Zachowanie kierowcy na przejeździe kolejowym

9

Zawsze gdy przejeżdżam przez tory, to się zatrzymuję albo mocno zwalniam - żeby sprawdzić, czy naprawdę nic nie jedzie. Bo nawet jeśli światła nie mrugają a szlaban jest w górze - wolę się upewnić. Równie dobrze czujniki (przy przejazdach automatycznych) mogły się zepsuć, dróżnik mógł pochlać, umrzeć albo dostać sraczki i siedzieć w WC, szlaban mógł się uszkodzić lub coś innego mogło spowodować, że pociąg jednak przejedzie na otwartym szlabanie.

Zresztą przepisy twierdzą podobnie:

Kierujący pojazdem, zbliżając się do przejazdu kolejowego oraz przejeżdżając przez przejazd, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność. Przed wjechaniem na tory jest on obowiązany upewnić się, czy nie zbliża się pojazd szynowy, oraz przedsięwziąć odpowiednie środki ostrożności
[...]
Kierujący jest obowiązany prowadzić pojazd z taką prędkością, aby mógł go zatrzymać w bezpiecznym miejscu, gdy nadjeżdża pojazd szynowy lub gdy urządzenie zabezpieczające albo dawany sygnał zabrania wjazdu na przejazd

I teraz pierwsze pytanie - czy Wy się zachowujecie podobnie do mnie? Bo coś, co dla mnie jest oczywiste, wiele razy spowodowało, że inni kierowcy traktowali mnie jak kosmitę. Raz nawet jeden mi wjechał w tył i jeszcze na mnie zaczął się sadzić, że o co mi chodzi, po co hamuję, skoro szlaban otwarty, jakich bzdur teraz uczą a kursach itp.

I druga sprawa - na kilka dni, z okazji Sylwestra, sobie wyjechaliśmy nad morze. Wracając byłem uczestnikiem (a może i sprawcą) pewnego zdarzenia, które jest bezpośrednim impulsem do założenia tego wątku.

Droga przez las, przejazd (chyba ze szlabanami, ale głowy teraz nie dam), za przejazdem prosta jak w mordę strzelił, nikt nie jedzie z naprzeciwka. Przejeżdżam, przez tory, kilka/kilkanaście metrów dalej jest zatoczka. Wjeżdżam tam i robimy chwilę przerwy. Po jej zakończeniu wracam na drogę. Widzę w lusterku, że do przejazdu coś się zbliża. Ale jeszcze ma kawałek do torów, więc wyjeżdżam na drogę. Myślałem, że koleś przed torami zwolni - więc ja spokojnie sobie przyspieszę i pojedziemy dalej. Nie przewidziałem opcji, że koleś na pełnej piź*e przeleci przez tory i kilka sekund później jest tuż za mną, trąbiąc i mrugając długimi. Na szczęście z drugiej strony droga była pusta, więc mnie wyminął i poleciał dalej.

i teraz pytanie drugie - kto okazał się większym debilem i zagrożeniem:

  • ja, bo założyłem że koleś zachowa się jak powinien: przed przejazdem zwolni to tych 10-20 na godzinę (przy większej prędkości w tym miejscu nie było opcji, żeby sprawdzić, czy nic nie jedzie) i przez takie błędne założenie chamsko mu wyskoczyłem na drogę. Podkreślam - jakby on nie przeleciał z prędkością kilkudziesięciu kmph przez przejazd, to ja bym spokojnie zdążył się rozpędzić i nie byłoby tematu
  • koleś, który przelatuje przez przejazd bez hamowania, czyli de facto zakłada, że otwarty szlaban === brak pociągu, a jakby z jakiegoś powodu to założenie okazało się błędne, to nie miałby szans jakkolwiek zareagować.

