Z racji sędziwego wieku (40+) doszedłem do wniosku, że programowanie przestaje być już dla mnie i od pewnego czasu szukałem pracy jako manager. Niestety nie mam wykształcenia kierunkowego ani MBA, byłem natomiast przez kilka lat leaderem kilku zespołów.
Możecie sobie więc wyobrazić moja radość, gdy po kilku nieudanych rozmowach, dostałem ofertę na managera kilku zespołów (ok 30 ludzi łącznie) - samodzielnego managera dodajmy. Firma to spore korpo działające w moim mieście - niestety nie mogę podać szczegółów, zaraz wyjaśnię dlaczego.
Sęk w tym, że przez "znajomego znajomego", który tam pracuje dowiedziałem się, że to stanowisko gościa, który złożył wypowiedzenie po tym jak kazano mu zwolnić połowę załogi - firma przeprowadziła już redukcję w zeszłym roku i ten dział został już raz obcięty, najwyraźniej to nie koniec. Istnieje więc niezerowa szansa, że moim pierwszym zadaniem będzie dokończyć to co tamten zaczął.
Czy przyjelibyscie w takiej sytuacji propozycje pracy?
Z jednej strony to dla mnie ogromna szansa. Szczerze mówiąc nie wierzę, że gdzieś indziej dostałbym takie stanowisko - mam za sobą około 5-6 rozmów - a nawet gdybym nie popracował zbyt długo to wpis w CV byłby bezcenny. Może nawet by się udało dostać na MBA przy odrobinie szczęścia? Nie mam też żadnej pewności, na ile ta informacja to plotka bez pokrycia.
Z drugiej strony nie mam wątpliwości, że jeśli faktycznie przyjdzie mi wywalić 10 osób to nikt z deweloperów nie będzie już tam chciał ze mną pracować i zostanie mi tylko "jakoś przeczekać" aż dostanę kolejna ofertę.
W programowaniu już się nie widzę. Marzy mi się czasem "krok w tył" i kariera IC ale jestem bez szans przy obecnej sytuacji na rynku, gdy od kilku lat praktycznie nie kodowałem. W obecnej firmie też nikt mnie nie awansuje na managera - wymagają studiów :(