"Opresja ze strony państwa"?
Mieszane uczucia co do planowanych zmian mają również sami pracownicy. W rozmowie z WP Finanse Bartłomiej Gajewski, starszy programista, tłumaczy, że kwestia zasad współpracy powinna pozostać jednak pomiędzy pracownikami a pracodawcami.
Przekształcanie umów byłoby pewną formą opresji ze strony państwa. Umowa o pracę to większa stabilność i bezpieczeństwo, B2B to niższe podatki. Każdy z przedsiębiorców powinien mieć wybór, na jakim kontrakcie współpracuje - mówi Bartłomiej Gajewski.
Nasz rozmówca wspomina, że na początku hossy w branży IT wielu programistów dobrowolnie rezygnowało z umów o pracę i decydowało się na założenie własnej działalności. Takie praktyki pozwalały im na większą samodzielność, niezależność i wyższe zarobki.
Ile stracą programiści?
Jak duża jest to różnica? Piotr Juszczyk, doradca podatkowy inFakt, przygotował dla nas wyliczenia dotyczące wynagrodzenia na samozatrudnieniu i etacie. W przypadku gdy końcowy koszt pracodawcy sięga 20 tys. zł, różnica w wypłacie "na rękę" wyniesie prawie 4,5 tys. zł miesięcznie. Pracownik zamiast 15,3 tys. zł netto zarabia 10,8 tys. zł.
- Koszt pracodawcy to faktura netto wystawiana przez programistę lub tzw. podwójne brutto dla pracodawcy, a więc brutto z umowy o pracę plus ZUS płacony przez pracodawcę. To scenariusz, w którym pracodawca po zmianie nie będzie chciał ponosić większego kosztu niż przy otrzymywaniu faktury - tłumaczy Piotr Juszczyk.
To zresztą nie wszystkie potencjalne konsekwencje. Samozatrudnieni mogą być ścigani przez skarbówkę, jeżeli w trakcie działalności odliczali VAT. Mogą mieć trudności z rozliczeniem leasingu i dotacji dla firm.
Wysoko wynagradzanym specjalistom taka zmiana mogłaby się więc nie spodobać. Nie jest to jednak aż tak bardzo oczywiste, jak jeszcze kilka lat temu. Obecnie, zauważa Gajewski, rynek mocno się zmienił.
- Pracownicy zaczęli doceniać stabilne zatrudnienie. Znalezienie pracy nie jest tak łatwe jak kiedyś. Powstaje oczywiście pytanie, czy po powrocie hossy będziemy mogli wrócić do współpracy na zasadzie B2B. W obliczu tych przepisów mam uzasadnione wątpliwości - opowiada programista.
Co więcej, pojawiają się obawy, jak firmy zareagują np. na nagłą konieczność przekształcenia umowy. - Kontrakty B2B mają zwykle miesiąc wypowiedzenia. Niektórzy pracodawcy mogą zwolnić część współpracowników - wskazuje Gajewski.
- Efektem kontroli PIP będzie niepewność w prowadzeniu działalności, szczególnie dla małych firm, które nie mają rozbudowanych działów prawnych - dodaje.
Małgorzata, UX designerka, wskazuje na inny problem związany ze współpracą na zasadzie B2B. - Firma, dla której pracuję, wprowadziła w grudniu ubiegłego roku tzw. freeze - zamroziła projekt na trzy tygodnie. Dostałam przez to mniej niż jedną czwartą normalnej wypłaty. Nie mam na to żadnego wpływu, mogę wyłącznie liczyć, że takie sytuacje będą zdarzać się jak najrzadziej - tłumaczy.
Były też takie sytuacje, że praktycznie z dnia na dzień kontraktorzy słyszeli, że firma nie potrzebuje już ich zaangażowania przy projekcie - dodaje.
Dla naszej rozmówczyni wspomniana firma jest jedyną, dla której wykonuje usługi. Ma regulowane godziny i zakres zadań. Mogłaby stać się więc jedną z osób, u której inspektorzy PIP dopatrzyliby się konieczności zmiany charakteru umowy.
Byłaby to świetna wiadomość - opowiada nasza rozmówczyni. - Praca na B2B daje duże korzyści finansowe programistom. Gdy zarobki nie przekraczają 10 tys. zł na rękę, zyski z samozatrudnienia nie są już tak wyraźne, szczególnie odkąd płacę "duży ZUS". A etat to jednak wiele plusów. Obecnie jestem na przykład wynagradzana wyłącznie za przepracowane godziny, więc pracuję także, gdy jestem chora - dodaje UX designerka.
To wszystko jednak teoria - zastrzega od razu.
Zdaniem Małgorzaty nowelizacja wywoła początkowo potężny chaos. Nasza rozmówczyni tłumaczy, że odkąd rynek IT wyhamował, pracownicy coraz bardziej boją się o miejsca pracy. - Myślę, że pracodawcy będą to wykorzystywać i nakłaniać do podpisywania dużo mniej korzystnych umów. Łatwo mi sobie wyobrazić, że osoba pracująca na B2B chętnie poświęci dużą część swojego wynagrodzenia, byle mieć pewność dalszego zatrudnienia – wskazuje.
Istnieje oczywiście także możliwość, że przedsiębiorstwa "wezmą" gros dodatkowych kosztów na siebie. Uznają wartość faktury jako wartość brutto umowy o pracę i poniosą na UoP większy koszt o 20,48 proc. (składki ZUS pracodawcy).
W takim wariancie osoby przechodzące na etat straciłyby finansowo relatywnie niewiele (a może nawet zyskałyby). Ich pracodawca musiałby jednak do każdego stanowiska pracy dołożyć 2-4 tys. zł miesięcznie.