@Krolik
Tak się składa, że mam znajomych i w Rosji, i gadałem też ostatnio z Ukraińcem z Kijowa. I to nie jest wszystko takie proste jak to pokazują media u nas. Na wschodzie żyje całe mnóstwo ludzi, którzy chcą do Rosji i pomagają separatystom. W tej sytuacji trudno aby Rosja nie próbowała odzyskać dawnych terenów.
To jednak jest bardzo proste, drogi panie manipulatorze. To, że Rosja ma swoje interesy w tym regionie lub mieszka tam ludność rosyjskojęzyczna nie zmienia faktu, że Rosja najechała zbrojnie niepodległe państwo. Tymczasem ty próbujesz pokrętną argumentacją usprawiedliwić i zracjonalizować agresję Putina na Ukrainę.
Nigdzie Rosji nie usprawiedliwiam. Chyba kompletnie nie zrozumiałeś co napisałem. W ogóle abstrahuję od jakiejkolwiek oceny moralnej poczynań Rosji czy Putina. Rozpatruję tę kwestię tylko w kwestii "wygrywania konfliktu militarnie". Post @karolinaa sugerował, że Rosja tak sobie planowo walczy z sąsiadami i że gdzieś tam na liście dalej jest Litwa, Łotwa, a może i Polska. Moim zdaniem jest to właśnie manipulacja i bezsensowne sianie paniki.
Twierdzenie, jakoby Rosja wygrała samodzielnie militarnie jakąkolwiek ww wojen jest mocnym naciąganiem. Owszem, dokonała aneksji politycznej Krymu i oderwała Osetię od Gruzji, ale nie dokonało się to tylko w wyniku działań wojennych. Akcja militarna była wtórna wobec sytuacji politycznej jaka panowała na tych terenach wcześniej. Rosja tak sobie bez przyczyny nie wysłała wojsk na Ukrainę, bo się Putinowi nudziło i pomyślał, że skoro ma silniejszą armię, to najedzie sobie sąsiednie państwo. Niby czemu nie zrobiła tego 10 lat temu? Albo czemu nie najechała Polski w 89 r.? Co, przewagi militarnej nie mieli? Mieli. Ba, mieli tu swoje wojska, które grzecznie stąd wyprowadzili. Problem w tym, że (moim prywatnym zdaniem) próba zaatakowanie spotkałaby się z olbrzymim oporem, tysiąc razy większym niż w przypadku Krymu, w którym to przypadku oporu praktycznie nie było. I rozpętałaby się otwarta wojna i nie wiadomo jakby się skończyło, bo ktoś mógłby Polsce jednak w końcu pomóc i już nie byłoby tak różowo. Mam wrażenie, że Rosja po prostu wybiera łatwe cele, tam gdzie może szybko coś ugrać dla siebie bez pełnego angażowania się w konflikt i bez ponoszenia pełnego ryzyka (traktując separatystów trochę jak mięso armatnie i często wykorzystując naiwność ludzi), dlatego trochę prowokacyjnie zadałem pytanie, czy "którąś wojnę wygrała"? Owszem, politycznie wygrała, ale tylko z dużo słabszymi od siebie i takimi, którzy przegrali właściwie zanim jeszcze coś się zaczęło (Krym). Z Czeczenami bawili się kilka lat i już nie było tak łatwo. W Afganistanie też dostawali bęcki od rebeliantów (wspieranych przez USA).
BTW. Żeby nie było: nie popieram działań Rosji, ale we wszystkich tych ww sytuacjach aneksja następuje przy dużym oddolnym poparciu. W takiej sytuacji jest dużo łatwiej i Rosja zwyczajnie korzysta z okazji. Dlatego Rosja samodzielnie żadnej z tych wojen nie wygrała, w każdym razie nie w takim sensie jak musiałoby to być gdyby chciała zająć Polskę.
Rosja zabezpieczyła swoje interesy i osiągnęła swoje cele w Czeczeni, Gruzji i na Krymie, więc śmiało można mówić o zwycięstwie militarnym Rosji w tych konfliktach. Unikanie przyznania tego, to zwyczajna manipulacja, która ma przedstawić Rosję jako dobrego wujka, który nic złego nie robi i nie ma krwi sąsiadów na rękach.
No dobra, niech będzie - zwyciężyli militarnie i wyrwali dla siebie kawałek ziemi, która praktycznie nie była broniona, a połowa ludzi chciała do Rosji. Ale sukces militarny pełną gębą.
BTW: A co do dobrego wujka, to tak, jak Amerykanie najeżdżają Irak w celu unieszkodliwienia rzekomej broni chemicznej, której tam nigdy nie było i "ustabilizowania sytuacji", to są "dobrym wujkiem", a jak Putin robi dokładnie to samo z Osetią, to już zły? Jak Amerykanie nazywają członków Al-kaidy terrorystami to dobrze, ale jak Putin nazywa tak samo Czeczenów to źle? Widzę, że propaganda u nas też ma się dobrze.