Witajcie,
od wielu lat jestem programistą-freelancerem. Pracuję głównie dla klientów z USA i Europy zachodniej i niezależnie od wielkości projektu, zauważyłem pewną tendencję. Otóż z mojego doświadczenia wynika, że freelancerowi przeważnie trudno jest się czegoś nauczyć w zespole. Owszem, uczę się sam (jak zwykle), ale nie do końca rozumiem dlaczego jestem zwykle pozostawiany samemu sobie. Moja rola w "zespole" zwykle ogranicza się do robienia tasków i uczestnictwa w spotkaniach, ale praktycznie nigdy zespół nie dba o to, żeby mi wytłumaczyć na starcie co i jak. Jestem wrzucany do projektu i oczekuje się, że sam czytając istniejący kod zabiorę się do roboty. Nie ukrywam, że to dla mnie koszmar, bo nie lubię czytać dużych ilości cudzego kodu. Wiem, to moja wada.
Zastanawia mnie jednak czy to normalne, że nie szkoli się nowego pracownika? Nawet gdy dołączam do projektu z perspektywą co najmniej rocznej współpracy, brakuje mi tego etapu wstępnego, który pozwoliłby mi poczuć się komfortowo w zespole i w projekcie. Czuję się jak robol do odbębniania tasków. Spotykam się z tym w niemal każdym nowym projekcie i szczerze mówiąc jestem bliski wypalenia. Czuję, że muszę się prosić o tłumaczenie dlaczego coś było zrobione w określony sposób, bo przecież każdy jest zajęty. Jest to dla mnie ogromna wada bycia freelancerem, bo prawie nigdy nie czuję się w zespole jak ktoś ważny i chciany. Po prostu przyspieszam rozwiązywanie tasków.
Czy coś robię nie tak? Czy mam pecha do klientów? A może to standard i narzekam, bo tak właśnie powinno być? Nie wiem, tyle czytałem o tworzeniu przyjaznego środowiska pracy i motywowaniu pracowników, a na własnej skórze tego nie doświadczam. Czuję, że coś fajnego mnie omija i nie chce mi się rozpoczynać kolejnych projektów.