@somekind @.andy @mr_jaro

12
  1. Tak zachowuje się podobnie i mam dvpie że komuś się to nie podoba
  2. obaj, on stworzył zagrożenie na przejeździe ty za przejazdem. Niestety to tak samo jak wyjazd na skrzyżowanie podczas wyprzedzania na skrzyżowaniu się innych pojazdów.
1

Dokładnie jak @mr_jaro

4

Jak by w ciebie przywaliła to policja nie miała by pytań i winą by obarczała ciebie

2

@UglyMan: tak, chociaż mógłbym zawsze iść w odmowę przyjęcia mandatu i pójść do sądu, a tam starać się wykazać, że wina była po obu stronach (na przerzucenie całości na niego raczej bym nie liczył). bo jeśli koleś kilkadziesiąt metrów za przejazdem się wbija w mój tył, to znaczy że musiał jechać ileś-tam na godzinę. A to oznacza, że nie zachował szczególnej ostrożności oraz nie upewnił się, czy nic nie jedzie. Czyli także się przyczynił do tej sytuacji.

A poza tym - nie chodzi mi o kwestie przepisów, tylko tak zwyczajnie/życiowo - co sądzicie o sytuacji.

1

@cerrato:

Zawsze gdy przejeżdżam przez tory, to się zatrzymuję albo mocno zwalniam - żeby sprawdzić, czy naprawdę nic nie jedzie. Bo nawet jeśli światła nie mrugają a szlaban jest w górze - wolę się upewnić.

Też tak staram się robić. Mam nawet taki przejazd, że bez zatrzymania się nie masz pewności na 100% że nic nie jedzie.

Równie dobrze czujniki (przy przejazdach automatycznych) mogły się zepsuć, dróżnik mógł pochlać, umrzeć albo dostać sraczki i siedzieć w WC, szlaban mógł się uszkodzić lub coś innego mogło spowodować, że pociąg jednak przejedzie na otwartym szlabanie.

Z tego samego powodu i ja zwalniam i się przyglądam.

I teraz pierwsze pytanie - czy Wy się zachowujecie podobnie do mnie? Bo coś, co dla mnie jest oczywiste, wiele razy spowodowało, że inni kierowcy traktowali mnie jak kosmitę.

No jak wyżej napisałem tak.

Droga przez las, przejazd (chyba ze szlabanami, ale głowy teraz nie dam), za przejazdem prosta jak w mordę strzelił, nikt nie jedzie z naprzeciwka. Przejeżdżam, przez tory, kilka/kilkanaście metrów dalej jest zatoczka. Wjeżdżam tam i robimy chwilę przerwy. Po jej zakończeniu wracam na drogę. Widzę w lusterku, że do przejazdu coś się zbliża. Ale jeszcze ma kawałek do torów, więc wyjeżdżam na drogę. Myślałem, że koleś przed torami zwolni - więc ja spokojnie sobie przyspieszę i pojedziemy dalej. Nie przewidziałem opcji, że koleś na pełnej piź*e przeleci przez tory i kilka sekund później jest tuż za mną, trąbiąc i mrugając długimi. Na szczęście z drugiej strony droga była pusta, więc mnie wyminął i poleciał dalej.

Wyprzedził :P

i teraz pytanie drugie - kto okazał się większym debilem i zagrożeniem:

Szczerze? Obaj.

I teraz coś dla porównania. Od chyba roku wjeżdżając z podporządkowanej jak widziałem, że ktoś daje kierunek do skrętu, to ruszałem. Zmieniło się do po dwóch sytuacjach. Raz koleś wyprzedzał rowerzystę przed skrzyżowaniem i nie wyłączył kierunku co mnie zmyliło i ruszyłem - wymusiłem ale na szczęście nic nie było.
Innym razem koleś dał migacza a nie skręcił i przejechał jak gdyby nigdy nic. Tym razem się wstrzymałem bo to było zaraz po tamtej sytuacji.

Teraz nie zakładam tylko czekam aż ktoś faktycznie skręci, bo jak wiadomo on ma dalej pierwszeństwo, bez względu co sygnalizuje. Zrobiłem podobnie jak ty za pierwszym razem - założyłem, że skoro ma dalej migacza włączonego, to pewnie skręca a tu dupa...

Teraz do brzegu. Nie wolno niczego zakładać na drodze i trzeba zachować ograniczone zaufanie. To trochę jak z pieszym. Masz pierwszeństwo ale wchodząc zawsze się rozglądasz nawet jak się jeden zatrzyma, bo na drugim pasie może idiota przejechać nie przejmując się przepisami.

