Niestety nie miałem możliwości wyboru rodziny, w której przyszedłem na świat i która mnie wychowała. Wzorce emocjonalno-społeczne mam jakie mam i po kilku latach chodzenia na psychoterapię już wiem, że pewnych rzeczy się nie zmieni. Pozostaje "udawać", że jest ok.
Z drugiej strony czasy są takie, że jak ktoś jest cichy i spokojny tak jak ja, nie ma "gadane", albo nie potrafi "sprzedać się" (rekrutacja) lub mieć "podejście" do klienta, to jest udupiony choćby nie wiadomo, jak mocny byłby technicznie. Dużo wysiłku kosztuje mnie "normalne" zachowywanie się w pracy. Czyli pilnowanie, by nie być odebranym jako buc itp. Z drugiej strony jak słyszę "pogaduszki" przy kawie, to mam ochotę wrzucić tam granat. Nie jara mnie to, nie odczuwam potrzeby uczestnictwa w takich "kurtuazjach" czy "spędach". Dla mnie jest to "bydło", które przeszkadza. Oczywiście jest to odbiór emocjonalny, który niestanie "parsuję".
W jakim kierunku szukać pracy w tej sytuacji? Teoretycznie dobrą opcją byłby jakiś administrator, który siedzi w serwerowni kilka metrów pod ziemią i na komputerze realizuje taski mając minimalny kontakt z innymi osobami. Ale bez przesady...
Jeżeli ludzi nazywasz "bydłem" tylko dlatego że rozmawiają ze sobą, to znaczy że masz problem który powinieneś przepracować ze specjalistą a nie zaszywać się w piwnicy i pogłebiač fobie.
Btw. Wasi administratorzy rzeczywiście nie mają kontaktu z zespołami developerskimi?
Bo u mnie zawsze mieli (nie mówię że na codzień, bo takiej potrzeby nigdy nie powinno być) - jakbym miał gadać z nimi taskami to chyba bym włosy z głowy powyrywał do cna.
BłędnyRycerz napisał(a):
Dużo wysiłku kosztuje mnie "normalne" zachowywanie się w pracy. Czyli pilnowanie, by nie być odebranym jako buc itp.
Co? Czyli, że traktujesz wszystkich z pogardą czy jak?
Z drugiej strony jak słyszę "pogaduszki" przy kawie, to mam ochotę wrzucić tam granat. Nie jara mnie to, nie odczuwam potrzeby uczestnictwa w takich "kurtuazjach" czy "spędach". Dla mnie jest to "bydło", które przeszkadza. Oczywiście jest to odbiór emocjonalny, który niestanie "parsuję".
Nikt Ci nie każe w nich uczestniczyć, daj ludziom robić to co chcą dopóki nie krzywdzą innych. Nazywanie tego bydłem
to totalny odlot.
opiszon napisał(a):
Btw. Wasi administratorzy rzeczywiście nie mają kontaktu z zespołami developerskimi?
Bo u mnie zawsze mieli (nie mówię że na codzień, bo takiej potrzeby nigdy nie powinno być) - jakbym miał gadać z nimi taskami to chyba bym włosy z głowy powyrywał do cna.
Mają i to codziennie. Jak nie kwestie sprzętowe (ogarnianie lapków, wymiana podzespołów itp) to kwestie infry (chmura, k8s, różne przygody z jirą, bamboo i całym tym stackiem który od wymuszenia do przejścia na wersję chmurową psuje się średnio raz w tygodniu).
Z drugiej strony czasy są takie
W historii człowieka czasy były tylko gorsze xD. Dawniej to by Cie w dyby zakuli za złe maniery, albo w latach 90-2010 byłbyś mobbingowany za 5-10k brutto on-site u janusza. Później realnie nie trzeba było mieć soft skilli, bo programista dostawał kilka ofert i mógł po prostu powiedzieć, że idzie tam i to rekruterka musiała wokół niego skakać. Niemniej jednak nadal mamy najlepsze czasy, bo akceptuje sie spolecznie autyzm, adhd, depresje, wypalenie, introwertyków itd. Kiedyś tego nie było i serio warto to docenić.
