Hej:)
Dołączyłem do nowej pracy ze względu, że zasiedziałem się 4 lata w poprzedniej firmie jako Java Dev, stawka była 8500 zł brutto, ale wymagania były w stosunku do mojej osoby były małe, miałem ugruntowaną pozycję przez ten staż pracy, raczej nikt mi nie podskakiwał bo byłem swój. Pracowałem przy utrzymaniu kodu, zazwyczaj dopisywałem jakąś funkcjonalność, albo nic nie robiłem przez cały tydzień. Jednym słowem ciepła posadka.
Z drugiej strony byłem niezadowolony stosunkowo niskimi zarobkami, które miałem (a szefostwo nie chciało mi dać podwyżki). Doszło do tego że się zwolniłem i znalazłem pracę dla jednej kontraktornii ze stawkami 14k + vat. We wrześniu dołączyłem do istniejącego projektu przez kontraktornię. W sumie mija mi teraz 4 miesiąc pracy w nowej firmie i jestem w szoku.
Chodzi o to, że od początku w ogóle nie byłem wdrożony w nowy projekt, spędzałem masę godzin na tzw. reverse enginieeringu, Team Leader w nowej pracy okazał się gburem, zdarza mu się podczas Daily klnąć jak ktoś coś zrobi źle oraz podchodzi emocjonalnie do projektu w sensie nie widzi życia poza nim i nie ma życia. Co stwarza że pracuję nadgodziny codziennie i stwarza lekką presję. No ogólnie to mnie zaniepokoiło. Na początku września, aby się lepiej wdrożyć podostawałem parę bugów w Sprincie do robienia. No i parę bugów było pilnych, dochodziło do tego, że Biznes Manager potrafił do mnie na priv pisać na kiedy skończę danego taska bo trzeba go oddać "w paczce" (śmiać mi się chce z tego określenia ale no dobra).
W październiku mieliśmy spotkanie z Managerem of managers, że projekt ma deadline do końca roku, że jest ciężko, że nie ma opcji abyśmy nie zdążyli. No i od października aż do teraz zaczęła się presja w zespole, w tym sensie że ludzie zaczęli być zmuszani aby coś dowozić do konkretnego "Dema", jak? No pytania managera, słowa typu, że "pasuje do dowieźć", albo jego westchnięcia na głos, jak się mówiło że z czymś ma się problem. Oczywiście brak jakichkolwiek nadgodzin bo tryb pracy zadaniowy no i robię tak już kolejny miesiąc pracując nawet nieraz w weekendy aby zdążyć. Współpracownicy także robią za darmo nadgodziny bo mi koleżanka sama powiedziała że ma tego dość. Oczywiście od przyszłego roku składam wypowiedzenie, ale...... jestem zdruzgotany tym, że tak łatwo wpaść w takie wielkie "G".
Macie jakieś rady aby jak znaleźć fajną pracę? Np. mam teraz żal że się zwolniłem z poprzedniej firmy, mimo że mniej zarabiałem ale zawsze o 16.00 kończyłem, zero stresu, nerwów. Czy są szanse znaleźć nową pracę równie spokojną? Czy zawsze jak chce się coś więcej zarobić to jest stres i taka presja? Dzięki za odpowiedzi