Jeżeli podchodzi się do paru rekrutacji jednocześnie, czasem jest problem, że już masz parę ofert ale nie wiesz czy inne firmy mają powolne procesy, czy Cię po prostu odrzucili i zlali.
Zauważyłem, że czasem nawet kiedy się dopytujesz, to Cię zlewają. Za to na zdanie "macie tydzień na wykasowanie danych osobowych" - 100% odzewu, najczęściej na drugi dzień. To by nawet nie było śmieszne gdyby nie to, że HR-ki zawsze wymyślają jakąś fajną ściemę, czemu to nie dały feedbacku.
"Ma Pan ciekawe doświadczenie i dużą wiedzę, ale zdecydowaliśmy się na wybranie innego kandydata".
Po 2-3 miesiącach wchodzę na spis pracowników na LinkedIn, a tam.. nikogo nowego nie ma :D
Godzinę po rozmowie technicznej dzwoni do mnie rekruterka i mówi, że Pan X powiedział, że źle się do niego zwracałem, źle mu się ze mną rozmawiało i że mam problem z umiejętnościami miękkimi do tego sporządził jakąś notatkę na ten temat - byłem w szoku :D, RODO do wycofania, a firma od razu na czarną liste.
ja byłem na rekrutacji do pracy zdalnej gdzie miałem 4 rozmowy przez hangout. PIerwsza była prowadzona przez CTO (chyba). Pierwsze pytanie: jakim zwierzęciem się czuję czy chciałbym być... Coś w tym stylu. Później pytania ala jakbym miał do wyboru milion dolarów dzisiaj albo 10 tysięcy co miesiąc przez X lat to co bym wybrał itp. Tak z pół h. Później były pytania techniczne i to spoko. Na ostatnie 15 min było live coding zadania na ok 1h :) więc oczywiście nie zrobiłem.
Druga rozmowa z kolesiem, który jest devopsem. Popytał o clean code, kubernetesa, CI/CD itp. Nawet spoko.
3 rozmowa - z kolesiem z Data Science. Jakieś pytania podstawowe ze struktur danych itp.
4 rozmowa - podzielona na 3 mniejsze. Wszystko w 2h. Pierwsze godzina to rozmowa ponownie z kolesiem z 1 rozmowy. Pierwsze pytanie: jakbym miał się jutro urodzić z jakąś supermocą, to co by to było i dlaczego? Później pytania w stylu: ojciec ma 4 córki: chichi, chiachia, chuchu, cheche. Jak nazywa się jego 5 córka? Później kilka pytań technicznych. Następnie rozmowa z kolesiem, który nawet nie wiem kim on tam jest :P i na końcu wzdzwonił się CEO, który mnie poprosił bym się przedstawił mu (w zamyśle- zareklamował).
Najbardziej mnie rozbiły pytania w stylu "farmer had 16 goats, all died but 9. How many goats does he have now?". Było więcej "testów" osobowości niż pytań technicznych czy związanych z moją pracą.
Julian_ napisał(a):
Rekrutacja na analityka danych:
Pierwszy etap rozmowa telefoniczna z HRką.
Na drugi etap przyjechałem do firmy i dostałem test z programowania w C oraz schematów elektrycznych. :O
Następnie lider powiedział, że zostałem zakwalifikowany na rekrutację na stanowisko inżyniera testów automatycznych w pajtongu, bo HRka w rozmowie tel. wynotowała, że umiem C++ i pajtonga. :O To dlatego, że jak zapytała mnie o c++ to zażartowałem, że ostatnim razem robiłem w tym coś w liceum hehe.
Powiedziałem, że to jakaś pomyłka ej no mi chodziło o stanowisko analityka danych i że c++ nie umiem, a pajtonga nie pamiętam. Oni na to, że to nic, bo szukają osoby co umie i programować i analitykować. Nie wiem co do pajtongowania testow automatycznych ma analitykowanie, ale dobra.
Zaczęli sprawdzać mój test, z niezadowoleniemno z tego C to słabo
. Potem przepytali z teoretycznych podstaw inżynierii programowania, tu się wyłożyłem jak cienki Bolek.nie wiem, nigdy w życiu mi to nie było potrzebne, hehe
mówiłem.