Dużo wysiłku kosztuje mnie "normalne" zachowywanie się w pracy. Czyli pilnowanie, by nie być odebranym jako buc itp
Dlatego sam sobie team wybierasz w trakcie rekrutacji. Tak, żebyś się dobrze czuł do miejsca w której trafisz. Ja stawiam granice, że np nie chodze na wspólne obiady, bo jem w innych godzinach. W dodatku do biura z raz-dwa w tygodniu i nie trzeba sie za bardzo starać. To, że to Cię męczy to jest normalne dla introwertyków i ogólnie kontakty społeczne w korpo są wyjąkowo męczące. Np kilkugodzinne spotkanie w pełnym skupieniu potrafi mnie wykończyć bardziej niż klepanka kodu caly dzien i trening(dlatego jest bardzo mało spotkań w obecnej firmie).
albo nie potrafi "sprzedać się" (rekrutacja)
Trzeba umieć aktorzyć i się uśmiechać. Na rekrutacji najważniejsza jest pewność siebie, nawet udawana i jasne komunikowanie o co Ci dokładnie chodzi.
Poza rekrutacją: W kontaktach z ludźmi polecam rozumieć, że koniec końców każdy jest człowiekiem i wszystko to fasady za którymi kryją się bolesne i pozytywne doświadczenia a każdy orze jak może, żeby przetrwać w tym świecie. Nie jesteś lepszy od innych. Pokora też jest mega ważna a zauważam, że masz ego. Obawiam się, że możesz być chamem na code-review.
Ogólnie tu nie chodzi o bycie miłym itd tylko o podejście do drugiego człowieka, bo jak będziesz miał dobre podejście to możesz nawet żartować z kogoś i będzie to przyjemne a jak będziesz sarmatą to będziesz innych rugał na 1:1 i pod koniec powiesz "no, ale masz też pozytywne cechy", bo gdzieś tak usłyszałeś na szkoleniu. Ludzie sobie nawet nie zdają sprawy jak to widać i jak to czuć. Ja bym gbura nigdy nie zatrudnił nawet jakby był ultra op. Czasy geniuszy się skończyły. Wszyscy są już zbyt łatwo zastępowalni.
Edit:
A i admin to średnie, bo przecież wysyła się mu tickety i narzeka. Polecam przeciętne stanowisko programisty w korpo przy utrzymaniówce. Zapomniany stary projekt. Nikogo nie będziesz obchodził.
A myślisz że czemu frmy i ludzie zarządzający zarabiający wielokrotność albo wielosetktrotność tego co najzdolnejsi techniczni ale zwykli szeregowi pracownicy 20-30k tolerują tę wszystkie rozmowy przy kawie? Przecież mogą to zaorać w 5 minut, jakiś sens w tym jest. To jest wartość o wiele większa niż największy geniusz. Bo Pani Anetka z panią Basią po wypiciu tej kawy będą wiedziały do kogo zwrócić się z danym problemem a do kogo nie, kto ma bardziej formalne podejście, a z kim idzie coś załatwić szybko a biznesowo może tak trzeba. Liczy się efekt. Co z tego jak 10 geniuszy technicznych będzie 2 miesiace po 16 godzin dziennie siedziało w piwnicy rozwiązując ten sam problem? Pani Anetka zadowolona z życia a w szczególności z tego że realnej pracy robi 4 z 8 godzin i nie ma nic wspólnego z hard skills prędzej rozwiąże problem bo będzie wiedzieć lepiej jak powiązać kropki, znając i lubiąc ludzi 'wypracuje' wartość, bo będzie wiedziała do kogo się uśmiechnąć i do kogo mrugnąć okiem. Tak działa świat. Wypracuje jest w cudzysłowie, ale wartość biznesowa jest realna. Okopując się na tych pozycjach co jesteś - jesteś i będziesz na przegranej pozycji.
Musisz polubić ludzi, zdobyć pewność siebie, mieć poczucie wartości ( nie tylko wynikające ze skilli technicznych, bo to akurat najmniej ważne, co już wiesz więc masz już boost na start).
