Cześć,
Zastanawiałem się, jak wygląda/wyglądała w waszych obecnych/byłych miejscach pracy kwestia lokalnych uprawnień na służbowym komputerze. Pracuję w dużej korporacji, gdzie tworzeniem jakiegokolwiek softu zajmuje się chyba mniej niż 5% ludzi. Wnioskuję tak po tym, jak wyglądają "specjalne polityki bezpieczeństwa" dla deweloperów i inżynierów, które od tych nadawanych pozostałym pracownikom różnią się na przykład tym, że możesz odpalać skrypty PowerShell, o ile umieścisz je w konkretnym folderze...
Dochodzą do mnie słuchy, że nadchodzi pewna rewolucja, która polega na dodaniu kolejnego chomonta do już działających na naszych komputerach TRZECH antywirusów, w postaci odebrania nam praw administratorskich i wydelegowaniu ich do jakiejś aplikacji, która będzie decydować, czy pozwolić danemu procesowi na uruchomienie się w podwyższonych uprawnieniach, czy nie. Nie muszę chyba tłumaczyć, co to oznacza dla ludzi pracujących z kodem.
Szukałem trochę w internecie jak wygląda to w innych firmach i trafiłem na różne opinie. Są ludzie, którzy uskuteczniają praktyki polegające na dawaniu osobnej maszyny do developmentu albo maszyny wirtualnej. Są tacy, którzy uważają tego typu praktyki za zbędne i negatywnie wpływające na produktywność. Czytając te wątki można jednak odnieść wrażenie, że tego typu praktyki spotykają się z dużym sprzeciwem, a programiści są dość śmiali w wyrażaniu tego deklarując nawet zmianę pracy, jeżeli byłaby taka potrzeba.
Chciałem się zapytać jak to wygląda na naszym lokalnym rynku? Czy wy również, gdyby zostały wam odebrane lokalne uprawnienia administratorskie, "rzucilibyście papierami"? Czy można jest to u nas popularna praktyka i nie budzi żadnych zastrzeżeń? Dodam, że pracuję w tej firmie ponad rok i jest to moja pierwsza praca programisty. Myślę, że nie miałbym problemu ze znalezieniem innej pracy, ale biorąc pod uwagę mój obecny zakres obowiązków i płace, nie bardzo chce mi się ją zmieniać :)