Szukam odpowiedzi głównie od osób które zajmują albo zajmowały się tym na 100% - czyli miały okres w którym nie miały innego źródła utrzymania niż freelancing.
No to jestem.
W freelancing-u ciekawi mnie perspektywa "wolne kiedy chcesz" i "pracuj ile chcesz". Zastanawiam się jak bardzo jest to realne tak naprawdę.
Jest realne ale z wielu powodów nie jest łatwe do osiągnięcia. Ogólnie to skomplikowane.
Czy to nie jest tak, że po dojściu do odpowiedniej rozpoznawalności sieci kontaktów etc, jest się podobnie mocno "związanym" jak przy normalnej pracy na etacie,
To nigdy nie jest to samo jednak nie mam tu na myśli pracy na B2B jako alternatywy dla UoP. Mam na myśli prawdziwe i samodzielne szukanie klientów realizowanie zleceń z różnych dzaiłek.
czyli np. teoretycznie możesz sobie zrobić wolne kiedy chcesz, ale go nie robisz, bo np. stracisz kontakty (większość ludzi oczekuje, że będziesz dostępny 30dni w miesiącu).
I tak i nie to już zależy od Ciebie jakie umowy podpiszesz. Im jesteś starszy i im masz więcej doświadczenia tym korzystniejsze dla siebie umowy nawiązujesz a z tych mniej komfortowych się wycofujesz. Ciężko oczekiwać, że ktoś będzie szedł na jakieś ugody z "żółtodziobem", z którym podpisał umowę na zrobienie strony wizytówki.
Z czasem jednak nie będziesz robił stronek wizytówek a także swój czas zaczniesz szanować.
Dzięki doświadczeniu nabierzesz niebywałej swobody w tłumaczeniu dlaczego nie będziesz odbierać telefonów w weekendy, w nocy i dlaczego bez dodatkowych i to niemałych miesięcznych opłat Klient na odpowiedź na e-mail może musieć czekać np. 10 dni roboczych.
Zresztą głównym punktem związania, o którym piszesz oraz "sporów" podczas formalnego dogrywania współpracy są właśnie czasy reakcji i gwarancja. Klienci wychodzą z założenia, że jak napisałeś im system, stronę albo program to teraz musisz natychmiast odbierać od nich telefon a naprawa musi być wykonana w czasie do 7 dni... Rzecz w tym, że tylko się im tak wydaje. Bieżące wsparcie techniczne kosztuje. Krótkie czasy reakcji kosztują a ważne jest właściwie tylko to co się stanie "jeśli nie odbierzesz telefonu lub jeśli nie naprawisz w terminie".
Ja mam wypracowane następujące metody postępowania:
Przypadek 1:
Klient nie rozumiejący technologii "trochę burak" wielki "bysnesmę" jemu musi wszystko działać 24/h a czas reakcji musi być do godziny bo on jest perfekcjonista i "traci" jak nie działa.
Ok, rozumiem, bardzo poważne podejście nie można się narażać na straty w takim razie proponuję wsparcie w postaci 3-zmianowego zespołu dostępnego całą dobę co będzie kosztowało 45 000 netto miesięcznie. To nie żart. Działa na wyobraźnię delikwenta i zwykle prowadzi do rozpoczęcia sensownych rozmów.
Przypadek 2:
Klient rozumiejący swoje potrzeby i ma okresy kiedy faktycznie potrzebuje silnego wsparcia np. z powodu prowadzenia dużych akcji marketingowych kierowanych na stronę WWW i ta w tym czasie musi działać.
Po pierwsze musi mieć zakupione odpowiednie zaplecze, które pozwoli znieść te obciążenia / nie generujące niepotrzebnych problemów technicznych.
Po drugie proponuję ze swojej strony gotowość 24h w ustalonym wcześniej okresie. Klient musi mnie poinformować o planowanych działaniach, ustalamy to w kalendarzu. Przykładowo przez 10 dni intensywnie będzie reklamował stronę z wycieczkami pod kątem sprzedaży First-Minute. Z góry płaci mi stawkę X * dzień - zwykle około 1500zł - 2500zł za dobę gotowości plus w wypadku zgłoszenia awarii prace będą rozliczane wg stawek godzinowych odpowiednio nocnych, świątecznych itp...
