Co do wpisu z tego bloga - tak, dzieciak nie wie, czym jest informatyka, utożsamia ją jedynie z programowaniem, stąd np. jego opinia o teorii grafów. I wcale mu się nie dziwię, bo po pierwsze na studiach nikt nie sprawdza, czy student odróżnia jedno od drugiego, a po drugie uczelnie państwowe nie mają kompletnie oferty dla ludzi, którzy chcą być tylko programistami, a nie informatykami. Nikt tego na wcześniejszych etapach edukacji nie tłumaczy, więc ci, którzy chcą programować idą na informatykę i się nieraz rozczarowują. To jest wina systemu, nie ludzi.
Warto też wspomnieć o perełce – teoretycznych podstawach informatyki. (...) zapisu mnóstwa kompletnie zbędnej wiedzy za pomocą… oczywiście kwantyfikatorów
To chyba jakiś kompleks autora...
Byłeś na wykładach z TPI na WAT?
Znam trochę wykładowców z tej "uczelni", są zwykłymi trepami mentalnymi. Ich wkład w naukę jest żaden, za to tworzą swoją pseudonaukę, swoje pseudoteorie i po swojemu definiują rzeczy już dawno na świecie zdefiniowane. Co implikuje to, że odpowiadając na ich pytanie trzeba jota w jotę powtarzać ich zdania, i mówić rzeczy sprzeczne z obowiązującą na świecie nauką. Nie wydaje Ci się to żenujące?
Czy nauczanie np. inżynierii oprogramowania na podstawie slajdów z lat osiemdziesiątych jest czymś normalnym? Czymś, co tworzy renomę polskich uczelni w świecie?
Ciekawy punkt widzenia, tylko że dowodzenie czegokolwiek "przez przykład" to raczej słaby pomysł.
A co jest złego w podaniu dobrego przykładu? Czyż nie o to chodzi, w wykładach, żeby WYŁOŻYĆ wiedzę i przekazać ją studentom w zrozumiały sposób? Czy dobry przykład albo np. analogia do codziennego życia nie są normalnymi metodami osiągnięcia tego celu?
To takie straszne komuś coś wytłumaczyć, zamiast jedynie odsyłać do zagmatwanej literatury? I nie chodzi mi bynajmniej o to, żeby studenci nie czytali podręczników, nie znali twierdzeń, nie uczyli się we własnym zakresie, itd. Chodzi mi o to, że psim obowiązkiem nauczyciela jest nauczać, a nie puszczać swoje czterdziestoletnie slajdy mamrocząc pod nosem.
Skoro studenci przyszli na zajęcia nieprzygotowani to dostali 2.0, w czym problem?
Może w tym, że skoro wszyscy przychodzą "nieprzygotowani", to znaczy, że ktoś w procesie dydaktycznym nawalił i nie dał im podstaw do przygotowania się?
Cały ten wpis jest komiczny. Tak po prostu w dużej mierze wyglądają studia, a przynajmniej 1 rok na każdej politechnice.
Tu masz rację, tak wyglądają studia wszędzie w Polsce. Nie chodzi w nich o nauczenie kogokolwiek czegokolwiek, jedynie o odbębnienie pańszczyzny przez wykładowców i ćwiczeniowców. Kadra nauczająca to w większości dydaktyczni impotenci, którzy w ogóle nie powinni nikogo niczego nauczać, bo zwyczajnie tego nie potrafią. Efekt jest taki, że studenci prześlizgują się przez studia, byle tylko odbębnić swoje, jakoś tam zaliczyć i dostać dyplom. A ci, którzy mieli nadzieje na rozwój naukowy, po ujrzeniu tego całego burdelu albo rezygnują, albo robią to za granicą.
Duża część uczelni i wykładowców w Polsce rucha studentów jak chce, a jak ktoś przeciwko temu protestuje, to nazywany jest nieukiem, przez tych, którzy najwyraźniej lubią być ruchani i się tym chełpić. Nic dziwnego, że Polska g**no znaczy w świecie nauki.
@Shalom, rozumiem, że Twoim zdaniem studia nie powinny służyć motywowaniu studenta do własnego rozwoju i wspierania go w nim, tylko na zapierdalaniu, bo jedynie zapierdol uszlachetnia i daje podstawy do otrzymania tytułu?