tl:dr firma naciska, żeby mieć Cię na już. Czy to redflag i można trafić do burdelu? (W przenośni ofc)
Ostatnio miałem taką rekrutacje. Jest sobie spoko oferta. Gadam z rekruterem i wszystko git. Pieniądze to nie kokosy, ale projekt ciekawy, więc przymknąłem oko. W dodatku BRAK SCRUMA więc no poważne argumenty. Najdziwniejsze było to, że firma strasznie chciała mieć mnie na już. Powiedziałem, że mam miesięczny okres wypowiedzenia, ale będę dostępny dopiero za 2 miesiące, bo chce wszystko sobie na spokojnie podomykac w poprzedniej firmie, bo jestem najdłuższym stażem w projekcie i mógłbym jakos swoją wiedzę przekazać a urlopu mi zostało z 20 dni, więc pracowalbym tylko około 2 tygodnie.
No i to się bardzo nie spodobało, wchodzi w grę tylko opcja kiedy od razu składam wypowiedzenie, szybko jest robiona rekrutacja itd, bo już sporo osób na raz zostało zatrudnionych. No ja wprost mówiłem że najpierw podpisanie umowy a potem wypowiedzenie. No i lipa wyszła.
No i tak się zastanawialem czy jest sens w ogóle zatrudniać się w takim miejscu. To tylko 2 miesiące czekania a nie 3-6 miesięcy czy coś. Czy to nie pokazuje, że firma ma zapierdol i jest nieogarnięta? No, albo sporo osób się pozwalniało z różnych przyczyn i teraz na siłę jest ktoś szukany?
Bralibyście coś takiego? Pensja zwykła, nie jakaś wybitna.