Następnie dali proste zadanko do nakodzenie na kartce... Dla uproszczenia załóżmy, że było to "policz pierwiastek wzrostu klienta". Spierdzieliłem to zadanie, dopiero jak wyszedłem przyszło mi do głowy proste rozwiązanie, ale w stresie wyszedłem na debila. Dziwię się tylko, że przyczepili się struktury rozwiązania, a wyglądała ona tak:def foo(height) return sqrt(height)
lider:
Ale funkcja nie wypisuje wartości na ekran
No to dopisałem:def printFoo(foo) print(foo())
def runAndPrintFoo(height) ... nie pamietam, jakiś syf tu napisałem, ale rozumiecie zamysł
lider:
A czemu nie ma walidacji argumentów? Co jak ktoś poda ujemną wartość?
ja:No to wyrzuci wyjątek
lider:A czemu wyjątek nie jest obsłużony?
ja:Nie musi być, to jest RuntimeException
lider:I aplikacja przetsanie działać...
(no przecież wzrost nie może być ujemny poza tym jak mam obsłużyć taki wyjątek? WyrzuciłbymUnsuportedOperationException()
i coś lognął)
OK to dopisuję tak o:def validateFooArgs(height) return heigth > 0
def validateFooAndRun(height) if ( !validateFooArgs(height) throw exception else return foo(height)
nie dali skończyć
lider:A czemu to nie jest w 1 funkcji?
ja:A bo ja tak piszę bo javowemu, factory, buildery, lasery, hehe...
lider:hehe
przyjęli mnie. xD
- HR umawia sie na konkretny termin i godzine. Do tej pory nie dostalem telefonu :D
- HR informuje ze firma jest super zainteresowana ze juz ogarnia spotkanie itp. Do tej pory nie mam informacji a minelo juz pare msc ^^
Jakis czas temu....
Firma XYZ, techniczna rozmowa rekrutacyjna w siedzibie firmy + spotkanie z pania z HR, w ktorej na wstepie jest mowa, ze drugi etap rozmowy odbedziemy juz z szefostwem wyzej online.
Po 2 tygodniach feedback ze zapraszamy na kolejna rozmowe techniczna na miejsce, bo chcemy sprawdzic panskie umiejetnosci. Mowie ze nie bardzo mi sie chce jechac drugi raz do innego miasta, skoro mialem juz rozmowe techniczna, w ktorej mieliscie szanse zapytac mnie panstwo o dosl. wszystko, dla mnie oznacza to koszty (ktorych nie pokrywali) plus koniecznosc wziecia urlopu na caly dzien. W dodatku zostalem poinformowany przez panstwa o innym przebiegu procesu rekrutacji, wiec rozumiem, ze podczas pierwszej rozmowy nie byliscie panstwo w stanie zweryfikowac moich umiejetnosci, czyli wyslaliscie nieprzygotowana osobe do tego zadania. Pytam czy mozemy te rozmowe odbyc np. na skype, przez teamviewera etc - nie ma takiej mozliwosci - wiec podziekowalem za udzial w rekrutacji, nieco wkurzony ze zmarnowalem tylko swoj czas.
Po jakims czasie pani z HR odzywa sie jak gdyby nigdy nic, ze chcieliby ze mna preprowadzic rozmowe przez skype....
Zadanie na platformie rekrutacyjnej (można pisać u siebie w IDE i wysłać zmiany za pomocą gita). Zrobiłem wszystkie najważniejsze rzeczy, ale kod jest jeszcze nieogarnięty i zasyfiony. Chciałem sprawdzić, czy u nich też działa: commit, push, projekt zbudowany, testy zielone.
Jako że to był tylko testowy push, robię git reset --soft HEAD^
(to był błąd) i zaczynam sprzątać. Dodałem jeszcze jeden przypadek testowy. Jakieś 5 min przed końcem czasu robię commit i git push -f
. Dostaję błąd:
error: failed to push some refs to ...
hint: Updates were rejected because the tip of your current branch is behind blabla
Force push zablokowany...
Panika. Robię tymczasowy branch, przywracam mastera ze zdalnego repo. Na rebase wywala mi konflikty, nie mam na to czasu (a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało), zaczynam szybko szukać w Google "innego sposobu". Po chwili czas minął.
