Od niedawna pracuję w nowej firmie, duże korpo, branża finansowa. Przeszedłem tam po redukcjach w poprzedniej firmie - trochę wyrośnięty startup. Nie mogę się przyzwyczaić do nowego trybu pracy - kompletny luz, praca zaplanowana na sprint do wykonania w 3-4 dni (a sprint 2 tygodniowy). Nie mogę się przestawić po poprzedniej firmie, gdzie zawsze było co robić. Nie było jakiś nadgodzin, ale codziennie pracowałem średnio po 6-8h, jakoś wszystko szło żwawiej i wszystkim bardziej zależało. W nowej firmie mam wrażenie, że jest straszna wyjebka na wszystko. Nie mogę się wyzbyć myśli, że jestem tam niepotrzebny i po kilku miesiącach skapną się i mnie zwolnią. Nie wiem czy obudził się we mnie syndrom niewolnika, który stracił bat nad głową, czy to normalne. Jak to u was wygląda? Powinienem się przejmować?
2 lata expa.