Dostałem kiedyś duży bonus, bo kolega, który był liderem zespołu się zwolnił, ktoś musiał przejąć po nim robotę na jakiś czas i to byłem ja, a zarząd miał nóż na gardle ze względu na zwolnienie się jeszcze innej ważnej osoby, dochodzących nowych klientów, itd. xD. Natomiast zespół był kilkuosobowy i nie dało się go uzupełnić w 5 minut, więc wg mnie to był taki bonus, żebym się nie zwolnił. Gdyby nie było tej całej sytuacji i zbiegu okoliczności, to g**no bym dostał, a nie bonus ;). W pozostałych firmach miałem jedynie "ustawowe" bonusy zapisane w umowie. Raz chyba jeszcze dostałem bonus za dodatkową pracę "nieprogramistyczną", trochę papierologiczną, którą i tak trzeba było wykonać, ale było to normalnie w godzinach pracy, a nie po godzinach. W związku z tym, wniosek mam taki, że niezależnie od starań, wszelkie bonusy są podyktowane głównie sytuacjami losowymi i mam na nie znikomy wpływ, więc nie wiem, czy jest sens specjalnie dodatkowo się starać.
Być może w obecnych czasach mało kto myśli o wynagrodzeniu innym niż pieniężne ale wydaje mi się, że warto też spojrzeć z perspektywy "duchowej".
Czy mając podejście "nie zależy mi - ja tu tylko klepię taski" i żyjąc takim podejściem przez 8h dziennie:
- nie degenerujemy się, czy ta zła praktyka nie "przecieka" na życie prywatne?
- nie marnujemy czasu na czynności bezsensowne lub brak czynności rozwijających jakiekolwiek umiejętności?
- nie zamykamy się na krytykę z zewnątrz? nie odcinamy się od rzeczywistości?
Oczywiście w drugą stronę też można przedobrzyć - zaniedbać obowiązki rodzinne i/lub traktować swoją pracę jako członkosktwo w "kulcie".
Myślę, że warto sobie wyrobić jakiś balans, żeby czuć się ze sobą dobrze, mieć szacunek u grona najbliższych współpracowników i być może, nie popaść w depresję xD.
Może gość sprawia wrażenie, że robi po 10-12 h a po prostu przytakuje i rano prosi innych o pomoc?(tzn. bierze temat, lapka zostawia włączonego, przyjdzie wylączyć to jeszcze zerknie i odpisze po paru godzinach, rano zagaduje a Ty myślisz, że gość z pracy nie wychodzi)
Generalnie to dawanie z siebie 120% nie ma sensu, robisz tak, żeby mieścić się w jakiejś tam przewidzianej normie.
Natomiast raz na jakiś czas warto zainteresować się co tam się dzieje ciekawszego w projekcie, rozwiązać/pomóc(w godzinach pracy) jakiś istotny temat który widać i tego używać jako uzasadnienie o podwyżkę.
Horten229o napisał(a):
Bzdury, w dobrej firmie, nie januszexie jest to doceniane. W erze kryzysu dzięki takiemu zapierdolowi po 10h dziennie i reagowaniem na każdą awarie, błędy w kodzie itd, to dostałem niedawno +20% podwyżki
Napiszę też tutaj, bo łatwo to może uciec w komentarzach: ty masz płacone za godziny. Więc za te 10 godzin dziennie przez pół roku miałeś chociaż proporcjonalnie większe wynagrodzenie, niż ten co pracował typowe 8h dziennie. My mówimy tutaj o typowych nołlajfach, co po prostu mają kompa cały czas włączonego od rana do nocy i nawet jeśli nie "pracują" to są dostępni i odpisują na wiadomości, bez dodatkowej kasy, oncalla itp.
Ironią losu jest tutaj powrót do biura, który paradoksalnie część tych ludzi ubije, zostaną tylko ultranołlajfy :P
- nie degenerujemy się, czy ta zła praktyka nie "przecieka" na życie prywatne?
- nie marnujemy czasu na czynności bezsensowne lub brak czynności rozwijających jakiekolwiek umiejętności?
- nie zamykamy się na krytykę z zewnątrz? nie odcinamy się od rzeczywistości?
Trzeba sobie odpowiedzieć samemu bo każdy ma inne priorytety w życiu, natomiast u mnie życie prywatne nabrało barw w momencie gdy zacząłem traktować pracę jako pracę -> Zrobić to co do mnie należy i nara, nic więcej, nic mniej. Cytując Ferdka Kiepskiego: "Zarobić, ale się nie narobić". Momentalnie zacząłem mieć mnóstwo czasu na realizowanie swoich hobby / pasji.
Tym złotym balansem o którym wspominasz jest właśnie moment w którym robisz bare minimum a nadal Twoi przełożeni wychwalają Cię pod niebiosa. Wilk syty i owca cała.
kelog napisał(a):
Horten229o napisał(a):
Bzdury, w dobrej firmie, nie januszexie jest to doceniane. W erze kryzysu dzięki takiemu zapierdolowi po 10h dziennie i reagowaniem na każdą awarie, błędy w kodzie itd, to dostałem niedawno +20% podwyżki
Napiszę też tutaj, bo łatwo to może uciec w komentarzach: ty masz płacone za godziny. Więc za te 10 godzin dziennie przez pół roku miałeś chociaż proporcjonalnie większe wynagrodzenie, niż ten co pracował typowe 8h dziennie. My mówimy tutaj o typowych nołlajfach, co po prostu mają kompa cały czas włączonego od rana do nocy i nawet jeśli nie "pracują" to są dostępni i odpisują na wiadomości, bez dodatkowej kasy, oncalla itp.
Ironią losu jest tutaj powrót do biura, który paradoksalnie część tych ludzi ubije, zostaną tylko ultranołlajfy :P
IMO to zależy od momentu w karierze. Na początku jest bardzo dużo rzeczy do nauki, więc te dodatkowe godziny, nawet darmowe, potem procentują.
Na późniejszych etapach też crunch raz na jakiś czas pomaga wskoczyć na wyższy poziom albo wykazać się na bardziej wymagającym projekcie. No niestety świat nie jest sprawiedliwy cukierkowy i czasem trzeba pozapier***lać, żeby coś osiągnąć :) Czy to w pracy, czy to poza jeśli zakład nie dostarcza wystarczających możliwości rozwoju.