4

@cerrato:
Nie ważne, kto ma rację ale lepiej nie mieć kolizji. Ostatnio dwa miesiące po sobie (dokładnie w ten sam dzień miesiąca) obstukiwali mnie użyszkodnicy samochodów i to w sumie ja miałem (jako poszkodowany) większe problemy niż sprawcy. Sprawcę zaboli wyższa składka a ja muszę zgłaszać, umawiać się, wypełniać dokumenty, pilnować, tracić czas i ponosić koszty. Jako sprawca (zdarzyło się) może mandat dostanę a i to nie zawsze.

Następnym razem puść ciula, niech mknie ku zagładzie a Ty na spokojnie jedź dalej.

0

@.andy: tak, z tym migaczem to prawda, można się nieźle zdziwić. U mnie to raczej działa w drugą stronę - parę razy miałem już taką sytuację, że stoję i czekam. Jakbym wiedział, że ktoś będzie skręcać to spokojnie bym przejechał - ale że migacza nie było, to nie chciałem się wcinać. Dojeżdża taki i skręca - mimo braku migacza. Za każdym razem mam ochotę zawrócić, dogonić takiego jełopa, wyciągnąć za szmaty z samochodu i obić mordę lewarkiem ;)

@gg: oczywiście, pełna zgoda. Po prostu - byłem ciekawy, jak ocenicie to zdarzenie. Wiem, że sam też dałem ciała - bo nie powinienem był zakładać, że ktoś coś zrobi - tylko dlatego, że tego wymagają przepisy, zdrowy rozsądek, a także bo ja tak robię. W każdym razie - czuję się jednocześnie sprawcą i ofiarą. Bo faktem jest, że jakby typ zwolnił przed przejazdem to by nic się nie stało, a ja bym spokojnie się rozpędził zanim on by się zbliżył.

Następnym razem puść ciula, niech mknie ku zagładzie a Ty na spokojnie jedź dalej.

Oczywiście, to jest nauczka z tego zdarzenia. Dobrze, że nic się nie stało. Jakbym wiedział, że koleś przefrunie przez tory z prędkością przelotową to bym poczekał w tej zatoczce te kilka sekund więcej.

3

W sumie miałem sytuację podobną na drodze z Opola do Prudnika. Piękna okolica, lekko pagórkowata a droga co kilka kilometrów przecina się z torami. Tory bez trakcji elektrycznej obrośnięte trawą.
Faktycznie wyglądały "raczej na nieużywane". W jednym miejscu jednak pagórek zasłaniał widok w prawą stronę więc całkowicie się zatrzymałem. Przejazd był za zakrętem.
Po chwili słyszę pisk opon... Koleś cudem mnie ominął i śmignął przez tory. Dalej za przejazdem zwolnił zajechał mi drogę, i wysiadł w bojowym nastroju... Zwyzywał mnie od debili, po ch... się zatrzymuję itp.. jeszcze oskarżył, że przeze mnie mógł się zabić :-) Na szczęście poza werbalną wymianą uczuć do niczego nie doszło...

I co o tym sądzę? Po pierwsze się cieszę, że nie trzeba było się bić. Po drugie cieszę się, że gość we mnie nie przywalił bo akurat za fotelem wiozłem długie ciężkie kolumny(głośniki). Przy takiej prędkości z jaką jechał pewnie złamałyby fotel i mój kręgosłup bo pasy by ich raczej nie utrzymały.

A to jest ro miejsce, w którym rodowici mieszkańcy tamtych okolic nie hamują:
https://www.google.com/maps/@50.3718886,17.6633042,3a,75y,265.46h,68.26t/data=!3m6!1e1!3m4!1sjgKiVHxHFFff43sE8LJSKQ!2e0!7i13312!8i6656

3

@katakrowa: po pierwsze - zgodnie z przepisem, który dałem w pierwszym poście: masz obowiązek się upewnić, czy nic nie jedzie. Zwłaszcza, że to przejazd bez szlabanów. To co pokazałeś to praktycznie bez szans na sprawdzenie, jeśli się nie zatrzymasz. Miejscowi pewnie wiedzą, że to atrapa a nie tory - ale ktoś spoza tego terenu tego już wiedzieć nie będzie i może hamować. W każdym razie - Ty postąpiłeś totalnie OK, zgodnie z przepisami i logiką. ciała dał ewidentnie koleś za Tobą.