Epic fail :/
//myślę, że jednak zdążyłbym rozwiązać te konflikty
Ciekawa sytuacja :)
Aplikuje na stanowisko A w malej firmie. Podczas rozmowy i pytan odnosnie stanowiska okazuje sie ze A to jednak B, C, D... i tak dalej w glab alfabetu. Odnosnie zakresu obowiazkow zalezy jaka rola jest na konkretna chwile potrzebna i kogo potrzebuje manager x) Firma to pewien poznanski startup (JanuszSoft)
Dwa rzay zdazyło się tak, że nie byłem poinformowany, że wyślą zadanie na majla.
Rozmowa o projekcie, [CIACH!] - skontaktujemy się - ja czekam na telefon imogę tak sobie czekać do końca świata. W jednym przypadku ktoś się ogarnął za pięc dwunasta i spytał przez telefon czy test rozwiąze (w ostatnim dniu ważności linka z zadaniem), w drugim zorientowałem się po terminie,
Wystarczyło by powiedzieć, że na majlu będzie test - czy proszę czekac na majla, cokolwiek bo z wstepnej rozmowy telefonicznej nie wynikało, że będzie zadanko do zrobienia przed zaproszeniem na rozmowę.
Jakiś czas temu zaproszono mnie do rekrutacji w renomowanej europejskiej firmie (chełpiącej się, że przyjmuje tylko 1% kandydatów). Gadka-szmatka bardzo przyjemna, rzeczowe i elokwentne odpowiedzi na wszystkie moje pytanie, więc podkolorowałem swoje paski postępu, gwiazdki i brzdęczki na cefałce, ucałowałem stópkę Jezuska i posłałem.
Elegancko rozpisali mi harmonogram mojej rekrutacji - najsampierw czeka mnie, dowiedziałem się, "z jeden lub dwa" zestaw testów logicznych.
"Zestaw testów logicznych" okazał się być zbiorem zadań na pięć godzin. (Do robienia po kawałku, ale łączny czas sumował się do pięciu godzin).
I nie były to nawet jakieś testy sprawdzające w fabularnym przebraniu wiedzę algorytmiczną (typu: "a, czyli to tak naprawdę graf albo kolejka"). Same puzzle i zagadki. Rekrutacja, dodajmy, w mojej ścieżce specjalizacji, czyli aplikacje mobilne. Wytrzymałem godzinę, bo uświadomiłem sobie, że wolałbym wymoczyć jaja w wybielaczu, niż narąbać jeszcze cztery razy więcej łamigłówek.
Nie widzę nic złego w przyprawieniu rozmów wstępnych pewną dozą tego typu pytań, ale... nie w takiej proporcji - nie dla osób z długim i udokumentowanym doświadczeniem - nie przed etapem jakiejkolwiek weryfikacji rzeczywiście technicznej - nie jako test wyboru online, gdzie rekruter nie ma żadnego wglądu w tok myślenia kandydata. Dodajmy, że apki stworzone przez firmę to żadna fizyka kwantowa: trochę fitnessowych itp.
Modę na podejście w stylu "robimy kandydatom test do Mensy" wylansowali chyba kiedyś zawodnicy wagi superciężkiej (Microsoft, Google). Chociaż podobno dali już sobie spokój z wypytywaniem o liczbę piłeczek pingpongowych, jakie zmieszczą się w boeingu itp. bzdury. Ale mleko się najwyraźniej rozlało.
Ciekaw jestem niepomiernie, czy są np. renomowane kancelarie, które przy zatrudnianiu prawników urządzają im turniej szachowy, bo "adwokat powinien mieć zmysł strategiczny" :)
Albo czy banki bądź fundusze powiernicze egzaminują ekspertów od analizy rynków finansowych (którzy też powinni umieć myśleć abstrakcyjnie) zagadkami z gatunku "wyspa niebieskookich".
Czasem trzeba spojrzeć na tę kwestię w szerszej perspektywie, żeby sobie uświadomić, jak bardzo to nasze IT potrafi być zinfantylizowane.
V-2 coś mi przypomniałeś.
Przez 3 lata zajmowałem się modelami XYZ, część tej wiedzy była niełatwo dostępna, a już na pewno do dziś nie ma kursu internetowego, który by o tym mówił. Takie modele robiliśmy po kilka miesięcy.
W rekrutacji na dejta sajentista wysłali mi zadanie do domu by zrobić właśnie model XYZ.
