Jak często trafiacie na lipne umowy w stylu, że połowa pensji na UoP, reszta z ręki do ręki. na UoD lub umowę zlecenie?
Czy pracodawcy zgadzają się w takim przypadku na umowę na połowę wymiaru etatu, czy raczej szukają jelenia, by im pracował za połowę ustalonej kwoty?
Czy macie złe doświadczenia, że później umówionej koperty z pieniędzmi nie dostaliście, kolejnej umowy o dzieło lub kolejnego zlecenia nie podpisali, pozostawiając Was ze zmniejszona kwotą i pełnym wymiarem etatu?
Pytam ponieważ nie chcę się wpakować w bajoro, by później w CV nie mieć wpisów o pracy na 3 miesiące i zwolnienia za wypowiedzeniem - bez zgody stron i tłumaczyc się z tego rekruterom - oni prawie zawsze pytają o powód rozstania z poprzednim pracodawcą. .
Ja trafiłem 2 razy na taką podwójną umowę, oba przypadki w Warszawie na początku mojej kariery.
W obu przypadkach firmy wywiązały się ze swoich zobowiązań, tzn. każdą kasę dostałem. Wprawdzie zdarzało się, że jedna część była kilka dni spóźniona, ale nigdy się nie zdarzyło, abym czegoś nie dostał.
Np. w pierwszej firmie wynikało to z tego, że dwóch właścicieli ze sobą współpracowało i między sobą wykorzystywali ludzi wg. różnego obciążenia. Jeden miał swój sprawdzony projekt na rynku, który rozwijał, a drugi się bawił w start upy. Szukał nowych klientów, brał mniejsze i większe zlecenia dla zupełnie nowych klientów. Plusem tego rozwiązania było to, że pracowałem nad kilkoma projektami w różnych technologiach równocześnie. Miałem trochę "legency code" w systemie działającym x lat na rynku, ale była też okazja przetestowania nowinek technologicznych w projektach tworzonych na green fieldzie.
A same firmy? Wspominam je różnie. W pierwszej było fajnie, w drugiej kijowo. Tyle w temacie.