Witam forumowiczów w moim pierwszym poście.
Jestem programistą od kilku lat, pierwsze kroki stawiałem jako fullstack w Januszosoftwach, potem konkretnie przeszedłem na backend w startupach i większość kariery spędziłem właśnie tym się bawiąc.
Jakiś czas temu zmieniłem firmę z zagranicznego startupu, ponieważ chciałem nauczyć się czegoś nowego (choć tam również zaczęły wchodzić nowe technologie, natomiast dopiero to raczkowało)
Teraz po prawie miesiącu stwierdzam, że ta zmiana chyba nie była na dobre, projekt jest w gruncie rzeczy niezbyt ciekawy, technologii nowych jest cała masa, ale w większości są to dev-opsowe podejścia typu serverless, już ustawione i niewiele z tego idzie się faktycznie nauczyć.
Taski mam prostackie w porównaniu z tym co miałem, kiedyś sporo kombinowałem z danymi, optymalizacją itp a tutaj wszystko jest raczej... strasznie "proste", i trudności jakie mam to tylko to, że nie robiłem czegoś w konkretnym języku - i od razu odpowiem na pytanie, niezbyt jest miejsce na bardziej ambitne rzeczy bo ich po prostu nie ma.
Dla mojej poprzedniej firmy nadal robię "po godzinach" pojedyncze taski i mam z tego dużo większą frajdę niż z nowej pracy. Myślę, że gdyby chciał wrócić do nich na pełny etat to przyjęliby mnie z otwartymi rękami.
Pytanie czy ktoś się z tym spotkał? Bo na ten moment codziennie chodzę jak zombie i tylko klepię jakieś pierdoły, próbuję wyciągnąć jak najwięcej nauki z tego, przełożeni są zadowoleni, ale czuję jak jakbym znowu pracował w kuchni w fast foodzie - nieszczęśliwy
Jak sądzicie, warto się męczyć jeszcze chociaż kilka miesięcy, szukać czegoś innego, wracać? Nie mam pojęcia co robić, poprzednia firma to chyba jednak był złoty strzał pod kątem wyzwań i całej soft-otoczki, patrząc po tym jak jest gdzieś indziej.