Zapytałem o wynagrodzenie i wtedy rekrutujący napisał mi opiernicz na całą stronę A4 co ja sobie wyobrażam.
Gdzieś w październiku szukałem sobie nowej pracy na stanowisko juniorskie/normalne C++, powysyłałem kilka cv i kilkanaście minut po wysłaniu dostałem telefon od jednej firmy z zaproszeniem na rozmowę.
Pierwszy etap rozmowy miał składać się z części miękkiej i technicznej, i trwać około 1.5h. Poinformowano mnie, że w części technicznej będą pytania dotyczące zarówno języka, jak i algorytmiki, więc trochę sobie poprzypominałem jak i poczytałem co ta firma robi. Przybyłem na rozmowę, zasiedliśmy w pokoju i zaczęła się ta cała rozmowa. Rozmowa trwała całe 17 minut(!) zamiast 1.5 h, zapytano mnie co robiłem w poprzedniej firmie i co wiem o nich. Zero technicznych pytań, osoby, z którymi miałem pracować kiwały tylko głową. Na koniec standardowa śpiewka, 2 tyg. na odpowiedź. Jakieś 30 minut po rozmowie dostaje telefon od HR., że zapraszają mnie na kolejny etap, czyli test logiczny i część praktyczna.
Zjawiam się, wchodzę do pokoju gdzie siedzi zespół, z którym potencjalnie miałbym współpracować i pierwsze co mi się rzuca do oczu to zawieszone kalendarze z gołymi kobietami sztuk dwie, niby w porządku no ale u mechanika nie jestem. Cztery osoby, jeden trzyletni senior a reszta juniorzy. Przechodzę do pokoju takiego oddzielonego i dostaję laptopa od HR na którym mam wykonać test logiczny. Chwilę sobie na nim pykam i okazuje się że ten laptop nie jest jakby przeznaczony na potrzeby rekrutacji tylko to jest laptop tej pani z HRu(!). Z laptopem zostałem zostawiony na godzinę sam na sam, wszędzie jest oczywiście pologowana, maile, teamsy i inne wewnętrzne sprawy, wyskakują mi komunikaty, że za x minut ma spotkanie. Dosyć dużo zaufania do kandydatów. Test logiczny standardowy, czy z tego i tego da się zrobić sześcian, a to jakieś kropki niepasujące itp. Następnie część praktyczna, dostałem dostęp tymczasowy na 8h do kodu produkcyjnego(!), trzeba było znaleźć off by one error i jakiś zasób oprawić w RAII, nic wielkiego, chwila roboty. Gotowy kod trzeba było zzipować i wrzucić po ftp na inny serwer, rozpakować i wrzucić w podfolder aby ich 'CI' przemielił. Po zrobieniu i po manualnych testach(bo oczywiście nie było żadnych jednostkowych, kto by znał gtest albo catch czy cokolwiek) powiedzieli, że sprawdzą i dadzą mi znać w ciągu 2 tyg.
Wczoraj dostałem informację, że wszystko w porządku i chętnie podejmą ze mną współprace. Po 6mc... Zasłaniali się dużą ilością pracy. Oczywiście darowałem sobie, tydzień po drugim etapie już miałem pracę gdzie indziej. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałem, ciekawy proces rekrutacji.
@Edit: Nie była to mała firma ale w sumie też nie za duża, trochę ponad 200 osób.
Opiszę moje doświadczenia z obu stron barykady:
Kandydat:
- Rekrutacja na stanowisko mid, dostaję test programistyczny na kartce (fragmenty kodu, które trzeba uzupełnić, lub dopisać co zwróci). Oddaję wypełniony test, na co prowadzący bez patrzenia mówi ze oblałem, bo dałem złe odpowiedzi. Poprosiłem aby przy mnie sprawdził. Okazało się, że wszystko napisałem dobrze, ale dostałem info "że mnie nie przyjmą, bo nie będę pasował do ich teamu i ich poczucia humoru"
- Rozmowa w amerykańskiej (wcześniej szwajcarskiej, a dawniej rosyjskiej) kontraktowni: Pani się mnie pyta ile zarabiałem na poprzednim stanowisku (czyli moim obecnym)
- Dzwoni pani z firmy XYZ z pytanie o moje oczekiwania finansowe na stanowisko ABC. Odpowiedź, że za dużo i jak się coś zmieni to się odezwą. Następnego dnia dzwoni druga pani z firmy XYZ i zaczyna dyskusję. Mówi ze ma taki i taki budżet i że moje oczekiwania są nierealne. Odpowiedziałem jej ze jak najbardziej są realne. Na co dostaję odpowiedz "Pan chyba nie chce zmienić pracy" i rzut słuchawką.
