Wydaje mi się, że bankowość elektroniczna w PL pojawiła się wcześniej niż w UK i przez to jesteśmy wciąż w oparach technologiach lat 90 ubiegłego wieku. Jednocześnie, w bankach IT jest postrzegane jako koszt, a nie dostawca wartości dla klientów.
Jako klient, dostaję wiadomości z mBanku, które wyglądają tak: przez kilkanaście godzin nie będzie działać nic. Patrząc na te wiadomości przez swoje doświadczenie w IT, momentalnie widzę jedną wielką bazę danych, jeden wielki monolit do zarządzania wszystkim (system transakcyjny), opleciony wielką siecią powiązań i integracji z systemikami do kart, bankowości elektronicznej, obsługi wniosków, zarządzania ryzykiem i ciężko nawet powiedzieć ilu jeszcze drobnych integracji na obrzeżach. Tego nie da się wymieniać po kawałku, bo nigdy nie wiadomo co walnie, nie da się nawet zrobić red/green deployment. Trzeba "wgrać na proda" w całości, co zajmuje czas i trzeba to przetestować w całości, co też zajmuje czas. Albo najzwyczajniej w świecie, ktoś w banku uznał, że płacenie za infrastrukturę pod drugie środowisko jest za wysokim kosztem, więc nawet jeżeli by się dało, to nie ma na czym.
Dla mnie, bardzo dużo o obrazie zaawansowania technologicznego w bankowości świadczy fakt, że głupi przelew z jednego banku do drugiego w sprzyjających okolicznościach idzie kilka godzin, w niesprzyjających czas od zniknięcia kasy z konta nadawcy, do pojawienia się na koncie odbiorcy zajmie kilka dni, bo sesje KIR trwają godziny, a nie minuty.
Wydaje mi się, że poza PL bankowość elektroniczna zaczęła się później i operowała na już istniejących "manualnych" produktach bankowych, typu czeki, karty kredytowe, opierających się na zaufaniu pomiędzy operatorami kart, bankami, akceptantami i zabezpieczonych przyzwoicie działającym systemem sprawiedliwości. U nas poszliśmy od razu w rozwiązania typu sprawdzanie salda rachunku powiązanego, przed zaakceptowaniem transakcji i został stworzony ogólnokrajowy synchroniczny, rozproszony monolit.