Przypełzł do nas nowy manadżeżyna (pogania zespołem ~70 osób), taki fifarafa, mam największego kutasa na sali itp. - takich nie lubię najbardziej (już kiedyś miałem takiego pecha, zwolniłem się).
Wkurza mnie swoim ego i swoją obecnością. Przeżyłbym, po prostu robię swoje i nie wchodzę mu w jego menedżerską drogę.
Ale zaczął mi robić wycieczki osobiste, tzn. w ciągu miesiąca dwukrotnie skomentował moje życie prywatne co w profesjonalnej organizacji nie powinno mieć miejsca.
Zagotowało się we mnie, ale w obu przypadkach zacisnąłem zęby i zachowałem spokój. Praca jest dla mnie ważna (dziecko, drugie w drodze, jedyny żywiciel rodziny, planuję kupić dom, takie tak wiecie, "senior progrmista" stuff), dlatego nie mogę chlapnąć mu kawą w ryło, rzucić szmatą i wyjść.
Mam ochotę mu prywatnie powiedzieć że nie życzę sobie tego typu wycieczek i dopiero się zwolnić.
JEDNAK! Jest problem - w tak hierarchicznej strukturze, ten człowiek potencjalnie ma wpływ na moją przyszłość, a ja na jego nie mam. Tzn.:
- kiedyś w przyszłości jakiś manager gdzie akurat będę chciał się zarekrutować akurat będzie znał tego mojego i zapyta "a ten XY to spoko jest"? i dostanie odpowiedź "nie, bo robił mi problemy, chciałem go wycisnąć jak cytrynę, a on się rzucał"
(w drugą stronę to nie działa bo:) - kiedyś jak ten mój manager będzie zmieniał firmę to w jego nowej firmie jakiś CEO zapyta innego CEO czy ten manager jest spoko - i nie dowie się ode mnie że to dupek, bo ja jestem 2 poziomy za nisko
W sumie to chciałem wylać moje przemyślenia na was :)