- jak nie jesteś ustawiony, NIGDY nie rzucaj pracy dla startupu - to aboslutnie najgłupsza decyzja, jaką możesz zrobić, uwierz mi. Praca + na boku startup = nieskończony runway.
Właśnie teraz pracuje na etacie i niestety nawet jakbym chciał to nie moge zbytnio prowadzić takiej firmy z uwagi na non compete, limitowaną dostępność godzinowa (w godzinach 10-6 musze siedzieć w pracy, a nie np. robic meetingów z klientami) oraz ograniczone możliwości budowania personal brandu. Wydaje mi się, że w takiej perspektywie lepiej jest zbudować runway na 5-10 lat (nie jest to jakoś specjalnie dużo pieniędzy w Polsce jak się zainwestuje dobrze) i wbijać full time. Potencjalnie można na boku robić jakis market risearch/PoC, ale nie wyobrażam sobie jak efektywnie robić cokolwiek więcej.
Jak masz runway i nie masz zewnętrznego finansowania, to prędzej czy później jakieś problemy przyjdą. Szana na sukces też jest < 10%, weź to pod uwagę.
- Rynek mały/średni i niezbyt zamożny - jest trudniej, szanse na sukces są mniejsze, a nawet jak już działa, to wierz mi że zwariujesz od lokalnej klientli
- finansowanie - wynika z punktu wyżej
No to będziemy polemizować.
Rynek niezbyt zamożny, tak?
Polska to jest TOP20 rynków zbytu na towar i usługi na świecie aktualnie.
Najgorzej wykwalifikowani ludzie w drabinie społecznej, pracownicy fizyczni chodzą po restauracjach i płacą po 50 zł za hamburgera, kupują auta z salonu, mieszkania na wynajem, a drogie hotele pękają w szwach.
Jednym z moich ulubionych papierków lakmusowych poziomu życia w Polsce jest taki hotel nad polskim morzem, gdzie lubię sobie pochillować przynajmniej raz w roku od kilkunastu lat.
Jak zaczynałem tam jeździć w okolicach 2012 roku to klienci hotelu to byli praktycznie sami bogole, lekarze, prawnicy, biznesmeni, sędziowie. W restauracji hotelowej to był klimat jak w amerykańskich filmach, faceci w marynarkach, kobiety wystrojone wieczorowo. Dzieci w całym hotelu jakieś pojedyncze sztuki.
Dzisiaj? Cena za dobę proporcjonalnie do inflacji spuchła, do rozmiarów absurdalnych, a hotel pęka w szwach od prostactwa po zawodówkach, buractwa, które tylko zmieniło gumowce na air maxy, czy inne balanciangi i poprzyjeżdżały ze swoimi czwórkami kaszojadów. Zjechały się karyny fryzjerki, ze swoimi mariuszami mechanikami samochodowymi żeby się nachlać i porobić sobie zdjęcia na IG :D
Jak ktoś mi powie, że mamy mały / średni rynek to się popluję ze śmiechu. Chyba w porównaniu do USA, ale tam konkurencja też jest odpowiednio większa.
To co piszę wynika z mojego doświadczenia i własnego biznesu w tej branży. B2B w Polsce jest upierdliwy strasznie, wierz mi. B2C? Jasne, to co piszesz ma sens, tylko spójrz z drugiej strony - nakłady inwestycyjne (zakup hotelu czy marketing) dzisiaj to jest kosmos, kosmos, jeszcze raz kosmos. Koszty pracownicze też urosły. Kto w latach 90' budował hotel czy w 00' miał tanią siłę roboczą do biznesu usługowego, dzisiaj ciągle może na kokosach lecieć, ale kto chce wejść ma trudno.
Na koniec, słowa mojego taty, który dosyć dobrze się dorobił w dobrych czasach (okres 95-2010):
Kiedyś łatwo się było dorobić - wystarczyło mieć trochę oleju w głowie i zasuwać po 10-12 godzin dziennie - popyt był na wszystko. Dzisiaj jest dużo trudniej, ale poziom życia jest dużo lepszy.
Miłego :)