Jak w temacie. Może spotkaliście na swojej drodze osobę, która Was mentorowała? Jak wyczuliście samodzielnie czego się uczyć żeby zwiększyć swoje szanse na rynku pracy?
Chyba jak przestałem uczyć się od kolegów w pracy, a zacząłem od faktycznych fachowców z branży.
Moim zdaniem dlatego był to przełom, bo koledzy w pracy zawsze dawali rady przez pryzmat aktualnego projektu (i jeśli projekt był wypaczony, to ich rady również). Natomiast fachowcy z branży zawsze mówili o ogólnopanujących zasadach.
Dla przykładu: jeśli aplikacja miała wadę projektową od której teraz nie dało się już odejść, to koledzy z pracy przedstawiali sposób na obejście tej wady projektowej jako "coś dobrego", "coś co trzeba robić". Natomiast fachowcy z branży nie mieli oporów żeby nazwać wadę projektową po imieniu - dawać znać że tak nie powinno być.
Dla mnie było to kluczowe, bo często lądując w jakimś projekcie który ma wady jesteśmy zmuszeni je tolerować i pracować z nimi. Możemy przez to wpaść w fałszywe przekonanie że skoro to co robimy "jest dobre", to te wady projektowe też są dobre, w pewnym momencie możemy nawet zacząć ich bronić. Istotny dla mnie był moment kiedy przestałem tak na to patrzeć i zrozumiałem że wada projektowa nadal jest wadą, a aktywności które wykonywałem dookola tej wady w istocie wcale nie są dobre. Że jestem zmuszony robić nieodpowiednią rzecz, ale przez kształt projektu nie da się w zasadzie robić tej dobrej, niestety. Pomocny był tutaj kontekst fachowców z branży którzy nazywali wady po imieniu i pokazywali jak można było do nich nie dopuścić, czasem nawet jak ją naprawić. Tylko często naprawienie jej wymagałoby przekonania innych członków zespołów; tych którzy nadal są w przekonaniu że te wady (z którymi już nauczyli się pracować) lepiej zostawić.
W moim przypadku to było jak zaczynałem swoją przygodę w zawodzie jako programista, gdy po pół roku pracy pojechałem na pierwszą konferencję programistyczną gdzie spotkałem innych programistów. Wtedy zobaczyłem, że nie jestem sam na tym świecie i jest masa innych ludzi takich jak ja. Móc porozmawiać z kimś o programowaniu to było dla mnie coś wielkiego. Dzięki temu byłem bardziej zmotywowany do pracy i rozwoju.
Dostałem się do amerykańskiego startupu i zobaczyłem jak naprawdę robi sie software...
Dostałem pierwszą pracę, w której spotkałem człowieka, który miał ekstremalnie wyrąbane na wszystko, i (podobno) zarabiał najwięcej (outsourcing). Nauczyło mnie to, że zamiast uczyć się programowania, trzeba uczyć się sprzedawania siebie, ewentualnie umieć się okopać w swojej domenie, tak żeby być nie do ruszenia.
Chungu napisał(a):
Jak w temacie.
Wyszedł iPhone 3GS, w firmie klient wyraził mocne życzenie na apkę a wszyscy inni dostawali oczopląsu na widok metod w klamerkach i ręcznego zarządzania pamięcią. Nie było odwrotu.
Takich grubych momentów było kilka, ale najważniejszy to chyba jak odszedłem z pierwszej firmy w której pracowałem jako programista przez kilka ładnych lat - i zostałem konsultantem do spraw wewnętrznego clouda opartego na WebLogicach. Przez dwa lata przeczytałem pewnie z ponad sto repozytoriów, zobaczyłem z kilkadziesiąt różnych projektów i zrozumiałem, że:
- dobre narzędzia to takie, które minimalizują ryzyko błędu
- zespół jest tak dobry, jak dobry jest jego lider/menadżer/ktokolwiek decyzyjny
- słabe standardy są lepsze niż brak standardów
- w końcu przyzwyczaiłem się do codziennych rozmów po angielsku
W rezultacie po tych dwóch latach całkowicie inaczej myślałem o pracy programisty - co się przeniosło na dalszy jej przebieg.
Niestety nie było żadnego takiego
Raczej inne rzeczy w życiu były przełomowe. Co do kariery to nie było niczego wielkiego. Można powiedzieć, że w tym roku trochę się zmieniłem. Wcześniej studia i potem szukanie lepiej płatnej pracy aż nastał moment co dalej.
Skoro nastała stabilizacja to rozkminiłem czego bym chciał spróbować w kwestii kariery i to mi dało kopa napędowego. W sumie regularnie od początku roku codziennie (z wyjątkiem wakacji, świąt i zapierdolu w pracy) coś programuję, albo się uczę. No i nawet mi sie to podoba.
U mnie też ten najważniejszy to zmiana pierwszej pracy.