Płacą Ci ludzie, zlecają ludzie, wydawał będziesz też płacąc ludziom jakkolwiek wszystkiego nie obudujemy aplikacjami i internetem to będzie tylko wrapper. Zawsze. Nie ma i nie będzie od tego ucieczki.
Pomijając, że z twojej wypowiedzi wynika, że nie tyle uchodzisz za buca, ile nim po prostu jesteś - generalnie trochę się zgadzam o tyle, że w IT dużo tych "soft" kontaktów jest wymuszanych na siłę, niepotrzebnie, wręcz rytualnie i tylko dezorganizują one pracę. Występuje też silne parcie na stygmatyzowanie osób mniej ekstrawertycznych (tak jakby nierobienie wokół siebie wiecznego szumu oznaczało automatycznie brak komunikatywności podczas wykonywania zadań - z moich doświadczeń bywa wręcz odwrotnie). Niestety, wiem że dużo osób się o to może obrazić, ale prawda jest też taka, że z większością pracowników tego sektora (nie tylko programistów) nie za bardzo jest o czym porozmawiać, zwłaszcza na poziomie. Masa wyuczonych frazesów, nieśmiesznych żartów, wyczuwalnej na kilometr fałszywości. Z drugiej strony autor tematu nazywa ludzi "bydłem" i jest to przesada, ale niestety nie aż tak duża, jak sobie przypomnę chamówę software house'u, w którym zaczynałem "karierę", gdzie prymitywizm był aż momentami krępujący (a nie jestem jakiś szczególnie politpoprawny, wręcz przeciwnie). Póki siedziałem w IT, myślałem, że to może ze mną jest problem, bo rozmowy były tutaj drętwe i na siłę, ale jednak literalnie w każdej pracy spoza tej branży (w tym w obecnej) muszę się wręcz nieraz sam przywoływać do porządku, aby nie przegadać całej dniówki. Także wbrew pozorom to wcale nie musi być kwestia braku soft skills - może w przypadku OP tak, ale do nawiązania sensownych rozmów zgadzać musi się trochę więcej czynników. Inaczej rzeczywiście to jest strata czasu.
BłędnyRycerz napisał(a):
...Teoretycznie dobrą opcją byłby jakiś administrator, który siedzi w serwerowni kilka metrów pod ziemią i na komputerze realizuje taski mając minimalny kontakt z innymi osobami.
Żebyś się nie dziwił. Praktycznie każdy w tym administrator powinien być komunikatywny. W tej pracy często trzeba współpracować z różnymi osobami z firmy, tłumaczyć laikom kwestie techniczne albo reagować na zgłoszenia od osób nietechnicznych, które czasami nawet nie potrafią dobrze opisać problemu.
Sam się żaliłeś w innym poście "Mam wrażenie, że jak kolejny raz tłumaczę coś, co jest dla mnie oczywiste i trywialne ogarnia mnie jakaś irytacja". No to tym bardziej będziesz mieć problem jak ci przyjdzie coś tłumaczyć nietechnicznej osobie.
Niepotrzebne się tak z góry szufladkujesz i zamykasz, bo chociaż teraz tak to odczuwasz, to kiedyś może się to znacząco zmienić. Z jednej strony piszesz coś o psychoterapii, więc być może zrobiłeś więcej kroków w wychodzeniu do ludzi niż ja zrobię kiedykolwiek, to może ja jednak zaszedłem ciut dalej, bo miałem znacznie więcej czasu. Jak miałem koło 25 lat, szedłem przez krakowski rynek latem i widziałem ludzi siedzących przy piwie czy kawie w tych wszystkich ogródkach, to myślałem sobie, że może lepiej oni wszyscy wzięliby się do roboty, to będzie z tego jakiś pożytek. Już kilka lat później nie widziałem wielu przyjemniejszych rzeczy w życiu od takiej rozmowy na luzie ze znajomymi, z którymi ma się różne interesujące wspólne tematy.