Widzę, ze tak samo jak ja - miałeś szczęście, że nic nie jechało z drugiej strony i kierowca z tyłu miał gdzie odbić. Gorzej, jakby droga nie była pusta.

3

To wszystko co tutaj jest napisane, podkreśla tylko, to że bardzo dużo ludzi nie powinno mieć uprawnień, bo przepisy traktują jak chcą.

Miejscowi pewnie wiedzą, że to atrapa a nie tory

Już pomijając, to czy faktycznie tam kiedyś nie przejedzie pociąg, to takie coś oducza tego zabiegu zatrzymywania się. Potem ludzie już nie zatrzymują się na innych. Tak samo jak np. ze strzałką czy przejeżdżaniu na czerwonym w nocy. Co się może stać? :)

0

Już pomijając, to czy faktycznie tam kiedyś nie przejedzie pociąg

Podejrzewam, że jakby naprawdę jechał tam pociąg, to pewnie 5kmph, a przed przejazdem by się zatrzymał i jakiś majster z lizakiem by wyskoczył na drogę.

Jest np. taki bardzo podobny przejazd koło Poznania, pod Środą Wielkopolską. Tory kolejki (wąskotorówka) przecinają DW414 - https://www.google.com/maps/@52.2278654,17.2343782,3a,75y,76.84h,62.51t/data=!3m6!1e1!3m4!1so7tKZQd_wCxP9TWDuaH0Ag!2e0!7i16384!8i8192. Mimo, że w sezonie to regularnie wąskotorówka http://sredzkakolejpowiatowa.pl/ tam jeździ, to i tak za każdym razem jest motyw jak napisałem powyżej - pociąg STOP, majster, lizak, blokada ruchu.

Aczkolwiek - nie traktuj tego jako udowadniania że nie masz racji. Po prostu - skojarzyło mi się i napisałem ;)

1

Nie chcę robić za adwokata @cerrato, ale zawsze jak wracam na wioskę to widzę pełno świrów, którzy muszą mnie wyprzedzić w zabudowanym bo po prostu nie wytrzymają. Gość miał obowiązek zwolnić na przejeździe więc mialeś prawo przypuszczać, że się zdążysz włączyć. Ja bym się tak bronił w sądzie gdyby zaszła taka potrzeba.

0

@twoj_stary_pijany: nie chodzi o bycie adwokatem, tylko o przedstawienie swojej opinii - niezależnie jaka ona będzie (większość ludzi raczej uznała, że też dałem ciała).

Co do tego co napisałeś - też uważam, że dałoby się przynajmniej wykazać obustronną winę. Zresztą pisałem o tym parę postów wyżej - Zachowanie kierowcy na przejeździe kolejowym

3

@cerrato: cieżko ocenić bez znajomości terenu. W jakiej odległości był ten wyjazd od przejazdu? Jak szybko jechał ten gość? Jakie było ukształtowanie terenu? Raczej nikt nie da jednoznacznej odpowiedzi.

Ja natomiast wiem jedno, na wioskach jeżdżą niezłe świry. Czasami mi się barany przyklejają do zderzaka i jadą za mną tak kilkadziesiąt kilometrów. To wtedy zwalniam i jadę zgodnie z przepisami bo nie będę ryzykował hamowania z dużej prędkości mając świra na zderzaku. Albo jadę w nocy nieznanym terenem i w mniemaniu sebiksa, który już trąbi, zbyt wolno składam się do zakrętu bo wielce czcigodny sebiks zna teren i driftuje na zakrętach swoim złomem. No przepraszam bardzo, że bardziej szanuję swój samochód bo ciężej pracowałem, żeby nie jeździć złomem. Niech sebiks wyładowuje agresję na swojej starej, a nie na mnie. Żartuję, niech sebiks weźmie w końcu odpowiedzialność za swoje emocje.