Ogólnie co do koronawirusa, to wiele firm wykorzystuje sytuację od obniżenia pensji lub zrekrutowania ludzi za mniejsze stawki (które jeszcze parę tygodni temu były nie do pomyślenia). Robią to w dość bezczelny sposób, gdyż próbują wywołać niepokój w rozmowie z kandydatami.
Rekrutujący:
- Kandydat na rozmowie oświadcza że nie doczytał ogłoszenia i w sumie to nie jest jego stack technologiczny
- Senior z 10 letnim doświadczeniem i cv długim jak papier toaletowy na rozmowie wykłada się na podstawowych pytaniach w stylu: co oznacza CRUD, SOLID etc
- Pisanie nieprawdy w CV - tuning cv tak mocny że po weryfikacji technicznej okazuje się, że zgadza się tam jedynie imie i nazwisko oraz dane kontaktowe kandydata.
sacharynek napisał(a):
prowadzący bez patrzenia mówi ze oblałem, bo dałem złe odpowiedzi. Poprosiłem aby przy mnie sprawdził. Okazało się, że wszystko napisałem dobrze, ale dostałem info "że mnie nie przyjmą, bo nie będę pasował do ich teamu i ich poczucia humoru"
Czyli może to właśnie była próbka lokalnego poczucia humoru ;)
- Rozmowa w amerykańskiej (wcześniej szwajcarskiej, a dawniej rosyjskiej) kontraktowni: Pani się mnie pyta ile zarabiałem na poprzednim stanowisku (czyli moim obecnym)
Kiedyś (na poziomie mida, ok. 3 lat doświadczenia) przeszedłem w jednej firmie weryfikację techniczną - niezbyt wymagającą - a potem zaprosili mnie już na rozmowę o "konkretnych warunkach współpracy". Moje oczekiwania finansowe, niespecjalnie zresztą wygórowane, zdążyliśmy już wtedy ustalić.
Na finalnej rozmowie obecny był już nie tylko znany mi weryfikator (kulturalny doktor z uczelni), ale też któryś z ich dyrektorów. Był to dyrektor w jakichś łańcuchach i sygnetach, z twarzy przypominający nieco pana Tuco Salamanca (choć wtedy nie mogło mi się nasunąć takie skojarzenie, bo "Breaking Bad" jeszcze chyba nie nakręcono).
Gdybym spotkał go gdzieś poza zawodowym kontekstem, np. na parkingu pod sklepem, spodziewałbym się, że będzie mi próbował sprzedać kradzione perfumy. Ktokolwiek powiedział, że nie należy sądzić książki po okładce, nie był osobą specjalnie spostrzegawczą, bo w praktyce jak na okładce książki jest np. cycocha z mieczem siedząca na pterodaktylu, to w środku najprawdopodobniej nie znajdziemy "Sonetów do Laury". Dyrektor trafił więc w moje odruchowe oczekiwania, z miejsca wszczynając intensywne targowanie się o finanse. I to były takie przepychanki na poziomie paruset złotych. Targował się zażarcie, próbując kusić mnie kompromisami w rodzaju "to umówmy się, że zobaczymy, a jak pan będzie dobrze pracował, to wtedy ja dołożę taką premię", itp. Powiedziałem, że mnie takie ustalenia nie przekonują, a jeśli w ogóle mam zmieniać pracę, to przecież nie po to, żeby zarabiać plus minus tyle samo, co już obecnie, bo nie po to się rozglądam za zmianą.
Dyrektor nabrał sceptycyzmu, potrząsnął głową i wyraził żarliwe przekonanie, że przecież "raczej minus", tzn. on po prostu nie wierzy, abym obecnie plasował się blisko poziomu, o którym rozmawialiśmy. Byłem wówczas młodszy i mniej asertywny niż dziś, ale to już mnie zirytowało i oświadczyłem, że dilu nie dobijemy. W odpowiedzi dyrektor odegrał scenę żalu i rozgoryczenia, bo "po co w takim razie poświęcamy tyle czasu" na rozmowy. Muszę powiedzieć, że opuszczając ich biuro nie byłem nawet zły - raczej osłupiały :)
@Shalom na stronie 10 napisał, że dostał mema w zaproszeniu do rekrutacji.