Dzisiaj czasem czytam z rozczuleniem, co piszą różne kuce, piwniczaki itp., bo po prostu widzę w nich siebie z dawnych lat. ;)
Może przy takich rozmówkach w pracy są ludzie podlizujący się szefowi, instrumentalnie podtrzymujący relacje na wypadek, gdyby ich potrzebowali, ale w większej grupie są tam też ludzie po prostu bezinteresownie życzliwi. Jak piszesz o psychoterapiach i problemach w przeszłości, to tam masz szansę do treningu kontaktów społecznych. Poza tym cóż to szkodzi dla odmiany porozmawiać sobie choćby "o niczym"? Przecież nie pracujesz przy taśmie, która ciągle jedzie. Być może potem praca będzie nawet efektywniejsza.
No i jeszcze "soft skills" to nie tylko "pierdu, pierdu", ale też m.in. zdolność zwięzłej i precyzyjnej komunikacji (tu akurat introwertycy i odludki wbrew pozorom mogą mieć przewagę) oraz zrozumienie motywacji innych ludzi i dzięki temu działanie tak, żeby pasowało to jak największej grupie. Nie należy się na "soft skills" a priori obrażać.
BłędnyRycerz napisał(a):
Niestety nie miałem możliwości wyboru rodziny, w której przyszedłem na świat i która mnie wychowała.
Ale masz wpływ na swoje działania w dorosłym życiu.
Wzorce emocjonalno-społeczne mam jakie mam i po kilku latach chodzenia na psychoterapię już wiem, że pewnych rzeczy się nie zmieni.
Zastanawiam się, czy te psychoterapie to nie scam, żeby wyciągać od ludzi kasę. Nie chcę nikogo zniechęcać do terapii (sam nie byłem, próbowałem kiedyś na NFZ i w jednej poradni mnie wyśmieli i kazali wypier..., w drugiej kazali czekać ponad rok. Potem już nie próbowałem nigdzie), jednak jakoś często się zdarza, że ktoś idzie na terapię i mu to nic nie daje albo efekt jest przeciwny do oczekiwanego. No popatrz - kilka lat chodziłeś na psychoterapię i czego się nauczyłeś? Że pewnych rzeczy się nie zmieni
? Bezradności cię tam nauczyli?
Dużo wysiłku kosztuje mnie "normalne" zachowywanie się w pracy.
To brzmi jak maskowanie. Obczaj sobie, czy nie możesz mieć czegoś wspólnego ze spektrum autyzmu, bo to typowe zachowanie, że człowiek stara się sprawić, żeby się zachowywać "normalnie".
Czyli pilnowanie, by nie być odebranym jako buc itp.
Pytanie czy jesteś bucem, czy tylko obawiasz się być tak odebranym.
Z drugiej strony no cóż, trzeba zachować kulturę. Czasem nie powiesz tego, co byś chciał, bo nie wypada. Np. ktoś czegoś nie ogarnia, to nie powiesz mu, że jest nieogarem, nawet jak tak myślisz. Jak cię denerwują pogaduszki w kuchni, to cóż, ludzie mają prawo gadać i nic z tym nie zrobisz. Chyba, że gadają ci nad uchem, jak pracujesz, to możesz werbalnie zwrócić im uwagę albo poruszyć temat na jakimś spotkaniu, że to obniża efektywność i twoje możliwości skupienia.
W jakim kierunku szukać pracy w tej sytuacji? Teoretycznie dobrą opcją byłby jakiś administrator, który siedzi w serwerowni kilka metrów pod ziemią i na komputerze realizuje taski mając minimalny kontakt z innymi osobami. Ale bez przesady...
W IT to wszędzie jest kontakt. No może jakbyś miał wypuścił swoją apkę, ale też trzeba się zastanowić nad szansą powodzenia takiego przedsięwzięcia. Plus w apkach masz użytkowników, którzy będą ci zgłaszać feedback, jak coś nie działa.
opiszon napisał(a):
Jeżeli ludzi nazywasz "bydłem" tylko dlatego że rozmawiają ze sobą, to znaczy że masz problem który powinieneś przepracować ze specjalistą a nie zaszywać się w piwnicy i pogłebiač fobie.
