Hej, To jest mój pierwszy post na forum. Chciałem się podzielić refleksją a propos branży IT i poznać wasze opinie.
Ja nie pracuję w IT. Ostatnio zacząłem się uczyć programowania – czysto hobbystycznie, ale przyglądałem się też nieco całej branży i różnym trendom w niej występującym. Chciałem poruszyć temat kwestii wejścia do IT i generalnie szerszej pozycji branży w społeczeństwie.
Kwestia wejścia do IT -temat poruszany tutaj wielokrotnie - nie zdziwię się jeśli będzie trochę hejtu na ten post. Ja nie planuję wchodzić do branży. Zaintrygowało mnie jednak następujące zjawisko. Generalnie jeśli chodzi o polski rynek słyszę wszędzie lament, że jest mało stanowisk juniorskich – szczególnie wobec ogromnej podaży przebranżawiających się i studentów informatyki. Próg wejścia bardzo wzrósł wobec tego co było kilka lat/dekadę temu. Jest też hejt na bootcampowiczów czy ludzi którzy myślą że w kilka miesięcy czy rok zostaną programistami. Zatem w Polsce droga do pierwszej pracy programisty wygląda z tego co rozumiem następująco: studia + wiele lat samodzielnej nauki --> staż --> praca.
Ciekawi mnie tutaj kontrast z tym co widzę za granicą. Studiowałem i pracuję poza Polską, więc mam sporo zagranicznych znajomych (także kilku pracujących w IT). Również przeglądając randomowe profile na linkedinie, widzę ludzi którzy po kilkumiesięcznym bootcampie, albo nawet bez dostają pracę w IT, w wydaje się w poważnych firmach i potem robią fajną karierę.
Z szerszego grona znajomych słyszę historię typu – 40 letnia przedszkolanka dostaje pracę po bootcampie w Londynie w programowaniu za wydaje się sensowne pieniądze (jak na entry level), a teraz szykuje się ona do wyjazdu do USA do kolejnej pracy. Tak jak pisałem widzę mnóstwo takich karier wśród znajomych lub randomów z linkedina czy to w Londynie czy Amsterdamie. Skoro schemat bootcamp/nauka samemu przez kilka miesięcy --> pierwsza praca jest możliwy w innych miejscach dlaczego w Polsce wejście do IT ma być takie trudne? Inna kwestia - czemu podobne aspiracje są przedmiotem takiego hejtu? Może jestem nieuważny ale wydaje mi się to być traktowane zupełnie obojętnie za granicą.
Uważam, że kwestia progu wejścia do branży jest ciekawa zwłaszcza a propos hejtu na sam kształt polskiego rynku IT: że outsourcing, że ciekawe projekty za granicą (Londyn, Stany etc.), że generalnie u nas wszystko jest wtórne i lecą do nas drugorzędne projekty których nikt nie chce tykać w cywilizowanych krajach, że utrzymaniówka, że Polska stoi webdevelopmentem a nie łazikami marsjańskimi etc. Skoro to IT u nas jest takie prymitywne dlaczego więc dostanie pracy przez nooba jest tutaj trudniejsze niż w wielkim świecie w Londynie?
Moją próbą odpowiedzi na to zjawisko byłoby:
- Absurdalnie dobre warunki finansowe w branży względem reszty populacji w Polsce (inna kwestia skąd się biorą tak dobre stawki?). Wygenerowało to taki wyścig szczurów i przewagę podaży nad popytem na programistów, że trzeba pokonać o wiele więcej przeszkód niż za granicą i wymagania są absolutnie wyśrubowane.
Z drugiej strony za granicą też jest ogrom ciekawej pracy w IT (choć relatywnie nie tak dobrze płatnej), jest to branża rozwojowa i dotykająca wszystkich dziedzin życia. Jest też tam wszechobecna propaganda, jakie kodowanie jest fajne i przyszłościowe. Są grupy wsparcia skierowane do bardzo specyficznych mniejszości typu Coding Black Females. Jest masa nowych zawodów, gdzie może się przydać choć trochę skillsów programistycznych jak UX design czy wszelkie rzeczy związane z data analytics. Zatem ogólny społeczny drive w kierunku IT też za granicą występuje.
Ciekawa jest też tutaj kwestia percepcji zawodu programisty w Polsce i zagranicą. Pamiętam że kiedyś w dyskusji o ciekawych opcjach jeśli chodzi o karierę na przyszłość,na moją uwagę że można się pouczyć kodowania zostałem wyśmiany przez moich zagranicznych znajomych, że dlaczego chciałbym być „code monkey” skoro mam dobrą pracę. Przywołuję tę anegdotę nie w celu deprecjonowania zawodu programisty, ale mam wrażenie, że w Polsce powoli dochodzi do tego że planuje się już nawet dzieciom karierę programisty i zawód jest czymś mega prestiżowym (pewnie ze względu na absurdalne dochody na tle społeczeństwa). Ja uważam pracę w developmencie za naprawdę spoko, ale właściwie jest to kariera jakich wiele.
- Kwestia, że software engineer software engineerowi nierówny? Są stanowiska czy firmy które rzeczywiście wymagają lat ciężkiej pracy nad sobą i są takie które można wejść niemal z ulicy choć job title w obu będzie dumny engineer. Trochę na zasadzie, że w jednej firmie inżynierem będzie gość który projektuje np. mega zaawansowane reaktory i ma doktorat, a w fabryce zapałek inżynierem będzie nazywany mechanik po podstawówce, którego praca polega na dokręcaniu śrubek i podpinaniu kabelków?
Pamiętam jakąś dyskusję u was na forum, że w data analytics można pracować po matematyce czy fizyce a najlepiej to z doktoratem. Ja natomiast widzę ludzi z tytułami data scientist/analyst po humanistycznych studiach i bootcampie general assembly. Nie mam wystarczającej wiedzy, żeby ogarnąć jak rzeczywiście jest z technicznego punktu widzenia. Chętnie poznam wasze opinie. Tak jak mówiłem z tego co zaobserwowałem to masa developerów w legitnych firmach np. w uk jest po bootcampie.
Sorry za długość postu. Trochę wyszła z tego rozprawka. Jeśli błądzę w moich percepcjach branży to będę wdzięczny za wyprowadzenie mnie z błędu. Jeśli ktoś przebrnie przez cały tekst to chętnie poznam wasze opinie na powyższe rozważania: czy to na temat różnic pomiędzy polskim a zagranicznym IT w kontekście progu wejścia czy też wszelkich innych różnicach. Będę wdzięczny za każdy merytoryczny komentarz.