Ja w sumie też, z tej samej firmy, tylko trochę inny klimat...
Jeszcze przyszły mi do głowy wspomnienia z kilku rekrutacji :
Rekruter
- Kandydat z ponad 5 letnim doświadczeniem wpisał w zainteresowaniach "jezyk java". Padło pytanie, co ciekawego zostało wprowadzone w javie 1.8 ? Kandydat oniemiał i nie był w stanie nic powiedzieć. Inna sprawa że wyłożył się też na podstawowych rzeczach czyli "czym się różni klasa abstrakcyjna od interfejsu" etc.(dodam tylko że rozmowa maiłą miejsce w króce po wyjsciu javy 1.8 i był na to duży hype)
- Przyszedł Pan doktor informatyki na rozmowę kwalifikacyjną i również wyłożył się na podstawowych rzeczach. Ogólnie manager męczył się aby tę godzinę przesiedzieć z nim na rozmowie (taka polityka firmy) i aby nie było negatywnego wrażenia.
Osoba rekrutowana:
- Software House, stworzony przez ludzi, którzy się pokłócili z szefami innego SH i założyli własną firmę, poprosił mnie o zrobienie zadania domowego w ramach rekrutacji. Zadanie było na min 2 dni robocze. Gdy im odmówiłem, to zadzwonił do mnie członek zarządu z informacją, ze oni tego potrzebują na cito i ze jest w stanie mi nawet zapłacić z góry, abym tylko im to zrobił ;) To był największy WTF ever jaki mnie spotkał jako kandydata.
- Inny software house wystawia ogłoszenia tylko po to aby zebrać cv i wystartować w przetargu u klienta, dokumentując w ten sposób posiadane zasoby.
- Inny SH już mi zaoferował pracę, ale problem przyszedł gdy przyszło negocjować szczegóły kontraktu B2B. Były tam zapisy skrajnie niekorzystne dla mnie ("12 miesięcy gwarancji na wykonaną usługę tj kod" etc). Napisałem w mailu listę zastrzeżeń do umowy. Nikt się nie odezwał. W dniu w którym miałem przyjść do "nowej" pracy dostaję telefon z pytaniem gdzie jestem ;) Odpowiedziałem im, ze przecież nie podpisałem umowy.
Kandydat z ponad 5 letnim doświadczeniem wpisał w zainteresowaniach "jezyk java". Padło pytanie, co ciekawego zostało wprowadzone w javie 1.8 ?
Inna sprawa że wyłożył się też na podstawowych rzeczach czyli "czym się różni klasa abstrakcyjna od interfejsu" etc.
Tu są akurat 2 WTFy w 1
też bym oniemiał ze zdziwienia że ktoś zadaje takie pytania :D!
sacharynek napisał(a):
- Software House, stworzony przez ludzi, którzy się pokłócili z szefami innego SH i założyli własną firmę, poprosił mnie o zrobienie zadania domowego w ramach rekrutacji. Zadanie było na min 2 dni robocze. Gdy im odmówiłem, to zadzwonił do mnie członek zarządu z informacją, ze oni tego potrzebują na cito i ze jest w stanie mi nawet zapłacić z góry, abym tylko im to zrobił ;) To był największy WTF ever jaki mnie spotkał jako kandydata.
Chyba nigdy nie miałeś do czynienia z tak zwanymi agencjami interaktywnymi? To często spotykana praktyka, szuka się jelenia który podłoży swój czas na zrobienie czegoś co ma służyć tylko za tło (do odrzucenia - taki mockup ale rozbudowany) a na którym ma "błyszczeć" właściwe rozwiazanie.
Gdyby całkiem duży tłumek naiwnych nie łapał się na "rozbudowane zadania domowe" to by takie cuda nie odchodziły.
Miałem zakładać osobny wątek, ale pal licho.
Rekrutacyjne WTF, bo pokażę wam jak się rozbiegła oferta pracy z realiami. Utrzymam to krótko, bo mam dość.