- zmiana pensji z 3500 UoP netto na 10000 netto B2B (ale miałem mały zus to wyszedłem na swoje)
- Projekt między narodowy więc trzeba było po angielsku
- Praca z doświadczonymi ludźmi (+ 10 lat exp)
- Pierwsze microserwisy
- Pierwsze doświadczenie w SCRUMie
- 100% remote
I pewnie sporo mógłbym jeszcze wymienić.
Ale ta praca otworzyła mi drzwi do kolejnych a nie było mi łatwo bo się 'przebranżowiłem'.
Jak poznałem Jarka (nie tego, o którym myślicie). Jarek nie był zbyt sympatyczny, poznałem go w mojej pierwszej "pracy" (płatne praktyki w banku). Nauczył mnie rozmowy z biznesami, jak wyceniać/estymować robotę i najważniejsze - jak wydawać kasę z budżetu działowego, żeby było dobrze. Na początku nie bardzo to do mnie przemawiało, ale przez te lata zawsze słowa Jarka się sprawdzały. Z Jarkiem zawsze pod koniec roku fiskalnego wydawalimy hajs (czasami na głupoty, ale nauczyłem się zasady use it ot loose it), robiliśmy kontrolowane awarie (żeby klienci nie domagali się SLA na poziomie pięciu dziewiątek) itd. Jakby nie był bucem, to może bym z nim do tej pory kontakt utrzymywał ;)
Jak się wyprowadziłem z kraju i zacząłem mieć wpływ na moją pracę, a nie małpienie, a do tego zacząłem pracować 4h dziennie przy płacy za pełen etat :)
Były trzy, nie wiem który najbardziej przełomowy:
- Przejście na remote ~2014
- Pierwsza pensja 10k+
- Wypalenie zawodowe
Gdy przyszedłem do IT i przekonałem się, że devy starsze stażem/doświadczeniem też wszystkiego nie wiedzą.
Odkryłem wątek Ile zarabiacie? i zacząłem rzucać kwotami wydawać by się mogło z czapy po czym okazało się, że wcale tak nie jest jak to niektórzy twierdzą.
U mnie ten moment dopiero nadejdzie gdy odloze odpowiednio duzo pieniazkow albo przejde na emeryture.
zdecydowanie praca w srodowisku anglojezycznym
- Pierwsze 7k na rękę
- Praca jako remote dev i całkowicie nowy projekt w nowych technologiach z devopsowaniem (dobre nawyki, techniki, znajomości najnowszych technologii, zarządzanie projektem i komunikacja stricte po ang)
- Projekt R&D z 2000 roku (same bashe, shelle, skomplikowane releasy i obrazy dockerowe, konfiguracje, bugi debugowane 2 tygodnie, bezframeworkowa obsługa)
- Pierwsze 20k na rękę
Zarobkowo nie mam potrzeby się już rozwijać, ale chciałbym jeszcze zachaczyć o kilka ciekawych projektów totalnie niezwiązanych z tym co wcześniej robiłem, chciałbym też zmienić język, a może i cały ekosystem w przyszłości.
Przelew na 60k w jednym miesiącu
Rozpoczęcie studiów informatycznych. Bez tego nie byłbym tam gdzie jestem.
Poza tym każda zmiana pracy była dużym boostem, zawsze były to zmiany na dużą korzyść.
kelog napisał(a):
Dostałem pierwszą pracę
To jeszcze jeden. Pierwsza zmiana pracy. Moment, w którym usłyszałem od szefa sory, ale nikt ci nie da 8k z twoim doświadczeniem
po czym jego mina, gdy składałem wypowiedzenie, biorąc ofertę za 12k bliżej domu i z ładniejszym biurem. Nauczyło mnie to, że wszyscy kłamią (lub też kreatywnie podchodzą do faktów, czyli też kłamią) i trzeba nauczyć się z tym żyć, żeby nie zwariować.
Odnośnie pytania o to skąd wiedziałem, jakich uczyć się technologii. Zawsze uczyłem się tego co było dla mnie ciekawe, a nie tego co było potrzebne na rynku pracy. Wynikało to z tego, że programuję od dziecka, studia przeszedłem na luzie i pierwszą pracę też dostałem z łatwością i jakoś się to toczyło. Miało to dobre i złe strony, Dobry skutek był taki, że dzięki temu w pewnym momencie zacząłem aktywnie rozwijać oprogramowanie na swój użytek, dzięki czemu lepiej zrozumiałem perspektywę klienta i stałem się o wiele bardziej proaktywny. Słaba strona była taka, że w pewnym momencie myślałem, że wypadłem z rynku, przez takie zaniedbanie. Jednak ostatecznie okazało się, że jeden z moich ulubionych języków jest obecnie bardzo wygodną niszą, w której nie ma komu robić, bo kto w dzisiejszych czasach programuje w perlu? Wygląda na to, że ten kierunek ma perspektywy. ;)
Inny ważny przełom nastąpił, kiedy przestałem inwestować wszystko w siebie, a bardziej odkładać i interesować się finansami, inwestowaniem, itp. Od tej pory mam w oczach detektor wartości i bullshitu. Za bullshit mi nie placą (nawet jeśli tak myślą, to wystarczy, że wartość będzie się zgadzać) i to jest bardzo optymistyczne. Poza tym mam szersze spojrzenie na rynek, na branżę.
