Pewnie zależy jaką umowę sobie podpiszesz z klientem.
@cerrato te, lawyer :) jak to jest?
@WeiXiao: Weekend miałem lekko offline, ale już nadrabiam zaległości :D Kwestii było kilka, więc po kolei :D
1) Wbrew pozorom praca zdalna wymaga większej dyscypliny, niż typowa praca w firmie. Mam wujka, który jest projektantem (budowlaniec - wymyśla jakieś konstrukcje itp.). Facet cały dzień siedzi przed kompem i coś rzeźbi w specjalnych programach. Kiedyś gadaliśmy i zapytałem, po co codziennie chodzi do biura, skoro i tak ma swoją działalność, a to co robi to tylko na kompie - więc równie dobrze mógłby pracować w domu. Powiedział mi coś, czego wtedy nie rozumiałem, ale obecnie obiema rękami się pod tym podpisuję: praca w domu to nie praca. Co chwila coś Cię rozprasza (dzieciaki, kot, lodówka itp.). Poza tym mając osobne miejsce tylko do pracy wchodzisz w pewien rytm - jest czas domowy, masz też czas biurowy. Jeszcze dochodzi kwestia ludzi - siedząc cały czas samemu w domu można czasami zacząć wariować i gadać do gołębi na parapecie, a mając kolegów zawsze przy kawie zamienisz z kimś parę zdań, możesz też się skonsultować. No i jeszcze ryzyko o którym już pisaliście - jeśli ktoś nie ma samodyscypliny, to zaczną się przesuwać godziny, zaczną się przerwy na kolejny odcinek GOT, a po paru tygodniach/miesiącach może dojść do sytuacji, że ani nie pracujesz, ani nie masz czasu wolnego - człowiek jest w takim dziwnym zawieszeniu, bo praca nie idzie, ale też nie odpocznie, bo ma wyrzuty sumienia, że się opieprza. Oczywiście - to zależy od osoby, jest wiele takich, które sobie jakoś radzą - ale nie każdy to ogarnie.
2) Umowa ustna także jest umową, więc nie ma konieczności podpisywania niczego. Ale w wypadku sytuacji konfliktowych, ciężko potem będzie stronom udowodnić, na jaki zakres prac się umówiły, jakie były ceny oraz terminy. Dlatego bezpieczniej jest coś podpisać, ale nie jest to niezbędne (aczkolwiek - mocno wskazane).
3) Kwestia odszkodowań za niewykonanie pracy - tutaj sprawa jest skomplikowana. Sam fakt niewykonania zlecenia nie daje podstaw do żądania zapłaty odszkodowania. Można odstąpić od umowy i właściwie tyle. Żeby była opcja żądania zapłaty, trzeba udowodnić, że się poniosło jakieś szkody.
Czyli przykładowo: zamówiłem program, który będzie mi pomagał w księgowości (np. sortując dokumenty). Księgowość działa już od dawna i ma się OK, bez tego programu nadal możemy pracować. Ponieważ programu nie dostałem, zasadniczo żadnych szkód nie poniosłem, więc ciężko mówić o ewentualnym odszkodowaniu. Można oczywiście próbować udowadniać, że z tym programem miałbym dziennie 2 godziny mniej pracy, a godzina pracy pracownika kosztuje 50 zł, dlatego dziennie tracę 100 zł. Program miał być napisany miesiąc temu, więc przez ten czas, z racji tego, że ktoś się nie wywiązał, poniosłem dodatkowe koszty w wysokości 2kpln. Ale to będzie przepychanka w sądzie i ogólnie temat ciężki do ugryzienia.
Co innego, jeśli zamawiam program np. do obsługi linii produkcyjnej. Program miał być gotowy na koniec miesiąca, ale wykonawca nie wyrobił, przez co od tygodnia linia stoi. Każdy dzień przestoju maszyn to 20 tysięcy straty. Tutaj sprawa jest dość prosta, szkody są łatwe do wykazania, więc nie powinno być większych problemów w sądzie.
4) Ponieważ (jak pisałem powyżej) do uzyskania odszkodowania trzeba wykazać poniesione straty (sam fakt, że ktoś mi obiecał program, ale się nie wywiązał, jeszcze żadną stratą nie jest i nie daje powodów do domagania się rekompensaty), często w umowach stosuje się kary umowne. Wtedy sprawa jest inna - określa się ich wysokość oraz warunki, w których kara może zostać naliczona. W takim wypadku nikt nie analizuje, czy realnie poniosłeś straty. Po prostu - jeśli np. są określone kary za opóźnienia, a wykonawca się opóźnia - kara zostaje naliczona i już. Nieważne, czy poniosłeś jakiekolwiek szkody, jeśli przesłanki do naliczenia kary wystąpiły, to możesz się domagać zapłaty. Jedyna sytuacja, w której może być problem to taka, w której wykonawca będzie się bronił, że do opóźnień doszło nie z jego winy. Przykładowo - nie dochował terminu, ale dlatego, że zamawiający nie dostarczył mu na czas dokumentacji, albo np. było trzęsienie ziemi i przez miesiąc dostawca z Tajlandii nie realizował zamówień. Natomiast, jeśli nie ma żadnego sensownego argumentu na swoją obronę, to karę zapłacić musi. Czasami też się stosuje zapisy, w których w razie niewywiązywania się wykonawcy z podjętych zadań, zamawiający ma prawo zlecić wykonanie prac innemu wykonawcy i obciążyć kosztem tego, który się nie wywiązuje. Ale to już kwestia, jak będzie umowa sformułowana, nie wynika to wprost z żadnych przepisów KC.