Na 10 buzzwordów wymienionych w ofercie, sprawdziły się 2 (dwa).
Na obietnice w miarę nowego projektu w chmurze, dostałem 20 letni CMS.
Zamiast zarządzania zależnościami, wrzucone skompilowane biblioteki do repozytorium.
Proces wytwarzania oprogramowania to push do mastera.
Młody i dynamiczny zespół, to jeden zasiedzony 'senior' developer.
Scrum to spowiedź przed menago.
Wymagana bardzo dobra znajomość angielskiego, po to by czytać w kodzie polskie komentarze z błędami ortograficznymi.
A elastyczny czas pracy to 8-16 lub 9-17 do wyboru, na stałe.
kurczaki, ale wtopiłem :(
@TerazOdpowiemNaKomcie: może chociaż stawka 30k? :D
Moje dwie najgorsze w życiu rekrutacje odbyły się całe szczęście dawno temu jeszcze jak byłem na słabym poziomie i to raczej ludzie szukali pracy a nie na odwrót.
Pierwsza - interview umówione w wawie w dużym korpo wdrażającym ERP. Z uwagi na dojazd pociągiem ustawiłem na 13, coś załatwiłem pomiędzy i przyjechałem punktualnie na rozmowę. Miła pani w recepcji posadziła mnie na sofie i kazała czekać. 20 minut po umówionej godzinie grzecznie dopytuję się czy aby na pewno interview się odbędzie bo może powinniśmy przełożyć na inny termin - pani zapewnia mnie że ma mnie w kalendarzu i na pewno wszystko się uda dzisiaj. No to czekam. 20 minut później znowu pinguję recepcję i pani wygadała się że rekruterzy zaraz wrócą z obiadu. Rozmowa zaczęła się z 55 minutowym opóźnieniem - przyszło 2 znudzonych gości, zaprowadzili mnie do pokoiku i zaczynamy rozmowę.
No więc opowiadam co robiłem, co potrafię i w czym piszę.... gadam i gadam i widzę zero odzewu. Więc po 10 minutach monologu kończę i zadaję pytanie co firma ze swojej strony oferuje kandydatom. I tym niestosownym pytaniem wytrąciłem panów z błogostanu, jeden z nich wyciągnął z jakiejś szuflady stertę papierów i macha nią mi przed nosem mówiąc że na ofertę dostali ponad 100 CV i że praca w ich firmie to spore wyróżnienie. Posłuchałem przez chwilę tych bzdur, podziękowałem i powiedziałem że jeżeli będą zainteresowani to mogą dzwonić i wyszedłem, ale oczywiście wiedziałem że choćby chcieli to za nic w świecie nie będę pracować w takiej firmie nawet jeśli daje stawki 50% powyżej rynku.
Druga rozmowa - amerykańska firma, nie korpo ale średni rozmiar, własny produkt w .NETcie. Przed rozmową standardowe pytanie o stawkę - jako że byłem w trakcie rekrutacji do innej firmy rzuciłem kwotą z tamtej +10%. Rozmowa umówiona na 2h z kierownikiem zespołu i panią z HR. Początek miękki, trochę pytań kierownika o doświadczenie i technologie. Minęło 10 minut - kierownik oznajmia że musi wyjść i rozmowę dokończy pani z HR. Pani oczywiście jak to usłyszała to zrobiła się prawie zielona, kierownik wyszedł, więc zaczęła coś dukać o firmie i dynamicznym zespole. Stwierdziłem że nie ma sensu siedzieć i gawędzić o niczym przez 1.5h z niedecyzyjną kobietą, ale szkoda mi się jej zrobiło, więc posiedziałem jeszcze 10 minut, popytałem ją trochę jak się pracuje i poszedłem. Oczywiście wiedziałem że zostałem kompletnie olany przez kierownika i ona również, no ale cóż... wizerunek firmy budują ludzie.
Od tego czasu sam prowadziłem wiele rozmów jako rekrutujący i cieszę się że zobaczyłem jak można spaprać wizerunek firmy którą się reprezentuje i że wiem jak tego unikać
Moje WTF było wtedy gdy byłem jeszcze słabszy dużo niż obecnie. Miałem rozmowę do pewnej firmy uchodzącej potem za januszsoft z panią developerką team leaderką. Rozmawiało się przyjemnie, na niektóre z pytań odpowiadałem lepiej na inne gorzej ale wypadłem raczej dobrze. Wszystko było fajne do momentu gdy zapytano mnie o wymagania finansowe. Powiedziałem wtedy 8k netto na fakturę + VAT po czym Pani się zaczerwieniła i od tej pory było jakoś dziwnie.
