Nie rozumiem tylko, czemu na piwie ze współpracownikami nie narzekasz na nudne taski. Jeśli faktycznie są nudne, to po co udawać, że nie są?
No co Ty?! Już pińcet lat budujemy Naszą Markę, zdobyliśmy Słitaśnych Klientów, mamy Świetne Produkty, a Tobie... ojej, coś się NIE podoba?! :O (Kurczę, nie umiem korpomózgoprania, ale zrozumiałam, że tak to może wyglądać u autora wątku.)
Mnie to osobiście drażni. A świętowanie imienin/urodzin każdej osoby w firmie to dla mnie przegięcie.
Myślałem, że coś takiego to jest popularne w firmach z 20 paro letnim stażem rodem z PRL a nie w młodych firmach IT...
Znam to ze średnich firm i jest całkiem fajne, jeżeli pracownicy faktycznie są ze sobą zżyci i po prostu po kumplowsku chcą poświętować czy urodziny, czy dziecko. Jeśli ktoś nie chciał, to ciasta nie przynosił i się okazją nie chwalił. Zdarzał się też motyw przynoszenia słodkości tylko dla swojego pokoju/zespołu.
najlepsza integra to jest na fajce, w kuchni czy spontanicznym wyjściu ale bez szefostwa ;)
Otóż to! Jeśli impreza jest nawet niejawnie obowiązkowa (nie każą, ale jeśli nie przyjdziesz...), to można się spodziewać, że będzie słaba. Ludzie z natury chcący pogadać pogadają nawet w kolejce do łazienki.
Osobiście jestem ta dziwna, która raczej nie bywa na tych oficjalnych imprezach. Widziałam i słyszałam, że to i tak zwykle polega na przesiadywaniu w małych grupkach, które już są zintegrowane. Ja w takim oswojonym towarzystwie zwykle nie mam swojej bliskiej paczki, w której w razie czego mogę liczyć na integrację zagnieżdżoną, a z wychodzenia w ciemno z obcymi mam traumę. Nie rusza mnie też wychwalane przez innych darmowe żarcie i na*ebanie się. Jestem natomiast chętna do wychodzenia "na piwo" w mniejszym gronie, gdy jestem tam lubiana i forma spotkania mnie nie odpycha.