Śmierć nadaje życiu cały sens. Bez śmierci życie ten sens traci.
Dość pokrętna logika. Na zasadzie kocham córkę/mamę/brata tylko dlatego, bo się boję, że może wpaść pod tramwaj i ją/go stracę
.
Dla mnie jest zupełnie odwrotnie - świadomość szybkiego końca jest strasznie demotywująca. Nieważne, czy osiągniesz "sukces" (jakkolwiek rozumiany), czy będziesz szeregowym robaczkiem pracującym na kasie w żabce/klepiącym CRUD'y w korpo, i tak za max kilkadziesiąt lat Cie nie będzie. Cokolwiek zrobisz - zniknie razem z Tobą. Może napiszesz książkę i kolejne pokolenia będą ja w szkole omawiać w ramach lektury - ale Ty nic z tego nie masz, zostaje jakieś wspomnienie po Tobie, ale Ciebie już nie będzie.
Możesz pracować i zarobić worki pieniędzy - ale tak samo jak Steve Jobs, który budżet miał nieograniczony, na nic one się nie zdadzą. Możesz codziennie iść do łóżka z inną supermodelką - ale i tak to przeminie i nic z tego nie zostanie. Możesz iść w stronę duchowości - czy to KK, medytacje, buddyzm czy cokolwiek innego - ale są duże szanse, że to oszukiwanie się, po śmierci po prostu następuje odcięcie zasilania i format c:
, nigdzie dalej nie istniejesz - ani fizycznie, ani jako jakaś dusza/energia/byt/świadomość.
Także powtarzam - nie mam pojęcia, o czym @katakrowa pisałeś, bo właśnie ta śmierć jest czymś, co powoduje, że sie odechciewa żyć. Takie poczucie, że cokolwiek byś nie zrobił, i tak to wszystko przeminie, jest chwilowe, bezwartościowe. Jak stawianie zamku z piasku na brzegu morza - jest to fajna zabawa przez chwilę, ale na dłuższa metę nie ma sensu, bo zaraz przyjdzie większa fala i go zmyje.
Jakiś czas temu (w sumie to 4 lata... ale ten zegar zapieprza...) był podobny wątek i tam też napisałem co myślę - https://4programmers.net/Forum/Off-Topic/308944-kryzys_wieku_sredniego_bieg_rzeznika_sportowe_samochody_itp?p=1479213#id1479213