To, że tak w myślach nazywam inne osoby bierze się z tego, że istnieje pewien emocjonalny trigger. I nad źródłem tego triggera warto się skupić, zamiast pisać takie ogólne opinie. Podejrzewam, że nie wiesz jak to jest mieć emocjonalne problemy. Być może żyjesz w bańce osoby, której ta sfera życia działa bez zarzutu. Zwróć jeszcze uwagę na to, że pomiędzy tym co pomyślisz, a tym co zrobisz jest coś jeszcze.
kixe52 napisał(a):
BłędnyRycerz napisał(a):
Dużo wysiłku kosztuje mnie "normalne" zachowywanie się w pracy. Czyli pilnowanie, by nie być odebranym jako buc itp.
Co? Czyli, że traktujesz wszystkich z pogardą czy jak?
Być może w myślach tak. Ale na żywo nie. Staram się tak jak pisałem "parsować" swoje reakcje.
Z drugiej strony jak słyszę "pogaduszki" przy kawie, to mam ochotę wrzucić tam granat. Nie jara mnie to, nie odczuwam potrzeby uczestnictwa w takich "kurtuazjach" czy "spędach". Dla mnie jest to "bydło", które przeszkadza. Oczywiście jest to odbiór emocjonalny, który niestanie "parsuję".
Nikt Ci nie każe w nich uczestniczyć, daj ludziom robić to co chcą dopóki nie krzywdzą innych. Nazywanie tego
bydłem
to totalny odlot.
Problem w tym, że ja mam pokój blisko tego miejsca. I często jest tak, że te "śmichy-chichy", czasami wręcz ryczenie przeszkadza mi w pracy (skupienie się nad kodem, czytaniem manuala czy też zwykły call z innym biurem). Zazwyczaj zamykam drzwi. Raz nawet wywiesiłem kartkę na drzwiach z grzeczną prośbą, ale jak ludzie szybko zapomnieli. Niedawno też była taka sytuacja, że mam call, prezentuję klientowi rozwiązanie, a tu kolega wchodzi na pogaduszki do pomieszczenia obok i zaczyna intensywnie kaszleć. Akurat był przeziębiony. Czyli wykazał brak inteligencji wg mnie. Bo tak trudno się domyśleć, że mój głośny i intensywny kaszel będzie przeszkadzał komuś za ścianą, kto ma call? To jest jeden z tych triggerów, które dają efekt "bydła".
Czitels napisał(a):
albo nie potrafi "sprzedać się" (rekrutacja)
Trzeba umieć aktorzyć i się uśmiechać. Na rekrutacji najważniejsza jest pewność siebie, nawet udawana i jasne komunikowanie o co Ci dokładnie chodzi.
Brzmi jak rozmowa skrajnego eksta i introwertyka: "wyjdź to ludzi!!!111, bądź towarzyski111!". Udawanie nie do końca jest ok. Czym się różni uśmiech naturalny od wymuszonego? Naturalny angażuje prawie wszystkie mięśnie twarzy, a wymuszony wybrane. Łatwo to zauważyć nawet w lustrze.
luo napisał(a):
Bo Pani Anetka z panią Basią po wypiciu tej kawy będą wiedziały do kogo zwrócić się z danym problemem a do kogo nie, kto ma bardziej formalne podejście, a z kim idzie coś załatwić szybko a biznesowo może tak trzeba. Liczy się efekt.
Efekt jest taki, że im bardziej pomagasz, tym więcej inny od Ciebie z czasem będą oczekiwać. Są pewne granice. Coś tak w tym kabarecie:
Matteo Mongke napisał(a):
Pomijając, że z twojej wypowiedzi wynika, że nie tyle uchodzisz za buca, ile nim po prostu jesteś
Przepraszam bardzo, ale kim Ty jesteś by tak mnie oceniać na podstawie kilku wypowiedzi? Skąd wiesz jak moje życie do tej pory wyglądało? Może to Ciebie tak powinienem nazwać za tak powierzchowne ocenianie innych? Załóż moje buty, przejdź w nich trochę i wtedy się wypowiadaj. To, że ktoś na przykład cierpi na zespół tourette'a, to nie znaczy, że można go nazwać prostakiem (bo przeklina)
waran88 napisał(a):
BłędnyRycerz napisał(a):
...Teoretycznie dobrą opcją byłby jakiś administrator, który siedzi w serwerowni kilka metrów pod ziemią i na komputerze realizuje taski mając minimalny kontakt z innymi osobami.