1

@cerrato: Są chyba już przepisy o winie częściowej, ale musiałbyś pewnie dojść co najmniej do drugiej instancji. Na dole piramidy prawnej orzekanie jest dość schematyczne.

5
cerrato napisał(a):

I teraz pierwsze pytanie - czy Wy się zachowujecie podobnie do mnie?

Oczywiście, że nie! Ja jestem osobą planującą strategicznie i unikającą nawet sytuacji mogących prowadzić do zagrożenia. Po prostu tak układam trasy, aby nie przejeżdżać przez tory.

cerrato napisał(a):

A to oznacza, że nie zachował szczególnej ostrożności oraz nie upewnił się, czy nic nie jedzie. Czyli także się przyczynił do tej sytuacji.

Tylko, że Ty nie zachowałeś tej szczególnej ostrożności bardziej. :)
A temu drugiemu nie udałoby się udowodnić, że się nie upewnił co do bezpieczeństwa przejazdu, zwłaszcza, że sytuacja miałaby miejsce za przejazdem. Przecież powiedziałby, że przejechał zachowując szczególną ostrożność, a tu mu nagle jakiś gamoń wyskoczył z zatoczki.

4

Nie chcę mieć na nagrobku "miał rację ale..". Plus kwestia praktyczna, przejazdy kolejowe bywają w bardzo różnym stanie.

Z punktu widzenia przepisów, gdyby tam była policja (hehe): Ty dostałbyś mandat za nie udzielenie pierwszeństwa, on, najprawdopodobniej nic. Szczególna ostrożność nie jest związana z jakimś konkretnym działaniem. Oznacza, że spoczywa na tobie obowiązek obserwowania tego co się dzieje i reagowania na sytuację, w tym masz przestać zakładać . Nawet gdyby tamten miał obowiązek przejechać przez przejazd wolno (a nie miał), to ty włączając się do ruchu, widząc, że ktoś nie stosuje się do przepisów masz przestać zakładać, że się dostosuje.

Według mnie obaj nie popisaliście się zdolnościami intelektualnymi w tej sytuacji. Przepisy w sposób oczywisty naruszyłeś tylko ty.

5

ja, bo założyłem że koleś zachowa się jak powinien Ty serio jezdzisz na co dzien po polskich drogach? O_o
Włączając się do ruchu, kierujący jest obowiązany zachować szczególną ostrożność oraz ustąpić pierwszeństwa innemu pojazdowi lub uczestnikowi ruchu. Niezależnie od tego czy będzie to rower, ciężarówka, rydwan ognia czy twoja stara na miotle. Trzeba wlaczyc kierunkowskaz i grzecznie poczekac na wszystkich wspozapierdalajacych. Niezaleznie czy to tir wiozacy bulki, wedliny, czy kolumna Bor-u.
It's over dla mysza :(

1

Włączając się do ruchu, kierujący jest obowiązany [...] ustąpić pierwszeństwa innemu pojazdowi lub uczestnikowi ruchu

Zgadza się, dlatego w dużej części czuję się winnym tego zdarzenia. Co nie zmienia faktu, że jakby koleś zachował się normalnie/poprawnie i nie przefrunął przez przejazd, tylko zwolnił, to nie miałbym czego ustępować, bo spokojnie bym się rozpędził, zanim on by się do mnie zbliżył. Mój błąd - założyłem, że koleś zwolni przed przejazdem. W takich warunkach nie ma komu ustępować, bo nasze trasy się nie miałyby prawa przeciąć.

A temu drugiemu nie udałoby się udowodnić, że się nie upewnił co do bezpieczeństwa przejazdu, zwłaszcza, że sytuacja miałaby miejsce za przejazdem.

No nie wiem. Jakby okazało się, że 50m za przejazdem wbił się we mnie z prędkością powiedzmy 50kmph, to dałoby to możliwość oszacowania z jaką prędkością przeleciał przez przejazd. A potem sprawdzić, jaką masz widoczność zbliżając się do przejazdu z prędkością powiedzmy 60kmph. I na tej podstawie ocenić, czy rzeczywiście miał możliwość ocenienia sytuacji na przejeździe oraz ewentualnego wyhamowania.