Przypadek 3:
Wszyscy pozostali...
Grzecznie czekają w kolejce... Praktyka pokazuje, że w tygodniu jest wystarczająco dużo czasu aby ludzi obsłużyć w czasie krótszym niż 2 - 3 dni robocze. Jak jest czas to się robi od ręki jak nie ma to klient kilka dni poczeka.
Jak, który niedoinformowany lub taki co nie doczytał umowy zadzwoni w sobotę, że jemu firma stoi i on traci i ja teraz muszę bo on płaci to wysyłam mu wzór umowy o współpracy opisanej jako przypadki 1 i 2. To zwykle głupią gadkę kończy i już nic nie musze. Jak mam czas to proponuję stawkę weekendową a klient decyduje się lub nie. Zwykle te ich pilne i ogromne straty są tak pilne i potężne, że nie decydują się zapłacić więcej choćby 250zł.
Największą sztuką jest jednak nie podpisywać umów, które są dla nas niekorzystne i tyle...
Dużo się słyszy przy rozmowach o freelancingu "be your own boss", "wakacje kiedykolwiek", ale np. spotkałem tez głos ostatnio
który mówi coś w stylu "pamiętaj, jak tylko zaczynasz być freelancerem, to traktuj to jako prace na pełny etat".
Jak na początku napisałem... to jest dużo bardziej złożone i jest związane z wieloma czynnikami:
- Większa kasa bardziej kusi. Będziesz chciał zarabiać szybciej i więcej a samodzielne działanie temu sprzyja. Za to samo zadanie bierzesz stawkę firmową a nie pracownika to czasem więcej niż dwukrotna różnica.
- zawsze będziesz szukał stałej kasy abonamentowej, która siłą rzeczy jakoś będzie Cię związywać czasowo. Ciężko żyć "od zlecenia do zlecenia" bezpowrotnie zapominając o tych z przeszłości.
- Z czasem czy chcesz czy nie pewnie wyspecjalizujesz się w jakiejś niszy zrobisz mały gotowy produkt i będziesz go chciał rozwijać bo zobaczysz, że przynosi lepszą, pewniejszą i łatwiejszą kasę niż luźne zlecenia. Cała sztuka IT polega na tym, że nie ponosząc dużych kosztów możemy powielać rozwiązania. Jak mamy coś ekstra to za napisanie tego raz możemy wziąć kasę wiele razy - głupio nie korzystać z tego mechanizmu. Jak chcesz mieć każde zlecenie inne i robić od zera to równie dobrze możesz zacząć remontować łazienki.
- Psychika i zwykłe relacje społeczne też robią swoje - jak poczuje się wolność to potem zaczyna się czuć odpowiedzialność... za produkt, siebie, rodzinę, współpracowników, partnerów biznesowych itp... Nie da się w oderwaniu od tego wszystkiego latać nad światem i zbierać kasę jak grzyby... znaczy może się da ale jest to trudniejsze niż w sytuacji kiedy jednak trochę się "uwikłamy".
No i wracając do tych wakacji.
Tak! Mogę jechać gdzie chce i kiedy chcę... Właściwie od początku działalności mogłem.
Ale tego nie robiłem - planuję urlopy i wolne bo to zwyczajnie ułatwia.
Ważniejsza dla mnie jest jednak ta swoboda codzienna. Dziś mi się nie chce to nie robię. Idę na rower, do lasu, do sklepu, naprawię jakąś rurę w domu albo wyjdę na dłuższy spacer z psami.
Można tak odpuścić nawet cały tydzień i nic się nie stanie. Nikt na Ciebie nie nakrzyczy, nikt Cię nie będzie gonił (chyba, że akurat zawalasz jakiś istotny termin)...
Co się odłoży można to zrobić później a właściwie bezwzględnie trzeba nadrobić zaległości i tu zaczyna się kolejna "rekurencja" sprowadzająca się do tego że:
Samemu możesz robić sobie zaległości ale nadrabianie zaległości wymaga tak dużo dodatkowego wysiłku, że nie chcesz mieć zaległości więc wszystko robisz na bieżąco jeśli tylko choróbsko albo inny niezależny od Ciebie czynnik ci nie przeszkodzi.