Żebyś się nie dziwił. Praktycznie każdy w tym administrator powinien być komunikatywny. W tej pracy często trzeba współpracować z różnymi osobami z firmy, tłumaczyć laikom kwestie techniczne albo reagować na zgłoszenia od osób nietechnicznych, które czasami nawet nie potrafią dobrze opisać problemu.
Sam się żaliłeś w innym poście "Mam wrażenie, że jak kolejny raz tłumaczę coś, co jest dla mnie oczywiste i trywialne ogarnia mnie jakaś irytacja". No to tym bardziej będziesz mieć problem jak ci przyjdzie coś tłumaczyć nietechnicznej osobie.
Szacunek za skojarzenie faktów i powołanie się na moją wypowiedź z innego tematu. Faktycznie, tu może być problem gdy na przykład ktoś nie będzie ogarniał, jak sprawdzić adres IP na swoim komputerze. Chciałem zalakować, tylko chyba to zabezpieczenie na trolle jeszcze działa.
LukeJL napisał(a):
BłędnyRycerz napisał(a):
Niestety nie miałem możliwości wyboru rodziny, w której przyszedłem na świat i która mnie wychowała.
Ale masz wpływ na swoje działania w dorosłym życiu.
Stąd decyzja, by udać się na psychoterapię. Nie rozwiązała ona wszystkich problemów, ale dzięki spojrzeniu na nie z perspektywy osoby trzeciej zrozumiałem dużo zależności.
Wzorce emocjonalno-społeczne mam jakie mam i po kilku latach chodzenia na psychoterapię już wiem, że pewnych rzeczy się nie zmieni.
Zastanawiam się, czy te psychoterapie to nie scam, żeby wyciągać od ludzi kasę. Nie chcę nikogo zniechęcać do terapii (sam nie byłem, próbowałem kiedyś na NFZ i w jednej poradni mnie wyśmieli i kazali wypier..., w drugiej kazali czekać ponad rok. Potem już nie próbowałem nigdzie), jednak jakoś często się zdarza, że ktoś idzie na terapię i mu to nic nie daje albo efekt jest przeciwny do oczekiwanego. No popatrz - kilka lat chodziłeś na psychoterapię i czego się nauczyłeś? Że
pewnych rzeczy się nie zmieni
? Bezradności cię tam nauczyli?
Generalnie myślę już to zakończyć. Od nowego roku podwyżka - 200 zł za "sesję". Inna sprawa, że to nie do końca scam. Wyobraź sobie osobę, która wychowała się w rodzinie gdzie był alkohol i/lub przemoc fizyczna lub słowna lub inne. Samoocena takiej osoby to Rów Mariański. Bez pomocy sama się nie ogarnie. U mnie niestety tak było, że byłem nieustanie krytykowany. Przez to swego czasu zrezygnowałem z oferty pewnych praktyka na studiach, bo "nie dam rady". Oj, moja kariera mogłaby wyglądać zupełnie inaczej gdyby nie ta decyzja.
Dużo wysiłku kosztuje mnie "normalne" zachowywanie się w pracy.
To brzmi jak maskowanie. Obczaj sobie, czy nie możesz mieć czegoś wspólnego ze spektrum autyzmu, bo to typowe zachowanie, że człowiek stara się sprawić, żeby się zachowywać "normalnie".
To jest właśnie to parsowanie zachowań. Czyli zanim coś powiem, często to analizuję pod kątem jak dana osoba może to odebrać. Umiejętność gryzienia się w język szczególnie ważna jest podczas rozmowy z trudnymi klientami.
Czyli pilnowanie, by nie być odebranym jako buc itp.
Pytanie czy jesteś bucem, czy tylko obawiasz się być tak odebranym.
