Pozwoliłem sobie założyć konto, bo muszę wyrzucić trochę z siebie.
Czuję się jak prawdziwy impostor. Jestem programistą z ponad 10-letnim stażem. Na początku, jeszcze zanim zacząłem pracować bawiło mnie to i sprawiało radość, co nie znaczy, że ślęczałem nad tym non stop. Dłubałem sobie dużo w tamtym okresie w JS. Potem w pracy zacząłem pracować w C# i miałem dużo do nauki, więc dalej mnie to bawiło. Po paru latach miałem spory przestój u jednego z moich pracodawców - wypaliłem się. Nie chciało mi się w pracy nic robić. W końcu zmotywowałem się i trafiłem jako senior do korpo. Tu poczułem się jakbym w jakimś sensie odstawał od innych seniorów, chociaż nie dramatycznie. Otoczenie było mimo wszystko znacznie lepsze niż koledzy w poprzednim Januszeksie. Mogłem się w końcu trochę poduczyć, ale wciąż - miałem wrażenie, że rzeczy podstawowe, czyli sam język czy też wszystko co związane np. z SQL ogaraniam bardzo dobrze, ale już wtedy zauważyłem u siebie brak ciągot do ślęczenia jakie to teraz frameworki czy biblioteki są na topie, a specyfika pracy powodowała, że tkwiłem dalej jako taki programista C# z SQL i... tyle, bez większych dodatków. Ba, nawet nie mogłem powiedzieć, że znam ASP.NET i jak działa IIS w tamtym okresie, bo nie robiliśmy webówki. Po paru latach wskoczyłem na pozycję leada. Mieliśmy projekt z ASP.NET jako API, ale w zasadzie na potrzeby wewnętrzne i nawet dogłębnie nie czułem potrzeby poznawać ASP.NET, bo bardziej traktowaliśmy to jako narzędzie do odpalania jobów i odpytywania o wyniki (system do kalkulacji składek ubezpieczeniowych) i nie mieliśmy potrzeby tworzenia API dostępnego dla innych. Klient był zawsze mega zadowolony z mojej pracy i mam potwierdzenie od zespołu, że był on również bardzo zadowolony z pracy ze mną. Już wtedy czułem się jednak jako taki lead, który po prostu potrafi programować, a nie jara go postęp technologiczny i nowinki.
Zmieniłem jakiś pracę parę miesięcy temu, jest spoko, ale wciąż czuję się, jakby moje braki były w jakiś sposób ukrywane. Jak impostor. Czuję jakby to, że jestem dobrym leadem jeśli chodzi o ludzi i zaangażowanie to za mało. Czuję, że prawdziwy lead powinien być zaangażowany również w poznawanie nowych rzeczy, naukę po godzinach, żeby potem móc natchnąć team nowymi rozwiązaniami, nowymi ciekawymi propozycjami, tym jak potrafi wziąć sprawy w swoje ręce jak chodzi o technologie i wyczarować coś efektownego. U mnie tego nie ma. Raz na jakiś czas jak czuję braki w jakiejś dziedzinie to poświęcę parę godzin z tydzień, max dwa pod rząd, żeby się podszkolić i tyle. Jak słyszę hasełka, które nic mi nie mówią to odpalam Google i czytam co to takiego, ale niestety na tym się zwykle kończy. Gdy słyszę, że ktoś w pracy robi fajne projekty gdzie jest np. DDD, CQRS + Event Sourcing, wszystko pięknie zsetupowane w chmurze z jakimś NoSQL czy Redisem to myślę o sobie z pobłażliwością, bo tkwiłem przez lata w .Net Framework z SQL-em z odrobiną Angulara czy Reacta, ale bez szału i może wiem o czym jest mowa, ale nigdy nie miałem okazji być w projekcie, który nie byłby g**no setupem zdeployowanym na jakiejś wirtualce. Nawet tych projektów mimo ponad 10 lat zebrało się moim zdaniem bardzo mało, bo w niektórych tkwiłem po parę lat. Czasami mam wrażenie, że rozgarnięty regular jakby się dowiedział ile rzeczy ja nie wiem to by się złapał za głowę kto nim leaduje.
Jedyne co wiem, co mnie pociesza i trzyma to, że ludzie, z którymi pracuję są zadowoleni. Wiedzą, że mogą liczyć na moje wsparcie i wiedzą, że będę zawsze otwarty na dyskusje jak coś zrobić (well, bo mając ograniczoną wiedzę muszę na tym często polegać). Wiem, że szef czy klient będzie zadowolony, bo jak dostanę temat to go dowiozę i jak trzeba będzie to będę latał zbierał wymagania czy robił za scrum mastera. Ale wciąż mam to poczucie oszukanego leada. Szczególnie gdy gadam z innymi leadami w organizacji, którzy mają mnóstwo pomysłów jak coś ulepszyć i usprawnić. Ja rozkładam ręce i czekam aż mi to ktoś narzuci z góry.