2
cerrato napisał(a):

Włączając się do ruchu, kierujący jest obowiązany [...] ustąpić pierwszeństwa innemu pojazdowi lub uczestnikowi ruchu

Zgadza się, dlatego w dużej części czuję się winnym tego zdarzenia. Co nie zmienia faktu, że jakby koleś zachował się normalnie/poprawnie i nie przefrunął przez przejazd, tylko zwolnił, to nie miałbym czego ustępować, bo spokojnie bym się rozpędził, zanim on by się do mnie zbliżył. Mój błąd - założyłem, że koleś zwolni przed przejazdem. W takich warunkach nie ma komu ustępować, bo nasze trasy się nie miałyby prawa przeciąć.

Dlatego na drodze panuje tak zwana zasada ograniczonego zaufania. Zakładanie, że ktoś coś zrobi, bo tak jest w przepisach czy nawet rozsądek podpowiada jest zgubne, czy to na drodze, czy w życiu (przestrzeganie przepisów, zaszczepienie się przeciwko chorobie itp itd ).

Kiedyś, dawno temu, miałem wypdek - na skrzyżowaniu zdjął mnie koleś (ja na rowerze on w szmeldzwagenie) - przyjechała policja i wymierzyli drogę hamowania i wyszło, że musiał zasuwać około 140 (tam było 50 ograniczenie) co powodowało, że techniczne w tych warunkach nie mogłem go zobaczyć. I tak ja zostałem ukarany (moi rodzice, bo byłem niepełnoletni) za wymuszenie pierwszeństwa. Ale co ciekawe ja zostałem uznany za winnego, ale nikt nie poprosił o naprawienie szkód w aucie (rozbita szyba i maska, ja miałem jakieś małe otarcia).

4
UglyMan napisał(a):

Dlatego na drodze panuje tak zwana zasada ograniczonego zaufania. Zakładanie, że ktoś coś zrobi, bo tak jest w przepisach czy nawet rozsądek podpowiada jest zgubne, czy to na drodze, czy w życiu (przestrzeganie przepisów, zaszczepienie się przeciwko chorobie itp itd ).

Miejcie Wy litość. Przecież nawet ustawa, we wspomnianym artykule (tj. zasada ograniczonego zaufania) mówi coś zupełnie przeciwnego.

Art. 4. Uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze mają prawo liczyć,
że inni uczestnicy tego ruchu przestrzegają przepisów ruchu drogowego
, chyba że
okoliczności wskazują na możliwość odmiennego ich zachowania.

Źródło https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU19970980602/U/D19970602Lj.pdf

Zasada ograniczonego zaufania nie mówi, żeby zakładać na każdym rogu, że wszyscy działają niezgodnie z prawem. Mówi, żeby zwracać uwagę na przesłanki, które mogą o tym świadczyć, np. widząc zataczającego się rowerzystę nie zakładam, że wyciągnie rękę sygnalizując skręt.

0
Saalin napisał(a):
UglyMan napisał(a):

Dlatego na drodze panuje tak zwana zasada ograniczonego zaufania. Zakładanie, że ktoś coś zrobi, bo tak jest w przepisach czy nawet rozsądek podpowiada jest zgubne, czy to na drodze, czy w życiu (przestrzeganie przepisów, zaszczepienie się przeciwko chorobie itp itd ).

Miejcie Wy litość. Przecież nawet ustawa, we wspomnianym artykule (tj. zasada ograniczonego zaufania) mówi coś zupełnie przeciwnego.

Art. 4. Uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze mają prawo liczyć,
że inni uczestnicy tego ruchu przestrzegają przepisów ruchu drogowego
, chyba że
okoliczności wskazują na możliwość odmiennego ich zachowania.

Źródło https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU19970980602/U/D19970602Lj.pdf

Zasada ograniczonego zaufania nie mówi, żeby zakładać na każdym rogu, że wszyscy działają niezgodnie z prawem. Mówi, żeby zwracać uwagę na przesłanki, które mogą o tym świadczyć, np. widząc zataczającego się rowerzystę nie zakładam, że wyciągnie rękę sygnalizując skręt.

