Cześć.
Jak było u was jak zaczynaliście pracę jako junior developer? Trafialiście od razu do utrzymywania brudnej roboty i dopisywania setnego "if" w "if", bo przecież junior to junior czy mieliście okazję naprawdę pracować w ciekawych projektach i rzeczywiście sporo się uczyć zanim awansowaliście na mid?
Zastanawia mnie bo nie wiem czy naprawdę mam pecha w pracy, czy juniorów traktuje się po prostu jako takie osoby od gaszenia pożaru?
Do pierwszej roboty poszedłem na studiach.
Główny dev powiedział do mnie "jeszcze pożałujesz że tu pracujesz " co trochę mnie zdziwiło. Jak się potem okazało najwięcej nauczyłem się jak w ramach stażu kazali mi wymyślić samemu jakieś WebAPI.
Rzucili mnie po tym do głównego projektu - typowe spaghetti:
- wrzucanie na master kodu który się nie kompiluje
- kategoryczny zakaz jakichkolwiek testów,
- brak jakiegokolwiek CI/CD + setki konfliktów i zamieszanie w zespole
- totalny brak frameworków, pisanie jakiś dziwacznych pseudo raw-sql rodem z najgorszych wykładów studenckich
Można by tak wymieniać jeszcze dziesiątki linijek koszmarów, generalnie wracałem zażenowany i zapłakany z podejściem "ciesz się że masz pracę" i uczyłem się po godzinach, bo firma cofała mnie w rozwoju.
W nowym miejscu pracy aplikacje są profesjonalnie prowadzone: testy, dokumentacja, architektura wszystko dopięte na ostatni guzik.
Miałem sporo tasków, nauczyłem się naprawdę dużo i robiłem super postępy.
Po jakimś czasie jednak wiadomość z dnia na dzień, że mam się zajmować utrzymaniówką jakiś starych gruchotów, gdzie nikt nie ma pojęcia tak naprawdę jak to działa, więc wróciły koszmary z poprzedniej firmy. Zszokowała mnie ta decyzja, bo nie ustępuję w niczym innym juniorom w zespole i mam mega zapał do nauki. Niby rozumiem, że ktoś musi utrzymać stare próchno i zajrzeć do tego, z drugiej nie rozumiem czemu tak losowo niczym rzut kostką padło tylko na jedną osobę zamiast pokazać temat kilku juniorom żeby ogarniali co się dzieje w firmie. Przynajmniej każdy miałby równo wydzielone zadania, a nie że jedna osoba sprząta śmietnik, a reszta się bawi w najlepsze w najnowszych frameworkach. Średnio to znoszę psychicznie, bo mam wrażenie że znowu wróciłem do stanu z poprzedniego januszexu, gdzie po 8 godzinach rycia mózgu muszę uczyć się na własną rękę i siedzieć po nocach, podczas gdy inni robią kolosalne postępy przy projektach. Zdecydowanie wolałbym mieć życie prywatne niż przez jakieś dziwne zarządzanie w firmie siedzieć po nocach nad kodem, którego powinienem nauczyć się w pracy.
A jak było u was? Czy naprawdę zakuwaliście po nocach jako juniorzy i zanim znaleźliście normalną pracę to trafialiście od januszexu do januszexu?