Zostałem odrzucony bo "mój profil nie do końca pasuje do oczekiwań zespołu".
Ale to nic. Najsmieszniejsze bylo wtedy gdy dowiedzialem sie ze ta pani team leader zarabia tam 4000 netto na umowie o pracę. Czyli zarabiałbym tam więcej niż ona.
Wydaje się to niewiarygodne a jednak to prawda
Dobrze, że się wtedy nie udało.
Ja ostatnio miałem WTF. Zaaplikowałem do firmy, umówiono mnie na rozmowę z 2 jegomościami. Oczywiście rozmowa zdalna bo wirus.
Generalnie obaj od początku wyglądali na takich, których wysłano na rekrutację za karę. Rozumiem ,że nie jest to najbardziej pasjonujące zajęcie ale są pewne granice okazywania tego. Pierwszy z Panów praktycznie podpierał ręką głowę (jak znudzony uczeń mat-fizu na zajęciach z historii) i mówił bardziej monotonnie niż syntezator mowy. Był chyba najbardziej znudzoną osobą na świecie w danej chwili.
Z kolei drugi Pan wpatrywał się we mnie (no chyba że miał odpalone na kompie coś innego) i dłubał sobie w nosie. No brakowało tylko tego, żeby wydłubał dorodny okaz i pokazał go do kamery.
Później był moment, że wypowiadałem się na pewien temat i tutaj snuje już domysły: wyglądało jakby jeden z jegomości pisał coś na klawiaturze, a po chwili drugi odczytał tą wiadomość i obaj zaczęli się podśmiechiwać. Jeżeli tak było no to serio gratuluję firmie wysyłania takich ludzi na rekrutację.
Nie mówię, sam na tej rozmowie się nie popisałem, po części z niewiedzy a po części dlatego, że po 10 minutach rozmowy przestało mi zależeć na pracy z takimi ludźmi.
Z takich co utkwiły w pamięci to test IQ (która z kształtów tutaj nie pasuje itp.) trwający w siedzibie firmy 90min oraz na innej rekrutacji byłem lekko zmieszany, gdy otrzymałem kostki z obrazkami(story cubes?), miałem wykonać rzut nimi i na podstawie wylosowanych obrazków opowiadać o sobie przez kilka minut.
Rekrutacja na rekrutera
Nie jest to moje WTF, ale kolegów starszych roczników ze studiów na UJ w czasach gdy dopiero co trafiłem na studia. Sytuacja miała miejsce ponad dekadę temu i dotyczyła rekrutacji do Motoroli. Otóż jednym z branych pod uwagę kryteriów miały być - uwaga, uwaga - oceny z przedmiotów akademickich. Było to w czasach gdy Motorla była dość popularnym miejscem odbywania praktyk/staży.
Rozmowę o staż w pewnej firmie w stolicy miałem w mcDonalds który znajdował się obok. Siedziałem przy stoliku z rekruterem wśród tłumu różnych wycieczek i nastolatków tłumacząc czym są wskaźniki. Dwa tygodnie później po doproszeniu się o odpowiedź napisali mi, że firma jednak nie jest gotowa na stażyste i nie przyjmą nikogo.
vendie napisał(a):
Rozmowę o staż w pewnej firmie miałem w mcDonalds który znajdował się obok. Siedziałem przy stoliku z rekruterem wśród tłumu różnych wycieczek i nastolatków tłumacząc czym są wskaźniki. Dwa tygodnie o doproszeniu się o odpowiedź napisali mi, że firma jednak nie jest gotowa na stażyste i nie przyjmą nikogo.
Ja miałem w przyhotelowym barze. Tłumaczyli się że biuro mają w remoncie
KamilAdam napisał(a):
Ja miałem w przyhotelowym barze. Tłumaczyli się że biuro mają w remoncie
Ja dla odmiany miałem kiedyś w remontowanym biurze. Ale to może dlatego, że nie było w okolicy barów. (Brr, nigdy więcej pracy w takim miejscu.)