Super, jeszcze nie wiedziałem, żeby jakaś ustawa kogoś zatrzymała przed przejściem dla pieszych.

2
UglyMan napisał(a):

Super, jeszcze nie wiedziałem, żeby jakaś ustawa kogoś zatrzymała przed przejściem dla pieszych.

Mówisz wprost o przepisie (zasada ograniczonego zaufania) zakłamując jego istotny sens. Wiem, że fajnie jest sobie wybierać to co akurat pasuje do narracji - raz ustawa, raz zdrowy rozsądek. I od razu mówię, że to nie zdrowy rozsądek rządzi w kraju.

2

Zakładanie, że ktoś coś zrobi, bo tak jest w przepisach czy nawet rozsądek podpowiada jest zgubne

Niby tak, ale z drugiej strony jednak można domniemywać, że kierowcy będą się zachowywać zgodnie z przepisami. Bo inaczej to na każdym skrzyżowaniu gdzie niby mam pierwszeństwo powinienem się zatrzymać, zielone światło to tylko sugestia, ale i tak lepiej zwolnić itp.
P.S. Widze, że @Saalin był szybszy ;)

0
cerrato napisał(a):

Zakładanie, że ktoś coś zrobi, bo tak jest w przepisach czy nawet rozsądek podpowiada jest zgubne

Niby tak, ale z drugiej strony jednak można domniemywać, że kierowcy będą się zachowywać zgodnie z przepisami. Bo inaczej to na każdym skrzyżowaniu gdzie niby mam pierwszeństwo powinienem się zatrzymać, zielone światło to tylko sugestia, ale i tak lepiej zwolnić itp.

No ale teraz zaprzeczasz sam sobie. Sam napisałeś, że zwalniasz jak nawet szlabany są otwarte. Czyli boisz się skali - przywalenie pociągu odbierasz jako groźniejsze niż przywalenie np tira. Dodam tylko jeszcze, że prawdopodobieństwo spotkania się z pociągiem na otwartym przejeździe jest pewnie niczym, w stosunku do spotkania śpiącego kierowcy tira na zielonym.

3

@cerrato: Ale na czym właściwie opierasz przekonanie, że nie cała wina jest po twojej stronie? Przecież nie ma przepisów nakazujących zachowanie jakiejś konkretnej prędkości na przejeździe kolejowym. Tym bardziej nie ma przepisów nakazujących "jeździć normalnie w skali cerrato". Wydawało ci się, że on zwolni i się zmieścisz a on nie zwolnił i się nie zmieściłeś :) Ty złamałeś przepisy, gość wykazał się głupotą, ale mandatu za to by nie dostał.

1
UglyMan napisał(a):

No ale teraz zaprzeczasz sam sobie. Sam napisałeś, że zwalniasz jak nawet szlabany są otwarte. Czyli porosty boisz się skali - przywalenie pociągu odbierasz jako groźniejsze niż przywalenie np tira.

Robi tak, bo tak nakazują przepisy :) Jednak ten PoRD to nie taki głupi teraz, co? Ale zasadę ograniczonego zaufania trzeba wymyślać na nowo, bo ustawodawca się pomylił :D

1

Jest wiele tego typu paradoksów. Możesz zatrzymać samochód w nocy na lewym pasie autostrady bez jakichkolwiek świateł i iść sobie na zakupy (o ile jest sklep na autostradzie :P) i jak ktoś w Ciebie wjedzie to jest to jego wina. Tak samo jak wspomniane wyżej włączanie się do ruchu na drogę z pierwszeństwem gdy ktoś inny sygnalizuje skręt a tego nie robi (nigdy nie wiesz, czy po prostu nie chce skręcić w następną uliczkę), czy np. wyprzedzanie na skrzyżowaniu, podwójnej ciągłej gdy Ty włączasz się na tę drogę a nawet gdy wyjeżdżasz z parkingu na drogę jednokierunkową i sprawdzisz tylko czy samochód jedzie z jedynej spodziewanej strony, to ktoś jadący pod prąd nie będzie winnym jeśli w niego wjedziesz. Podobnie możesz się zatrzymać na drodze (może niekoniecznie gwałtownie, ale po prostu, bo np. zacząłeś kichać na skutek alergii) i ktoś kto w Ciebie wjedzie będzie winnym, mimo, że zrobiłeś coś "nielogicznego" z punktu widzenia płynności ruchu.

