo siły umożliwiającej trening dowolnej dyscypliny sportowej
    +) brak nauki po godzinach
    -) od minimalnej po średnią krajową, słaba kasa i słabe benefity

Jeszcze nie tak dawno wrzucali na wykop jak wygląda wasza konkurencja na rynku pracy - jak chcecie np: na rekrutacji pokonać takiego kandydata i wypaść lepiej nic nie robiąc? Przy takim kandydacie nawet jak jesteście seniorami 10 lat stażu i nie robiliście nic po pracy to wyjdziecie na juniorka :D

image

Zarejestruj się i dołącz do największej społeczności programistów w Polsce.

Otrzymaj wsparcie, dziel się wiedzą i rozwijaj swoje umiejętności z najlepszymi.