Z drugiej strony no cóż, trzeba zachować kulturę. Czasem nie powiesz tego, co byś chciał, bo nie wypada. Np. ktoś czegoś nie ogarnia, to nie powiesz mu, że jest nieogarem, nawet jak tak myślisz. Jak cię denerwują pogaduszki w kuchni, to cóż, ludzie mają prawo gadać i nic z tym nie zrobisz. Chyba, że gadają ci nad uchem, jak pracujesz, to możesz werbalnie zwrócić im uwagę albo poruszyć temat na jakimś spotkaniu, że to obniża efektywność i twoje możliwości skupienia.
Wiem po prostu jakie zachowanie może sprawić, że zostanę odebrany jako buc.
Czy słuchawki z redukcją hałasu nie wchodzą w grę?
Nie ma w tym twoim korpo innych salek, gdzie możesz mieć spotkania, a w których nie będziesz słyszeć ludzi z kuchni? Albo takich specjalnych salek, gdzie nie słychać otoczenia jak masz calla?
Czy możesz pracować zdalnie i wtedy umawiać się na ważne spotkania?
Szukać pracy zdalne/letniej hybrydy, jeśli takim problemem są ludzie rozmawiający w kuchni?
BłędnyRycerz napisał(a):
jak słyszę "pogaduszki" przy kawie, to mam ochotę wrzucić tam granat. Nie jara mnie to, nie odczuwam potrzeby uczestnictwa w takich "kurtuazjach" czy "spędach". Dla mnie jest to "bydło", które przeszkadza. Oczywiście jest to odbiór emocjonalny, który niestanie "parsuję".
https://www.znanylekarz.pl/psycholog tu masz parsery, wybierz jakiegoś i parsuj z nim ten odbiór emocjonalny bo jak tak błaha sprawa jest przez Ciebie odbierana to nie chce wiedzieć jak wygląda reszta Twojego światopoglądu.
Ja bym stawiał na zmienę terapeuty..
BłędnyRycerz napisał(a):
Niestety nie miałem możliwości wyboru rodziny, w której przyszedłem na świat i która mnie wychowała. Wzorce emocjonalno-społeczne mam jakie mam i po kilku latach chodzenia na psychoterapię już wiem, że pewnych rzeczy się nie zmieni. Pozostaje "udawać", że jest ok.
Nie, jesteś wolnym człowiekiem i masz wolny wybór.
W jakim kierunku szukać pracy w tej sytuacji?
Każdy kierunek który zapewnia ci godność jest odpowiedni.
Brzmi jak rozmowa skrajnego eksta i introwertyka: "wyjdź to ludzi!!!111, bądź towarzyski111!". Udawanie nie do końca jest ok. Czym się różni uśmiech naturalny od wymuszonego? Naturalny angażuje prawie wszystkie mięśnie twarzy, a wymuszony wybrane. Łatwo to zauważyć nawet w lustrze.
"Udawanie nie do końca jest ok. " - jest bo wszyscy udają + no skilli miękkich nie da się wytłumaczyć. To są lata terapii i zmiany siebie samego.
Niektórzy potrzebują 10 lat terapii. Te pare lat to nieraz nic. Kwestia bardzo osobista. Sporo zależy też od terapeutów a tam faktycznie trzeba mieć już powołanie i dobrych jest mniej niż dobrych programistów. Ja dostawałem odpowiedzi, że "czas oczekiwania przekroczyłby 2 lata".
No i ty musisz chcieć. Sporo osób wewnętrznie nie chce i nic sie nie da zmienić.
Przeczytałem twój drugi post. Praca zdalna. To jest dla Ciebie odpowiedź. Przejdź na zdalną a gwarantuje Ci że zrobisz w 3 godziny to co w biurze w 8. Po prostu Cie to wykańcza, zawsze ciągle ktoś się bedzie kręcił, tacy są ludzie, bedą gadać bredzić kaszleć prosić wymuszać manipulować, oczekiwać itd. ze wszystkimi odcieniami i różnorakimi intencjami ( aczkoliwek trzeba pamiętać i skupiać się na tym że może i mniejszość ale cześć intencji na pewno jest pozytywna).