Też pewnego rodzaju przełomem było zrozumienie, że w zasadzie całe programowanie sprowadza się do problemu: skąd wziąć dane, jak je przetworzyć i gdzie podstawić. Analogicznie, debugowanie sprowadza się do sprawdzenia stanu w danym węźle. Może nie brzmi to bardzo odkrywczo, ale od tamtego czasu moja praca stała się bardzo przewidywalna i to bardzo lubię. :)
No jak to jaki? Rejestracja na forum 4p Wygrywam jakąś nagrodę?
Moment, w którym jeden kumpel, który miał sporo szczęścia i od zera rozkręcił firmę programistyczną zatrudniając około 20 osób dla tłustego zagranicznego klienta,poszedł do szpitala na tydzień na jakiś "prosty zabieg" i już nie wrócił z tego szpitala.
Nauczyło mnie to oczywistej oczywistości - z naszymi życiowymi decyzjami i tak jesteśmy niczym kulka wrzucona do automatu pachinko, i większość rzeczy w naszym życiu jest bardzo losowa. Dlatego co do kariery - nie ma sensu zazdrościć inny czegokolwiek, zbytnio się "napinać", robić jakąś karierę wbrew sobie, szamotać się. Najlepiej nauczyć się ciągnąć satysfakcję z małych rzeczy.
Jak rzuciłem pierwszą pracę, w której się czułem stabilnie i pewnie, ale gównianie mi płacili. Poszedłem w ciemno, po prostu znalazłem sobie firmę i wysłałem tam CV, do obcych ludzi, do zespołu obcojęzycznego, nie wiedząc co będę robił
To dało mi ogromnego kopa i kolejne zmiany wydarzały się już znacznie szybciej za każdym razem oznaczając ogromną podwyżkę oraz możliwość poznania nowych technologii, problemów, metodologii
Natomiast nigdy potem nie byłem już tak zadowolony z tego co robię i tutaj zmierzam do tego, że czekam na kolejny przełom. Niestety moja kariera się po prostu "wydarzyła" i brak było jakiegokolwiek planowania - jestem seniorem bo jestem ale dopiero zaczynam odkrywać co chcę robić dalej. Obym zdążył przed wypaleniem zawodowym, które zresztą też po drodze mnie dopadło
Przestalem pracowac dla polskich firm. Januszerka, wyscig szczurow, murzynownia, brak szacunku do pracownika, chamstwo i brak kultury. Podkladanie świni, rozliczanie pracy co do kwadrans, brak kwalifikacji u przelozonych skutkujacy brakiem testow i brakiem czasu na ich pisanie. Brak działów QA, cala odpowiedzialność spoczywajaca na programiście. Klejenie kodu na ślinę/doktoraty z ifologii.
Gdy zaczalem robic dla firmy ze stanow, na rozmowie kwalifikacyjnej dostałem nawet 3k wiecej niz prosiłem. Firmy z innych krajow takich jak niemcy, uk, nawet litwa zawsze lepiej podchodziły do mojej wiedzy i doświadczenia.
Przełomowy moment w mojej karierze, to jak wyjebałem bazę z systemem księgowym, a backup był uszkodzony.
Taki ostatni to rok temu w październiku wysłałem CV i po jednym dniu nie było odzewu. Pomyślałem odezwą się następnego dnia, tak przecież zawsze było. A tu świstak. Później próbowałem zejść ze stawki, ale szybko się opamiętałem. Minął ponad rok i nadal szukam, ale już bez spiny.
Inne to:
Odkrycie że rynek pracy nie potrzebuje programistów od turbo Pascal
Odkrycie wzorców projektowych i że już niektóre bezrefleksyjnie stosuje
Książka Czysty kod
Odkrycie że to co robimy dzisiaj za rok zrobilibyśmy inaczej, lepiej mądrzej
Noi pewnie kilka błędów przez które najadłem się stresu, ale też zdobyłem dzięki temu cenne doświadczenie
kelog napisał(a):
Dostałem pierwszą pracę, w której spotkałem człowieka, który miał ekstremalnie wyrąbane na wszystko, i (podobno) zarabiał najwięcej (outsourcing). Nauczyło mnie to, że zamiast uczyć się programowania, trzeba uczyć się sprzedawania siebie, ewentualnie umieć się okopać w swojej domenie, tak żeby być nie do ruszenia.
Brzmi jak ja xD
A wracając do tematu. Przełomem było zrozumienie ze zarabianie w it nie jest jakkolwiek mierzalne realnymi umiejętnościami. Wystarczy sprawiać dobre pozory i dowozić na czas - Cała magia.
Gdy zobaczyłem ofertę 40k na Scrum Mastera i uwierzyłem, że i tak biorę za mało $$ od mojego pracodawcy.