Oczywiście takich paradoksów jest sporo, im więcej "dziwnych okoliczności" typu "jechał pod prąd ALE do tego 200km/h i z 4 promilami" tym więcej szans, że jakiś sędzia się zlituje i znajdzie jakiś paragraf uznający raczej współwinę (wtedy chociaż zniżek z OC nie stracisz i nie będziesz musiał mu odszkodowania płacić) a przy jakimś darze Bożym winę "logicznie" prawdziwie winnego :)

.andy napisał(a):

To wszystko co tutaj jest napisane, podkreśla tylko, to że bardzo dużo ludzi nie powinno mieć uprawnień, bo przepisy traktują jak chcą.

Miejscowi pewnie wiedzą, że to atrapa a nie tory

Już pomijając, to czy faktycznie tam kiedyś nie przejedzie pociąg, to takie coś oducza tego zabiegu zatrzymywania się. Potem ludzie już nie zatrzymują się na innych. Tak samo jak np. ze strzałką czy przejeżdżaniu na czerwonym w nocy. Co się może stać? :)

A to jest akurat dobre nawiązanie do dyskusji o mandatach. Bardzo analogiczna sytuacja - nawalone znakami, więc w pewnym momencie ludzie je ignorują - bo podobnie jak nieczynne torowisko (które powinno zostać więc zdemontowane lub jakimś znakiem oznaczone "NIECZYNNE") uznają za "nieaktualne" skoro 99/100 osób je ignoruje. Trafi się jeden przyjezdny, który stwierdzi "o torowisko", zwolni i parkowanie w pupie gotowe.

Wracając do pytania z tematu - też zwalniam od jakiegoś czasu przez otwartym przejazdem (przy okazji zdrowsze dla zawieszenia), a niestety włączając się do ruchu musisz wziąć pod uwagę, że samochód w lusterku nagle się teleportuje z prędkością światła :)

Ps. może powoli te paradoksy z prędkością i wymuszeniem pierwszeństwa zaczną się zmieniać: https://www.scigacz.pl/Czy,kierowca,samochodu,ktory,wymusil,pierwszenstwo,na,motocykliscie,zawsze,jest,winny,Sprawa,z,Olesnicy,43366.html

0

Przecież nie ma przepisów nakazujących zachowanie jakiejś konkretnej prędkości na przejeździe kolejowym
[...]
Przepisy w sposób oczywisty naruszyłeś tylko ty.

@piotrpo - a czy widziałeś pierwszy post? Wkleiłem tam fragment z PORD odnośnie zachowania na przejeździe.

Ponieważ sam tym przejazdem przejeżdżałem kilka minut wcześniej, więc wiem jaka jest tam widoczność i do ilu trzeba wyhamować, żeby zobaczyć, czy nic nie jedzie.
Skoro przepis mówi wyraźnie, że:

  1. trzeba się upewnić, czy na torach nie ma pociągu. i nie ma tam kontratypu że jak szlaban w górze to jedziemy i nie patrzymy
  2. trzeba mieć taką prędkość, żeby w razie czego móc się zatrzymać jeśli jednak pociąg się pojawi na torach.

Koleś zapieprzając kilkadziesiąt kmph złamał oba przepisy: po pierwsze to nie miał szansy sprawdzenia, czy przejazd naprawdę jest wolny, a po drugie - jakby pojawił się pociąg to jedynie mógł wcisnąć gaz do podłogi i się modlić, żeby zdążył przed nim przelecieć. Skoro się we mnie prawie wbił, a ja byłem kilkadziesiąt metrów za przejazdem, to jakim cudem miałby wyhamować przed ewentualnym pociągiem?

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1