Udaje każdy, w każdym kontekście dana jedna osoba zachowuje się inaczej. Inaczej rozmawiasz z dziewczyną, inaczej z profesorem doktorem habilitowanym, inaczej ze znajomym z widzenia spod budki z piwem. Inaczej rozmawiasz z panią z HR, inaczej z adminem, inaczej z java developeren a inaczej z c# developeren, inaczej z juniorem inaczej z seniorem, inaczej ze studentem 1. semestru inaczej ze studentem 5. semestru...
Jestem zdania że potężna wartość płynie z tego że jako człowiek, pracownik, biznesmen, CEO, czy techniczny geniusz możesz dogadać się i porozumieć i dopasować słownictwo nawet do konkretnego rozmówcy i kontekstu.
a na jakim etapie kariery jesteś? Początek? Jeśli nie to ratunkiem pewnie jest ekspertyza w danym temacie, jeśli jesteś lub możesz być człowiekiem lokomotywą to wiele może zostać wybaczone, w granicach rozsądku oczywiście. Warto się starać, ale może nie warto robić z tego jakiegoś priorytetu w życiu.
A jak kontakt z innymi, rozmowy z sąsiadami? Źle Ci z tego tytułu tylko i wyłącznie dlatego że 'wypada' rozmawiać z innymi, dzwonić i pytać co u nich? Nie dlatego że potrzebujesz tego do własnego szczęścia? Jeśli nie trafiłem to przepraszam, po prostu Twój wpis uderzył w moje struny
Tyle lania wody a tymczasem w jednym małym shorcie jest zawarta prawdziwa rada: czasem trzeba się otworzyć by dostać od bydła to czego się chce:
Też namiętnie korzystałem z tego sformułowania bydło, ale raczej w taki sposób, że określałem miejsca bardzo zatłoczone jako, ale bydła
. Nie obrażając nikogo, ale to najtrafniej określało duże skupiska ludzi.
W sumie obrażanie nie jest takie proste, ktoś mnie kiedyś oszukał i zranił, ale ja byłem strasznie wrażliwy i jak osobie wytknąłem wszystkie błędy to poczułem ulgę i jednocześnie czułem, że ta druga osoba, która zawsze manipulowała nikt jej nigdy tak nie wywalił wszystkiego na twarz i sam ledwo emocje opanowałem.
Ale trzeba jak ktoś cię oszuka, ale jest miły i dobry, ale kłamie i oszukuje to musisz wygarnąć mu to w twarz, ale jest to mega trudne jak jesteś bardzo wrażliwy emocjonalnie.
I tak cię te osoby zostawią prędzej czy później więc trzeba sobie na nich praktykować skill stawiania granic i wywalania wszystkich brudów ich na ich twarz.
Wysiadam z autobusu. Jest tłok, a ja szybko chcę wyjść bo mi się spieszy. Ale nie wyjdę, bo na przystanku ludzie blokują drzwi autobusu (złota zasada: najpierw wysiadamy, potem wsiadamy). Czy w takiej sytuacji nie naturalne jest, by pod wpływem emocji nie pomyśleć sobie "Co za bydło! Z drogi!"? Bo mam wrażenie, że taka reakcja niektórych oburza.
Pomiędzy tym co pomyślę, a tym co zrobię jest coś jeszcze.
To jest całkowicie inna emocja/sytuacja niż ta którą opisałeś w pierwszym poście.
Przypominam:
Z drugiej strony jak słyszę "pogaduszki" przy kawie, to mam ochotę wrzucić tam granat. Nie jara mnie to, nie odczuwam potrzeby uczestnictwa w takich "kurtuazjach" czy "spędach". Dla mnie jest to "bydło", które przeszkadza.
Jak myślisz, skąd taka reakcja? Co jest jej źródłem? I nie pisz, żebym poszedł do "specjalisty". Byłem, już wiem o co chodzi. Ale tej reakcji nie da się wytłumić w 100%.
Jeżeli znajdziesz firmę z sektora IT, w której są stanowiska "mające minimalny kontakt z innymi osobami", to będzie to firma tak zacofana, że twoje "mocne skille techniczne" będą uja warte. Czytaj: wynagrodzenie gdzieś między minimalną a średnią, brak możliwości rozwoju, bagno organizacyjne itp. Been there, done that, nie polecam.
Proponowałbym nie poddawać się i nadal pracować nad sobą.